2014-02-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jakoś tak mam, że lubię czytać. Zresztą to to była pierwsza cywilizacyjna umiejętność, jakiej się nauczyłam. Czytania oto właśnie. I nikt w rodzinie najbliższej i dalszej nie pamięta, jak to się stało, że Renatka posiadła tę sztukę. Pamiętam bardzo dokładnie, jak musiałam się uczyć pisać po polsku, z tymi okropnymi dwu i trzy znakami, ale czytać umiem od zawsze.
No i oto po tym długim wstępie, do sedna zmierzam. Czytam bardzo dużo i czasami trochę dziwnych książek. A że lubię kryminały, och, bardzo lubię, to jakiś czas temu wpadła mi w ręce i oko książka pewnego pisarza. Sprawnie, bardzo nawet napisany tekst. Fajnie, ale w tym tekście, gdzieś tam na wschodniej ścianie pojawił się wątek gorzowski. Jedno zdanie, ale było. No i sięgnęłam po następny, tego samego pisarza, bo intrygujący główny bohater jest. I znów gorzowska mańka się objawiła. W jedynym zdaniu, ale jest. I mnie to zastanawia. Skąd warszawski pisarz, bardzo dobrych kryminałów wie o Gorzowie? Dlaczego jako wątki uboczne mu się ten nasz Gorzów pojawia. Może jakąś traumę tu przeżył, stał w korku długo u stóp matki wszystkich lubuskich kościołów? Może co innego? W każdym razie ten maleńki wąteczek nie ma pozytywnych relacji do naszego miasta na siedmiu wzgórzach. Czeka na mnie jeszcze trzecia książka tegoż samego pisarza, i jestem gotowa się założyć o wszelkie złoto Fortu Knox, że miasto nad Wartą, Kłodawką i Srebrną na bank nam się też objawi.
A skoro o literaturze i wątkach gorzowskich głównie ma być, to można je znaleźć w przedziwnych książkach – mam na myśli tzw. literaturę piękną, bo o faktograficznej raczej pisać nie zamierzam.
Pamiętam z lat wczesnoszczeniackich, takich rozchichotanych 16, jak czytałam szalenie wówczas popularną powieść dla dorastających panienek, to też się natknęłam na wątek gorzowski. Bo główny bohater wraz z dziewczyną przyjeżdża do miasta na siedmiu wzgórzach. Ona idzie na zabieg, a on, czekając na nią, pije kawę w kawiarni na palach nad rzeczką. I choć nazwa nie pada, to jednak wiadomym jest, że chodzi o Wenecję.
I takich różnych smaków i smaczków dałoby się wyłowić i więcej. Zawsze zastanawia mnie, skąd się to bierze. Bo miasto takie sobie jest. Rozumiem, że jedno zdanie w tomie reportaży o Ziemiach Zachodnich poświęcił miastu Melchior Wańkowicz, a brzmi ono mniej więcej tak. „Przejeżdżałem też przez Gorzów Wielkopolski”. Koniec cytatu. Imponujące to to nie jest, ale sam Wańkowicz miasteczko nasze niepiękne zauważył i nawet raczył o nim wspomnieć.
A teraz będzie z innej mańki. Otóż zeszły śniegi, albo przynajmniej schodzą. I co? I dramat okropeczny. Może by się jakaś władza pofatygowała na ulice Nowego Miasta? Albo też na ulicę przy której jest Castorama, albo na Zawarcie? I sobie ta władza popatrzyła, jak one, znaczy te ulice wyglądają. Bo mnie zwyczajnie obrzydza ich wygląd. Ale może tylko ja tak mam?
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.