2014-02-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przekonałam się o tym podczas niedzielnej wycieczki dookoła miasta na siedmiu wzgórzach. Tak, tak, smutne to jest, bo gdzie się człowiek nie wyprawi, tam dojmujący brud i strasznie.
A było tak. Poszliśmy sobie w wyborowym towarzystwie Naszej Chaty z Wawrowa przez Czechów i park Czechówek do Gorzowa. Było przepięknie i przeuroczo, bo pogoda świetna, widoki takież same, o towarzystwie już napisałam. I tylko wyszliśmy z Wawrowa w drogę, to od razu napatoczyliśmy się na zawieszony na wielkiej muldzie i pozostawiony samemu sobie samochód. Ktoś wjechał w wielki wądół i autko pozostawił samemu sobie. A dookoła leżały porozrzucane plastikowe śmieci. I im dalej w drogę, tym więcej barachła było. Przemili spacerowicze z pięknym labradorem, który się chmary ludzi, czyli nas, przestraszył, obznajomili nas, że niestety, tak jest tu zawsze. Czyli cały czas ktoś do lasu śmieci swoje wywozi. Być może autko, jak zejdą śniegi, ktoś jakimści cudem wydziabie z tej muldy, ale plastikowe resztki na pewno pozostaną. Ale rozpacz mnie ogarnęła w parku Czechówek. A dokładnie na zielonym szlaku kijkowym, gdzie co i rusz widać było odpadki, ech tam odpadki, śmieci zwykłe. Domowe, dodam. I tego nie rozumiem, chociem stara jestem i powinnam przywyknąć, ale jakoś nie mogę. I potem szliśmy sobie wcale niespiesznie ulicą Warszawską, a tam co kawałek takie same „kwiatki”. Wiem i rozumiem, że jak trawka urośnie, to przykryje i widać nie będzie, ale przecież i nie o to chodzi. Chodzi o sam fakt, że ktoś zwyczajnie zadaje sobie trudu, aby domowe resztki gdzieś tam wywieźć.
Jak można? No jak? Przecież to jest nasze wspólne dobro. Nasza przestrzeń. Nasze miejsca do odpoczynku i rekreacji. A jednak się nie da, bo…, no bo. Wiem, że to wołanie na puszczy jest, ale może jak już milion razy ja i inni napiszemy, to może komuś w końcu w głowie lampeczka się zapali, że jednak tak nie można, że jak sami o piękno i czystość naszych lasów nie zadbamy, to nikt za nas tego nie zrobi. Bo przecież taki pan śmieciarz, albo pani śmieciarka, nagle staną w jakimś innym miejscu i też się z tego oto świętego oburzenia zatrzęsą, że ktoś tu zostawił jakiś bałagan. I ten bałagan im przeszkadza, więc wówczas otrzeźwieją. Daj Boże…
Pamiętam, jak sto lat temu szłam doliną Kościeliską ze schroniska na Ornaku do Kir, bo po coś musiałam pojechać do Zakopanego. Smarkata wówczas byłam, miałam może 17 lat, czyli rzeczywiście dawno to było. I przede mną szła mama z takim maluszkiem, już nie pamiętam, dziewczynka to była czy chłopiec. I to małe jadło cukierki (inna rzecz, że ja słodyczy niet, nawet wówczas, ale niech będzie, inni jadają). I to małe papierki rzucało gdzie bądź, choć akurat na tej drodze koszy na śmieci zawsze dużo było i jest nadal. I kiedy kolejny papierek z wdzięcznością ulotnego motyla spłynął na drogę, a mnie już nie chciało się go podnieść, bo cały czas to robiłam, to grzecznie pani mamie zwróciłam uwagę, że jesteśmy na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego, poza tym w Kościeliskiej, moim zdaniem, miejscu czarownym i dobrze by było, żeby małe papierki chowało do kieszeni, albo plecaczka mamy, a nie jednak na ziemię. W okolicy skały Pisanej to było, czyli w miejscu szczególnym. I do dziś pamiętam, jak pani mama rozdarła się na mnie, że jak jakaś gówniara (cytat, stąd to określenie mało obyczajny tu pada) będzie jej uwagę zwracać i pouczać, to ona zrobi z gówniarą, czyli wówczas ze mną, porządek. No i awantura się zrobiła na sześć fajerek. Usiłowałam grzecznie tłumaczyć, ale pani mama coraz bardziej opresyjna była, więc i ja w końcu się rozdarłam. No i jak zwykle św. Antoni czuwa nad Renatką, bo na tę awanturę papierkową napatoczyli się chłopcy ze Straży Parkowej. Tak o nich do dziś myślę i mówię, choć to doborowe towarzystwo jest i wcale nie smarkate. I chłopaki posłuchali jednej i drugiej, obie wrzeszczące, uspokoili nastroje i emocje, a w efekcie pani mamie wlepili mandat za zaśmiecanie parku. A mnie władowali do autka, zawieźli do Zakopanego i wysadzili na dolnych Krupówkach oraz pouczyli – Na drugi raz nie handrycz się z nikim, tylko do nas dzwoń. My to załatwimy inaczej. Fajnie, dzwoń. Ale w tamtych czasach telefonów generalnie niet, a oni i tak zawsze są.
Nie wiem, czy pani mama jakąś naukę z tego wydarzenia wyciągnęła. Mnie głównie o to chodzi, że jak się małym nie wytłumaczy i nie nauczy, że zwyczajnie nie wolno śmiecić, to potem jest tak, jak teraz w parku Czechówek. Fajne miejsce, szlaki i dukty, a wszędzie…, no sami wiecie, co. I dlatego uważam, że jednak ustawa śmieciowa nie działa, bo ciągle w moich wędrówkach po okolicy naprawdę bliskiej miasta nad trzema rzekami w kółko i wciąż natykam się na takie ślady ludzkiej obecności, na jakie wcale nie chcę. I zwyczajnie mnie to boli, bo mój przewspaniały klub nawet jak jakieś nadprogramowe śmieci ma, czytaj, karton po soku, butelka po napoju, srebrzyste papierki po eleganckich słodyczach, to ten cały chłam pakuje do plecaka, albo do torebki, jak koleżanka Agnieszka i niesie do najbliższego kosza. I nikomu z nas, ale też i naszych znajomych, bliższych i dalszych nie przyjdzie do głowy, aby po sobie bałagan zostawić. I kolejny raz powtórzę, ustawa śmieciowa nie działa. I tak długo działać nie będzie, póki my sami się nie nauczymy, że własne śmieci zabieramy ze sobą. No i znów się moralizatorsko zrobiło. Ale może trzeba czasami pomoralizować, polabidzić, pomarudzić, aby może choć jedna osoba pomyślał, a może jednak racja? Nie wiem. Ale tak mam, że wiem, iż przestrzeń publiczną, za jaką mam lasy, należy chronić i chuchać. Bo za chwilkę niewielką może się stać tak, jak jest w Niemczech. Tam do lasu już zwyczajnie wejść nie można. Bo prywatne one są. I może się tak zdarzyć, że za kolejną chwilkę niewielką my, turyści spieszeni, też będziemy musieli płacić Lasom Państwowym haracz za wejście. Jak w każdym parku narodowym, a za śmieci ktoś nas obciąży jeszcze większym haraczem. Tego nie chcę. Chcę jednego, coś ze sobą niosę, to zabieram resztki tego czegoś. A innych rzeczy nie wnoszę.
Jaskółki moje świergotnęły – Utopia ci się marzy. No tak, utopia. Taka prosta i taka normalna. Utopia śmieciowa.
I przy utopiach zostańmy.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.