2014-02-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Trochę późno, ale jednak… Nie wierzę, że pan Andrzej Trzaskowski żegna się z naszym portalem jako bloger. Mam nadzieję, że jednak nie, że ochłonie, przemyśli i znów będzie pisał.
Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że czasami trudno przejść obojętnie wobec anonimowych słów ziejących takim straszliwym jadem, jak to się stało w przypadku pana Andrzeja. Chwała bogom i tobie dżinie z lampy Alladyna, że nadredaktor Jan Delijewski zrezygnował z forum, czyli dowolnych wpisów pod tekstami. Wiem, że czasami ktoś się z kimś nie zgadza, ktoś ma odmienne zdanie i chce to zdanie napisać. OK. każdy może, ale niech będzie z otwartą przyłbicą, z imienia i nazwiska oraz z wykazem własnych zasług w danej dziedzinie. Podyskutujemy, może w necie najpierw, a może potem przy kawiarnianym stoliku, ot choćby w karczmie u Wawrzyńca Zielińskiego lub też w „Śnieżce” u pana Jana Franka. Podyskutujemy, spróbujemy zmierzyć i zważyć zasługi. Ale nie będziemy się opluwać i to w tak plugawy sposób.
Wiem, co pan Andrzej może czuć, bo i mnie się w tej nieszczęsnej dyskusji dostało. Przykro się czyta anonimowe słowa, że jest się kompletnym zerem bez klasy. OK. skoro ktoś mnie tak osądza, to niech ma jeszcze odrobinkę tej odwagi cywilnej i niech się pokaże. Owszem wiem, że to się nie zdarzy.
A skąd wiem? Ano stąd, jak lata jakieś temu, kiedy pracowałam dla wrażej gazety, to podobna sytuacja się wówczas wydarzyła, która dotknęła dziennikarzy wrażej. Zwłaszcza dwóch osób i też na portalu innego medium, innej gorzowskiej gazety. I też im wówczas bardzo współczułam.
Bo tak się zwyczajnie nie godzi. Nie wolno opluwać ludzi, nie wolno z pogardą ziać nienawiścią, nie wolno sprawiać, że przez anonimowe słowa, powtarzane zresztą z uporem maniaka, ktoś, kto ma własne zdanie, nie jest ważne, trafne lub nie, czuje się jak nikt. Każdy, kto występuje z imienia i nazwiska zasługuje na szacunek. I polemikę. Ale tę się podejmuje z kimś, kto ma tyle odwagi, aby nie kryć się pod anonimem.
W całej polskiej literaturze z wielką powagą i estymą traktuje się tylko jednego anonima, mam na myśli Galla Anonima, autora kroniki dziejów państwa naszego w samym zarodku. Tak jest i trudno, choć Bogiem a prawdą, coraz częściej naukowcy nowego rozdania piszą o Nim, że bajkopisarzem był. Ale tylko tyle, bo brakuje im źródeł, aby owo bajkopisarstwo zdementować, poprawić albo krytyczną uwagą okrasić.
Tylko jeden Anonim godzien jest polemiki, cała inna hałastra, zwłaszcza internetowa i na innym portalu nie zasługuje na uwagę.
Wiem. Słowa ranią i to bardzo mocno. Dlatego nie rozumiem, jak administrator tamtej strony mógł dopuścić do takiej eskalacji nienawiści, podobnie jak do dziś nie rozumiem, jak administrator tamtego medium, kiedy toczyła się okropna nagonka na dziennikarzy wrażej gazety, zrobił to, co zrobił. Puszczał plugawe, obrzucające błotem słowa i jeszcze nie miał żadnej refleksji, że tak się nie godzi. Bo o co chodzi? O klikalność? O częstotliwość wchodzenia na stronę? Bo to reklama i pieniądz? Plugawy to pieniądz.
No cóż, w takich czasach żyjemy.
Panie Andrzeju, niech pan jeszcze raz przemyśli i do nas wróci. A jak Bóg da, anonimów odkryjemy. Rzecz jasna, jednego nie, no bo o Gallu Anonimie już więcej się nie dowiemy. Brak źródeł niestety.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.