2014-01-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Fryderycjański fioł, żeby była jasność. No jakoś tak mam, że gdzie nie jestem, tam zawsze rozmowa się zweksluje na Fryderyka II Wielkiego. Trochę przez mnie, przyznaję…
Przyjaciele i znajomi już nie dają rady. – Rencia, ty znów o tym Hohenzollernie gadasz, wyluzuj, daj spokój – słyszę zawsze, kiedy tylko ucho moje wychwyci kawałeczek rozmówki, gdzie się pojawiają słowa: Fryderyk, Hohenzollernowie, Poczdam, Sanssouci, ziemniaki, albo coś w podobie. Ale co ja mogę za to, że jak już temat się pojawi, to ja drążę, interesuje mnie, zapisuję szczegóły, myślę i już w mózgu sobie układam, że jak pojadę do Kostrzyna, a potem się przesiądę na wybitnie wygodnego Bombardiera, a potem wysiądę i przejdę parę kilometrów, już za granicą, której nie ma, to trafię do miejsca, gdzie znów sobie się pogapię na pomnik Władcy. A jak przejdę kilka kilometrów dalej, to zobaczę kolejny pomnik, tegoż Władcy, znaczy Fryderyka II Wielkiego, Hohenzollerna z domu. No nic. Ano fioł zaangażował mózg, zainfekował i nic się nie da zrobić, bo szczepionek ani inszych leków na fioły i fiołki nie ma. Trzeba się nauczyć z tym żyć. Nie jest łatwo… Oj, nie jest, bo od przemiłych słyszę, co za brak patriotyzmu… I zawsze wtedy odpowiadam, że wszak w naszej, no niech będzie, polskiej historii, tak wyrazistego króla, jak Ukochany Władca, nie ma. (No widzicie, fioł jednak rządzi). Owszem, znajdzie się, jak choćby Władysław Jagiełło, albo bardzo słaby władca Michał Kazimierz Wiśniowiecki, jeśli chodzi o koronowane głowy. Ale też i paru wielmożów z tytułami księcia czy też tylko hrabiego będzie. Ale i tak nie wytrzymują rozgrywki. No przy Ukochanym Władcy wszyscy wysiadają. Nawet takie okropeczne kreatury jak książę Janusz Radziwiłł wydający cynicznie kraj na łup Szwedom, jego brat, także książę, Bogusław Radziwiłł przechodzący na stronę wroga dla korzyści, Krzysztof Opaliński też dla korzyści majątkowych, władzy, lub paru innych, jak Braniccy nie wspominając.
A dlaczego o tym znów piszę? Ano z takiego powodu, że miłością i zainteresowaniem Władcą, dla tych, co się pogubili, Fryderykiem II Wielkim Hohenzollernem, zainfekowałam przemiłego znajomego i on mnie właśnie oznajmił – Znalazłem kolejny pomnik i musisz zobaczyć. Znaczy, władcy pomnik i to całkiem niedaleko od byłej granicy, znaczy mostu w Kostrzynie. I to jest jakieś sześć albo siedem kilometrów od Letschin, tego miejsca, gdzie jest knajpka U Starego Fryca (Władca miłosiernie wybaczy, tak się nazywa teraz) i od przepięknego pomnika, o którym już napisałam, będzie kilka razy.
No i fioł powoduje, że właściwie o niczym innym myśleć nie mogę, tylko o tym innym miejscu, gdzie ten inny pomnik jest, no wiecie, ten kolejny. Którego jeszcze nie widziałam, a wiem, że jest. A przemiły znajomy mówi jedno – Rencia, poczekaj, miną mrozy, dzień się wydłuży, pojedziemy… No fajnie, ale za miesiąc? Za dwa? Nie, no już trzeba, trzeba zobaczyć, trzeba się zachwycić, trzeba pojechać, pójść na osobistych nogach, do Letschin, położyć gałązeczkę frezji, bo lubił, znaczy Władca lubił, pod pomnikiem Jego i dalej dawaj w poszukiwaniu kolejnych pomników władcy. No przyznajcie, fioł okropeczny jest. Ale z drugiej strony, co to za życie bez fiołów własnych? No sensu nie ma. A przemiły znajomy tłumaczy, Rencia, taż masz tu trochę rzeczy do opisania. Fakt, ano mam. Ale, do rzeczy, do Władcy trzeba. No i się wybiorę… Ale przysięgam, was zanudzać już nie będę. Bo fioły i fiołki to jednak osobista sprawa jest, a przynajmniej być powinna. Ale jednak takie piękne pomniki Władcy… No dobra, już nie będę.
I z innej mańki, albo z ulubionego kątka. Snują się różnym ludziom marzenia o Gorzowie, snują. I dobrze, bo za romantycznym poetą idąc, wielkie i piękne miasto to być powinno. Ale długo nie będzie, jeśli nie zadbamy o podstawy, o chodniki, o drogi, o zieleń. A nie będzie, bo na razie nie ma o to kto zadbać. Bo Fryderyk, znów fiołki wyłażą, dbał. I dlatego mamy piękne miasto i piękną rzekę, która właśnie śryżem się pokrywa, znaczy, może zamarznie.
P.S. Przemiłemu znajomemu dziękuję, że mnie tam na to wygwizdowo, czyli Osiedle Bermudy zabrał, dziękuję. Bo tam znów fioł okropeczny szwungu czyli nowej energii nabrał. Znów wiatr w żagle i konieczność zobaczenia i tej gałązki frezji położenia konieczność stała się mocna. No cóż, fioły i fiołki…
P.S. 2. A domowe jaskółki, choć obiecywały się nie obrażać, znów się obraziły. A za to, że na Bermudy pojechałam sama. I czytanie lub też odtwarzanie Szekspira nie pomaga. Nawet słowa o ukochanym Władcy nie pomagają. No jednym słowem domowy dramat.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.