Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2025

Strategie pisane zza biurka

2014-02-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Szalenie mnie się podoba pisanie różnych programów, projektów, akcji i różnych takich zza biurka.

medium_news_header_6410.jpg

Bo z reguły ma to charakter właśnie akcji i raczej nic dobrego w dłuższej perspektywie z tego nie wynika.

A dokładnie chodzi mnie o strategię rozwoju i przy okazji promocji przez turystykę naszego regionu. Już redaktor naczelny naszego portalu Jan Delijewski, napisał o tym słówko i generalnie się z nim zgadzam. Chcę tylko dorzucić kilka ważnych, moim zdaniem oczywiście, oczywistości. A jako ten tramp, bo nie chcę w formie genderowej napisać trampka (bo to zwyczajnie źle brzmi), uważam, że mam do tego prawo. Bo dobrze od ponad roku w szacownym towarzystwie Klubu Turystyki Pieszej Nasza Chata plączę się bardzo regularnie po ścieżkach i ścieżynkach wokół miasta na siedmiu wzgórzach oraz w równie nie mniej szacownym towarzystwie regionalistów tych ziem plączę się po szlakach dalszych, dlatego wiem.

Otóż strategie i plany oraz inne projekty piszą ludzie, którzy z teczkami chodzą do pracy, na osiem albo i więcej godzin, bo takie a nie inne standardy nagle zapanowały, i zwyczajnie coś wymyślają. Bo jakżesz nośnym hasłem jest – promujemy region przez turystykę. No bo i lasów mamy od maksa, jezior, rzeczek, strumyczków i innych cieków wodnych, coby się stylistyką naszego przewodnika Chatowego, pana mecenasa Stanisława Żytkowskiego oraz jego osobistego brata pana Michała posiłkować, też. Od siebie dodam, od groma i zatrzęsienia przepięknych oparzelisk, przez profanów bagienkami nazywanych, też nam nie brakuje. A jak do tego dołożyć jeszcze śliczne zabytki, które już popadły lub lada chwila popadną w niwecz, ale jest się czym zachwycać, potencjał jest. Naprawdę.

Ale co z tego. O tym bogactwie tak naprawdę wiedzą ci, co chodzą, bądź jeżdżą. Czyli my, Nasza Chata, też Ola Błażejewska i jej Relaks, także Super-Relaks, owszem też Klub PTTK Stilon, jak również PTTK Zbyszka Rudzińskiego, no i pominąć nie sposób oczywiście cykliści gorzowscy. Także i ta nieliczna garstka, a może nie wiem, całkiem liczna tych, których w pewnym momencie zmęczyło siedzenie przy telewizorze i się wybrali w niedaleki, ależ jakżesz piękny plener. I coś dla siebie znaleźli.

No i OK., bierzemy mapy wydane przez różnych wydawców, patrzymy w Internet, a potem nijak nam się to w plenerze nie sprawdza. Bo jakiś szlak, oznakowany w czytelny sposób, na mapie się nam pojawia, a potem w rzeczywistości ginie, potem znów coś tam łyska na drzewie, a dukty są w lesie takie same. Ja mam już kilka dróg, które znam na pamięć i wiem, gdzie i kiedy trzeba skręcić. Ale nie o to chodzi, aby łazić po lesie na pamięć. Chodzi o to, aby każdy dostał czytelną mapę, tak zrobioną, aby w tych jednakowych duktach się ostatecznie i z kretesem nie pogubił. Owszem tak, zawsze zostaje kompas, albo jak mój przeuroczy kolega Marcin ma, nawigacja. Inna rzecz, że z lasu zawsze się gdzieś wyjdzie. Dobrze, jeśli do wsi, gdzie pociągi przejeżdżają, źle, gdzie tylko autobusy. Bo my niestety, Japonią nie jesteśmy, gdzie ludzie uprzejme są i nawet jak cywilizowanego narzecza nie znają, to się nie pofatygują, aby zrozumieć i pomóc.

Bo dramat jest w lesie. Są jakieś ścieżki i ścieżynki, jakieś szlaki i szlaczki, jakieś nowe drogi pożarowe. Bałagan, jak nie powiem, co. I to najpierw trzeba uporządkować. Oznaczyć na nowo to, wytyczyć kolejne szlaki, (jakby co, to trochę pomocą służę), no i zadbać, ZADBAĆ o infrastrukturę. Bo to już kolejny dramat jest. Chwała bogom rozlicznym i tobie dżinie z lampy Alladyna (ale się porobiło, dżinowi dziękuję), że trochę i to nawet trochę dużo starań dokładają nadleśnictwa. Bo i są ścieżki edukacyjne, są wiaty, są wygodne ławki. Często z nich korzystamy. Szkoda tylko, że w ciągu krótkiego momentu, tak na mgnienie oka, jacyś wandale to zniszczą. No cóż, taki kraj, wandali i ziejących jadem internautów sporo niestety jest.

