2014-02-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Wiem, wiem, wszyscy już napisali i skomentowali to, co się wydarzyło w Soczi za ostatnie dwa dni. Ale ja zwyczajnie nie potrafię napisać czegoś nowego, innego, na inny temat. Bo chyba pierwszy raz w moim życiu historia dzieje się na moich oczach.
Ktoś może powiedzieć, co to za historia, jakiś tam sport, jakieś wyczyny. I głupi zwyczajnie będzie, bo sport, bo ludzki pot i wysiłek włożony w dobrą rywalizację, to dobro bardzo dobrej jakości, nagrodzone szlachetnymi medalami i fragmentami meteorytu z Czelabińska, kiedy wszyscy myśleliśmy, że to już koniec świata, że za chwilę takie meteoryty spadną i na nas i będzie po planecie Ziemia.
A tu nie. Planeta nadal trwa, igrzyska się dzieją, choć po prawdzie, tej w myśl barona Pierre de Coubertina, nie powinny się dziać, bo wojna jest, ot choćby w Syrii, czy bliżej szukać, na Majdanie w Kijowie, czyli w kraju, który blisko mego serca jest, na Ukrainie.
Ale igrzyska trwają i mimo wojny, co kawałek, to szok, taki straszliwie pozytywny, takie mocne wzruszenia. Pani Justynie Kowalczyk to wszyscy, łącznie z mistrzem olimpijskim Robertem Korzeniowskim na kolanach hołdy składać powinni. A pan Robert Korzeniowski to nawet kilka razy i nie wiem, co powinien uczynić, aby ta wielka i wspaniała zawodniczka zapomniała jego zjadliwy komentarz wcześniej. No cóż, mylą się wszyscy, nawet z tytułami. Ale taki zawodnik? Z takim doświadczeniem? Takimi tytułami? No nie uchodzi.
A potem było jeszcze lepiej. O panu Kamilu Stochu pisać mnie, zwykłej obserwatorce nie przystoi, bo ja tylko mogę jedno powiedzieć. Wielki, wielki szacunek. Wielka, wielka podzięka.
Ale o medalu pana Zbigniewa Bródki napisać trzeba. Bo pan Zbigniew to taki bardzo nietypowy medalista i champion olimpijski. Bo dzięki swojej determinacji i dobrym klimatom dla jego pasji w pracy, czyli w Państwowej Straży Pożarnej, gdzie jest zatrudniony, a także dzięki pomocy dobrych ludzi, pokazał, że panczeny, to jest fantastyczne widowisko. Był pierwszym od lat, chyba wielu, zawodnikiem, który złamał dominację Holendrów w tej dyscyplinie. I jeszcze na dokładkę przeprosił drugiego za to, że mu złoto sprzątnął sprzed nosa. No wielka klasa, wielki szacunek, wielki podziw. I jednocześnie zaskoczenie. Bo jak przepraszać za to, że się zostało mistrzem? Za zawiedzione marzenia i oczekiwania rywala? Rzadko kogo stać na taki gest. A mistrz olimpijski Zbigniew Bródka to zrobił. Niewiarygodne. Niewyobrażalne, aby mistrz myślał o drugim… A jednak się zdarzyło…
Wielkie, wielkie gratulacje, wielki, wielki szacunek.
Łzy się polały, nie tylko moje, ale i moich najbliższych, łzy wzruszenia i dumy, bo nie pamiętam, aby na zimowych igrzyskach tak się działo. No nie pamiętam. Ale myślę, że i komentatorzy też nie pamiętają. Czyżbyśmy nagle zimową potęgą się stali? No nie, chyba nie, ale jakżesz pięknie jest sobie siedzieć w domu i coś oglądać na tych igrzyskach, a nagle odkładać książkę i w napięciu gapić się w ekran. Bo panczeny… Kto z nas śledzi panczeny? Ano nikt.
Tylko strażacy, bo on z nich. A jak się dołoży jeszcze i to, że mistrz olimpijski w biegu na 1500 m na panczenach, czyli w królewskim dystansie, jest zawodowym strażakiem, to tylko poważanie i duma większa.
