2014-01-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A chodzi o starą kamienicę przy ul. Łokietka 17. No wiecie, tę, co kiedyś przepiękna była, jest wpisana do rejestru zabytków, a dziś w prywatnych rękach i się niemal wali.
Przyzwyczaiłam się już, że ta niegdyś śliczna kamienica stoi zaniedbana i opuszczona. Przyzwyczaiłam się do kolejnych bajek kolejnych właścicieli, bo tak wiele różnych a dziwnych historii już słyszałam, że właściwie żadna następna nie zrobi na mnie wrażenia. Byłam w środku tego budynku, widziałam sosnowy las podtrzymujący stropy i smutno mi było bardzo, że aż do takiego stanu władze i kolejni właściciele doprowadzili ten obiekt.
Ale zatrzęsło mnie wczoraj, kiedy w drodze do muzeum moje oko zarejestrowało dwa wielkie graffiti, ach tam graffiti, paciagi zwykłe, które się na tym budynku pojawiły.
I jak dla mnie jest to ostateczny dowód dewastacji tego budynku. Świadectwo tego, że nikomu ani niczemu on już nie służy, że został pozostawiony sam sobie, że jest smutnym wyrzutem sumienia dla tych, co kiedyś niefrasobliwie go sprzedali, zamiast remontować.
Przypomnę tylko i podkreślę, zabytek wpisany do rejestru zabytków, czyli budowla, która szczególnie winna być chroniona, popada w ruinację kompletną, bo … Argumentów każdy może sobie wpisać milion albo i nawet dwa z okładem. Dla mnie jedna rzecz jest istotna. Skoro kolejny „właściciel” sobie nie radzi, to może pora na interwencję miasta, magistratu tak zwanego. Bo przecież to nasza spuścizna, pamiątka po zamożnym i pięknym przed wojną Landsbergu, w którym dzięki zakrętom historii przyszło nam mieszkać i żyć. I wiem, że zaraz usłyszę milion, albo i dwa z okładem argumenty, że się nie da…
I wiem też jedno. Że ten budynek jeszcze stoi, nikt go nie podpalił, ani w jakiś inny sposób nie unicestwił, jak parę innych zabytkowych obiektów w tym mieście, z jednego tylko, bardzo prozaicznego powodu. Bo jak on się zawali, to prawem domina, zawalą się sąsiednie budynki i część ul. Łokietka po prostu przestanie istnieć. Wydarzy się to coś, co Grek Zorba określił mianem, takiej pięknej katastrofy… Ale tam się zawaliła drewniana konstrukcja, a tu się lada chwila zawali dom.
Do bani z takim państwem, które pozwala na takie praktyki, do bani z takimi rządami, które jakoś nie potrafią zadbać o spuściznę, o tkankę historyczną. Myślę, że nie tylko mnie serce boli na widok takiej ruinacji, ale jest nas więcej. Wstyd panie i panowie rządzący, nie jest istotne, radni, urzędnicy, szeryfowie, premierzy czy prezydenci wreszcie. Wstyd za to, że pozwalacie na to, aby w świetle prawa i wszystkich jupiterów ginęły zabytki ulokowane nie gdzieś w leśnych ostępach, ale w centrach miast, bo to niestety, nie tylko przypadek miasta na siedmiu wzgórzach.
A teraz z innej mańki. A kto nie przyszedł na wystawę, otwarcie wystawy archeologicznej do Muzeum Jana Dekerta, niech żałuje. Bo był fascynujący pan archeolog z Poznania, który niezwykle zajmująco opowiadał o zabytkach. Za jakiś czas opiszę historię przynajmniej dwóch obiektów, bo fascynujące są i naprawdę warto je na własne osobiste oczy zobaczyć. Zresztą do muzeum warto się wybrać choćby i po to, aby kolejny raz się pogapić na przepiękny komplet śniadaniowy – dar rodzeństwa Lehmannów, wnuków budowniczego willi, albo na rzadkiej urody piece kaflowe. Bo są…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.