2014-01-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Co prawda dopiero we wrześniu, ale jednak. Środowiska turystyczne wmieście na siedmiu wzgórzach już się umawiają na wspólne świętowanie z okazji Międzynarodowego Dnia Turysty.
Pierwsze spotkanie przygotowawcze już się odbyło. Zasada ma być taka, że każdy klub dotrze w oznaczone miejsce w sposób, jaki uzna za najbardziej wygodny. A więc pieszo, rowerem, autkiem, bryczką czy inaczej. Chodzi o to, żeby się spotkać, posiedzieć przy ognisku, pogadać i wspólnie ucieszyć z tego, że lubimy się szwendać po różnych ścieżkach i drożynkach.
I bardzo dobrze, lepiej niż bić pianę na forach czy się wzajemnie obrażać, jak ma to w zwyczaju garstka frustratów, którzy nie znają innego sposobu na życie, jak plucie jadem w Internecie czy też na antenie radiowej, bo też taki jeden się znajdzie w mieście na siedmiu wzgórzach, ale nich tam, niech sobie piszą i plują. Karawana i tak pójdzie dalej.
A teraz z innej mańki. Otóż z dużym zaciekawieniem przyglądam się różnym dyskusjom na temat rewitalizacji parku Siemiradzkiego. Pierwsza zresztą napisałam o tym planie, bo jako pierwszej opowiedział mi o tym szeryf miasta nad trzema rzekami. No i fajnie, tylko niepokoi mnie pomysł na remont Schodów Donikąd. Bo znów szkło i jakieś wynalazki, jakby nie można było prostu i zwyczajnie ich wyremontować. Zresztą jak już kilka razy pisałam, mało kto sobie robi cokolwiek z zakazu chodzenia po nich. Ile razy przechodzę obok, za każdym razem widzę kogoś, kto albo siedzi na nich, albo idzie. Tak już my Polacy mamy, że zakazy nic nam nie przeszkadzają.
A tak swoją drogą to jeden wyremontowany park wiosny nie czyni. Co będzie ze skwerkami i trawnikami w różnych częściach miasta? Bo teraz wyglądają jak zwykłe ugory zarośnięte chwastami. Zresztą, co tam dużo mówić, jak jest, każdy widzi. A jest niedobrze i już.
No i teraz też z innego kątka. Nie wiem, czy wy tak macie, ale mnie to się często zdarza. Otóż przeczytałam sobie słów wiele o pewnej książce i dawaj jej szukać po bibliotekach. No i oczywiście fiasko kompletne. Nigdzie nie ma, zresztą trudno się dziwić, bo wszystkie książki na świecie to ma chyba tylko Biblioteka Kongresu Amerykańskiego, ale też za bardzo pewna nie jestem. Pomyślałam sobie, cóż trudno. I tak wszystkich książek na świecie nie jestem w stanie przeczytać, więc i tym razem się nie da. Ale jakoś tak dwa dni temu spotkałam pewną przemiłą znajomą i ona w pierwszych słowach do mnie pochwaliła się, że kończy właśnie..., no moją wymarzoną książkę, czyli „Ukraińskiego kochanka” Stanisława Srokowskiego. No i pożyczy mnie, jak przeczyta. I jak tu nie wierzyć w dobre intencje i dobre fluidy latające pomiędzy tymi, co czytają. To już druga, po „Nocnym pociągu do Lizbony” taka szczęśliwa gratka. Czasami zastanawiam się, czy by nie założyć jakiego klubu czytaczy, ale inna przemiła znajoma sprowadza mnie za każdym razem, jak się z tym pomysłem wychyle, do parteru. – Przecież nie masz czasu, to po pierwsze, a po drugie kluby czytaczy działają przy bibliotekach, więc może daj sobie spokój – słyszę za każdym razem, i jest w tym sens. Ale co tam, pomarzyć nie wolno?
No i prywatne smutki Renaty Ochwat. Kilka dni temu do Niebieskiej Sali Koncertowej przeniósł się wielki dyrygent Claudio Abbado. To między innymi on po śmierci Herberta von Karajana kierował Filharmonią Berlińską. Wybitny twórca, skromny człowiek, wielki artysta. To on prowadził Filharmoników Berlińskich podczas nagrywania „Moment of Glory” Scorpionsów, to on nagrywał z Martą Argherich. Miałam tę olbrzymią przyjemność słuchać kompozycji Gustwa Mahlera pod Jego dyrekcją. Raz jeden, jedyny w życiu...
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.