Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2025

Tak się nie godzi

2014-03-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Już kilka razy miałam o tym napisać, ale piątkowy koncert w FG sprawił, że muszę. No zwyczajnie nienawidzę, kiedy z Sali koncertowej publiczność wychodzi, kiedy jeszcze są muzycy na scenie.

Nie napiszę, pal sześć, kiedy jeszcze orkiestra, znaczy muzycy stoją, ze zwykłego szacunku do muzyków i ich umiejętności. Bo jak przez lat kilka chadzałam do Filharmonii Poznańskiej, najpierw na poranki muzyczne, i w tym samym czasie na koncerty repertuarowe, piątkowe, bo tak wszystkie filharmonie świata mają, że repertuarowe lub też wydarzeniowe i gościnne, to się odbywają w piątki, to pewni pani i pan mnie nauczyli, że czekamy na miejscu, aż artyści wyjdą. Bo szacunek tego wymaga dla ich pracy i mojego wzruszenia po wydarzeniu.

Ale nie rozumiem i raczej nigdy nie zrozumiem, jak można wychodzić z sali koncertowej, kiedy jeszcze nie palą się główne światła, kiedy maestra dyrygent, lub też maestro dyrygent znów są na scenie, kiedy trwają oklaski, kiedy coś jeszcze się może wydarzyć.

Przecież nie uchodzi, zwyczajnie nie na miejscu jest, aby tak się zachowywać. A odkąd FG jest, to tak się dzieje. Publiczność już na szczęście się nauczyła, że nie klaszczemy po częściach utworów. Być może i za sprawą głosu obecnie Iwony Goździk, który dobitnie mówi, że utwór składa się, niech będzie z trzech części, jak choćby piątkowy Koncert Fortepianowy Chopina e-moll lub też z pięciu, jak również piątkowa „Chopiniana” Aleksandra Głazunowa. Oklasków nie było, choć rozumiałabym zachwyconych melomanów. Bo dla przykładu we Włoszech to się zdarza i to nawet bardzo często. Bo bracia Italiańcy tak mają, że nagradzają, albo wygwizdują, casus Piotra Beczały, czego akurat nie rozumiem. Ale dobrze, już nie klaszczemy, więc może i tego się nauczmy, że dopóki muzycy, albo co więcej maestra albo maestro dyrygenci są na scenie lub też na chwilę niewielką poza nią, ale górne światła się nie palą, to się z miejsca nie ruszamy. Bo jeszcze różne cuda wianki mogą się zdarzyć, bo może jakiś biski, może coś…

No na litość … i teraz sobie proszę wymienić, kogo, nie uchodzi.

Bo to tak, jakbyśmy byli w teatrze i nagle zaczęli wychodzić przy otwartej kurtynie, kiedy jeszcze słowo aktora nie do końca wybrzmiało. To tak, jakbyśmy nagle wychodzili z wykładu ważnego profesora, który już wprawdzie wszystko niby powiedział, ale jeszcze notatek z wykładu nie sprząta, bo być może coś ważnego ma jeszcze w króciutkiej reminiscencji dodać. No nie uchodzi i już. Nie napiszę w krótkich żołnierskich słowach, które akurat w tym miejscu byłby adekwatne, ale zwyczajnie nie pasują, co ja w takich momentach czuję. A polszczyzną zwykłą powiem, wstyd mi i szlag mnie trafia, bo wychodzi brak w obcowaniu z kulturą pisaną wielkimi literami.

W moim ulubionym klubie jazzowym przez lata prezes Dziekański tak sobie wychował publiczność, ale i bywalców, że jak ktoś gada podczas koncertu, to się go pacyfikuje, mówi się, że muzyk czy muzycy na scenie są i nie gadamy. I nie bez kozery to mówię, bo być może FG też się doczeka takiej publiczności, która tym wyrywnym do wyjścia będzie zwracać uwagę, że jeszcze pan, pani siedzi, bo … Oj, daj panie Boże i ty wredny Dżinie z lampy Alladyna też, dajcie, aby tak się stało.

No i skoro tak dużo piszę o zachowaniach, nie uchodzi też gadać, choćby szeptem, kiedy muzycy są na scenie, bo akustyka niesie. Nie uchodzi handryczyć się o miejsce, a potem odbierać komórki, choć wyciszone są, ale jednak wibrują, i sprawdzać, kto dzwoni. Nie uchodzi.

Przemiły znajomy powiedział mi potem, pamiętaj, to pierwsze pokolenie w Filharmonii zasiada, trzeba trochę czasu, aby się nauczyło. Wiem i rozumiem. Ale też wiem, że jak już jesteś w FG, to popatrz, co robią i jak się zachowują ci, co tam bywają często.

Przepraszam za moralizowanie i natrętny dydaktyzm, ale pewne zachowania w tej sali, jak i w paru innych, nie chodzą. Bywalcy zrozumieją, niebywalcy może się zastanowią, bo przy okazji rozlicznych wycieczek po świecie będzie im dane pójść do jednej czy kolejnej sali koncertowej i po co wstyd przełykać.

Zasady są proste. Klaszczemy, kiedy dyrygent się odwraca, albo solista totalnie odrywa ręce od klawiatury fortepianu a w przypadku innego instrumentu znacząco go odkłada. Nie wychodzimy z sali koncertowej, kiedy nie palą się górne światła. Wstajemy, kiedy coś nam się podoba, choćby inni siedzieli kamieniem.

I tylko tyle.

P.S. A jaskółki domowe mnie obsztorcowały w kwestii pouczania – A kim ty do … jesteś, aby pouczać – słychać było świergot na pół ulicy. No po prawdzie nikim. No i ptaszorów nie dało się przekonać czymś pięknym, w tym wypadku muzyką Chopina w wydaniu Rafała Blechacza, sama sobie słucham, co rzadkie jest, bo ptaszory domowe lubią, i to nawet bardzo. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x