I tak w pokrętno wzruszający sposób dotarłam do strażaków. Nie od dziś to służba mundurowa w naszym niekoniecznie pięknym kraju jest, która ma największy mandat zaufania. No społecznego zaufania znaczy. Jak nie wiadomo, kogo na pomoc wzywać do sytuacji granicznych, to wzywa się strażaków. Mam to szczęście, że znam paru. Ktoś ze mną chodził do szkoły, inną panią znam z harcerstwa.
I wiem, jak się coś dzieje złego, to zawsze pomogą. Przyjadą, wejdą do pomieszczenia, zneutralizują niebezpieczeństwo. Zrobią, co do nich należy. I choć, tak domniemywam, szlag ich jasny trafia, że to jakaś drobnostka jest, to nigdy tego po sobie nie pokażą. Bo straż pożarna od tego jest. Coby pomagać. I jak nawet paląca się śmieciarka do nich przyjedzie, to ugaszą. Co najwyżej skomentują potem, że rzadko się zdarza, aby pożar do nich sam przyjechał.
Ale też czasami szlag ich trafia, kiedy muszą jechać gasić pożar, bo jakiś osobnik (obiecałam sobie, że już bez inwektyw będzie) podpala trawy i inne nieużytki. I nie bez kozery o tym piszę, bo dopiero połowa lutego jest, a jakieś osobniki już wypaliły trawę w rezerwacie Gorzowskie Trawy Kserotermiczne. Byłam tam wczoraj i szlag mnie jaśnisty zatrząsł. Znów. Bo szkoda wielka się stała. Szlag inny, że śmiecia tam masa, ale żeby trawy…
No i w taki trochę na okrętkę sposób zamknął nam się medal dla mistrza olimpijskiego (och jak pięknie po rosyjsku to brzmiało, kiedy wywoływali mistrza na podium) w panczenach na 1500 m Zbigniewa Bródki z jego pracą zawodową. I myślę sobie, raczej domniemywam, że wszyscy strażacy w kraju między Odrą a Bugiem szalenie dumni są z tego strażaka z Łowicza. I raczej nie wiedzą, bo rzadko, albo wcale im się tego nie mówi, że oni wszyscy są bohaterami. Bo jak patrzyłam na walkę pana Zbigniewa o medal, to przypominała mnie się szalenie ofiarna praca naszych strażaków podczas powodzi w 2007 roku, kiedy pan komendant, wówczas powiatowy, dziś wojewódzki, Hubert Harasimowicz, był wszędzie. Tam, gdzie worki z piaskiem trzeba było układać, ale i tam, gdzie walka szła z techniką, bo trzeba było dostarczyć paszę głodnym zwierzakom. Bo taka jest służba i tak strażacy ją pojmują.
I jeszcze raz. Bardzo wielkie dzięki zarówno sportowcom, jak i tym wszystkim, którzy im pomagają i pomogli na szczyt sportowy wejść.
A tym, co się mienią politykami, pod rozwagę tylko jedno. Nie akcja, nie zryw, ale organiczna praca, jak w pozytywizmie. A jak ktoś nie pamięta, to do Orzeszkowej odsyłam.
Szlag, nie sądziłam, że takie emocje mi będzie przeżywać podczas zimowych igrzysk… Nie sądziłam.
P.S. No musi być, w takich emocjach. Ja tak mam, jak małe dziecko, że jak straż jedzie, to stoję i się gapię. Wiele razy tak było, że strażacy jechali, to ja trochę za nimi, ale nigdy nie dałam rady. No i cóż się dziwić, skoro oni tak szybko, jak aktualny mistrz olimpijski, to gdzie tam ja. Ale zawsze miałam i mam takie drobne marzenie. Przejechać się strażackim wozem bojowym na sygnale. No cóż, raczej się nie spełni. A mistrzowi olimpijskiemu Zbigniewowi Bródce i jego kolegom, dobrej służby. Bo oni… No wiecie.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.