Ale ad rem. Trzeba połączyć siły i coś sensownego wypracować. Mam na myśli mapy, mam na myśli przyjazne turystom, obojętnie, spieszonym czy też na rowerach, miejsca postojowe, mam na myśli oznakowanie zabytków, jak choćby ogrody pałacowe i sam pałac w Sosnach czy też ogrody, park i sam pałac w Stanowicach (akurat to wiem, że pan dyrektor Marek Wróblewski szefujący Zakładowi Utylizacji Odpadów w Gorzowie, czyli właściciel obiektu, nie ma pretensji, jak ktoś się tam zaplącze i zechce się pogapić), jak również moc innych miejsc. I muszą się do tego zabrać ci, którzy tak naprawdę wiedzą, gdzie jest piękny mostek nad rzeczką, albo też inna perełeczka, która zachwyci.

Bo na pewno nie państwa z teczkami, którzy tak naprawdę nie wiedzą, o czym mówią, co przedstawiają i wobec czego projekty piszą. Bo aby to zobaczyć, to trzeba tę teczkę, te szpilki od Manolo Blahnika (a co, a niech będzie na bogato – jak mawia mój fantastyczny znajomy) oraz te męskie buty szyte ręcznie przez włoskich szewców odstawić, ubrać goretex i buty z wibramem i się tam ruszyć.

No nie, to się nie zdarzy, bo … i tu milion argumentów. Bo czas, bo projekt, bo pani marszałek, bo Unia Europejska, bo…

No tak, i znów powstanie nam strategia, plan, cokolwiek, na chwilę, a ty biedny turysto spieszony, albo na rowerze, opcje masz dwie. Na pamięć, albo na los szczęścia Baltazarze. Tego Baltazarowego szczęścia to życzę każdemu, kto się wybierze w Bieszczady Gorzowskie koło Bogdańca. Powodzenia. Byliśmy tam niedawno z Marcinem, no i było miejscami trudno, bo deniwelacja… Marcin miał nawigację, daliśmy radę. A pani wójt Krystynie Pławskiej zwyczajnie zazdraszczam, że takim pięknym regionem i w fajny sposób zawiaduje. Bo akurat tam ścieżki są dość dobrze oznaczone. Inna rzecz, że my szliśmy wbrew ścieżek, tak właśnie na los szczęścia Baltazarze, albo bliżej prawdy, na los szczęścia nawigacji Marcina…

A teraz króciutko i z innego kątka. Dane mi było wczoraj obejrzeć film zrobiony przez pana Piotra Kuśmidra „Szekspir w Schronisku”. W Lamusie czyli Kamienicy Artystycznej Lamus to było. No i pod sporym wrażeniem jestem. Bo ktoś chciał pokazać ten film, chwalony zresztą na bardzo prestiżowym festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, ktoś chciał pokazać, czym jest bezdomność, właśnie przez zbitkę schronisko – Szekspir, a jeszcze ktoś chciał obejrzeć. Pan Piotr dziękował za możliwość. I ja za nim pójdę i też podziękuję. Bo rzadko szekspirowską frazę tak podawaną można usłyszeć. A jak się do tego dołoży jeszcze imponderabilia opowiedziane prze modus operandi, czyli pana Piotra, to rzecz warta uwagi jest. No i inna rzecz warta docenienia. Dobrym aniołem wydarzenia była pani Monika Kowalska, szefowa Stowarzyszenia Kamienica, która ma tę prostą zasadę, jak jest coś gorzowskiego wartego pokazania, to się pokazuje. A to naprawdę dobre było. Czytam sobie czasami teksty ojca Tomasza Mertona, trapisty,  który mówi o ciszy, pustce, spokoju i paru innych takich rzeczach, a które to właśnie tam, w tym filmie odnalazłam. Ale o tym przy innej okazji będzie, bo z panem Piotrem namówieni na rozmowę jesteśmy.

P.S. No nie będzie, bo ileż razy można o jazdach z domowymi… No wiecie. Bo jaskółki domowe wróciły z FG,  że się poskarżę, i dawaj na mnie, że głupia jestem, bo nie poszłam, że muzyka… OK., włączyłam „Nabucco”, uciszyło się i dajcie bogi, aby na dłużej. Bo ja „Nabucco” i Verdiego w całości kocham i słucham. Domowe widać też. Choć minuteńkę niewielką bawiły się na „Czardaszu” Kalmana, nie rozumiem… Bo jak się słucha dla przykładu „Arii na strunie G” wielkiego Jana Sebastiana Bcha  albo Kaprysu nr 24 Nicollo Paganiniego, albo też choćby czegokolwiek Chopina czy Mozarta, albo też Sibeliusa, to Kalman? No niech będzie i Kalman, byle spokój był.

P.S. 2. A Melanią Fogelbaum, którą do życia literackiego i kulturowego przywrócił Marek Piechocki, bo chciało mu się odczytać rękopis, i za co ja, przyszywana Żydówka mu wdzięczna jestem, kolejni się interesują. I daj panie Boże, aby kolejni wdzięczni mu byli za tę syzyfową pracę, bo ja i nasi, z miasta nad trzema rzekami, jesteśmy…

I tylko mi Piotra brak, bo Piotruś…, no bo Piotruś… Bo on by powiedział, no i właśnie mi brak.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x