2014-03-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Meganajgorsze to są te z Ukrainy, ale piszą o nich wszyscy, więc ja tylko powiem jedno – drażni mnie rosyjska obłuda. A dla regionu najgorszą informacją od jakiegoś czasu jest to, że nie wiadomo, co dalej z remontem estakady kolejowej.
Tak, tak, chodzi o tę estakadę, co to idzie wzdłuż Warty, zresztą zabytku wpisanego do rejestru. No bo oto z niewiadomych powodów, dla każdego normalnego, ale nie dla kolei, nagle zabytek wypadł z kolejowych planów. I nic to, że tam prawie katastrofa budowalna jest. Urzędnicy od kolei, bo przecież nie kolejarze, tłumaczą coś pokrętnie o planach i innych rozwiązaniach, urzędnicy inni nadymają się, że będą walczyć, że nie dadzą... Ni i raczej nic z tego nie wynika.
A mnie jest zwyczajnie żal, że tak trudno jest zadbać o coś starego i coś pięknego. I dotyczy to zarówno estakady, jak i mostu kolejowego oraz a może przede wszystkim starych a pięknych pofabrykanckich willi. I tu dochodzę do tego, co mnie ostatnio absorbuje. Otóż zapytałam kolejny raz gorzowski magistrat, co dalej z willą po likwidowanym, niestety, Grodzkim Domem Kultury. Bo że przypomnę, szeryf ma wizję i pomysł. No i magistrat mi odpowiedział, że na razie z tym budynkiem nic i decyzji nie ma. No i fajnie. czyli w ciemno można założyć, że po zlikwidowaniu instytucji śliczny, choć w okropnym stanie budynek zostanie pozostawiony sam sobie i powoli, acz konsekwentnie szlag go jasny trafi, jak to się dzieje w przypadku willi Lehmannów czyli dawnych policyjnych dołków. I to nie jest ważne, że obiekt zabytkowy, że służby konserwatorskie są w mieście i na poziomie wojewódzkim, bo nagle okaże się, że nikt i nic nie może.
Pisałam już kiedyś, co myślę o takim funkcjonowaniu tego wszystkiego. Szkoda słów więcej.
No i z innej mańki. Otóż kiedy wczoraj łaziłam sobie po lesie w prześwietnym zresztą towarzystwie Naszej Chaty. to co i rusz napotykaliśmy innych, też z kijami, którzy dzielnie sobie maszerowali wytyczonymi szlakami. Znaczy narodek coraz bardziej docenia to, że mieszka w megapięknych okolicach i poznaje je per pedes, bo tak najwygodniej. Byłoby tylko dobrze, gdyby poszczególne gminy czy ktokolwiek, kto nawyznaczał tych szlaków różnych całą moc, zadbał jeszcze o wydanie sensownych map, bo takowych nie ma. Ale to już czepialstwo jest.
No i z kolejnej mańki, zapowiadam tak na zaś ale potem, i przy okazji serdecznie zapraszam.
W czwartek, 6 marca o godzinie 18.00 kolejne, szóste już, spotkanie Klubu Melomana w Filharmonii Gorzowskiej. To okazja, aby w kameralnej atmosferze porozmawiać o muzyce, o tym, co wydarzy się w filharmonii w najbliższym miesiącu i na co warto zwrócić szczególną uwagę.
Atrakcją wieczoru będzie zapewne niewielki koncert. Wystąpią – powoli staje się to tradycją – Muzycy Filharmonii Gorzowskiej. Tym razem panowie:
Waldemar Żarów – klarnet I
Grzegorz Tobis – klarnet II, instrumenty perkusyjne
Przemysław Kojtych – fortepian
Zagrają kompozycję pt. „Pozdrowienie z Bałkanów”. Jej autorem jest Béla Kovács, znakomity klarnecista węgierski, profesor Akademii Muzycznej im. Ferenca Liszta w Budapeszcie.
P.S. A co się wydarzyło na stacji kolejowej w Deszcznie, nie wiem, widziałam tylko pobojowisko potłuczonych butelek i pogiętych puszek po piwnie. Strach, co ci ludzie wyczyniają na niegdyś ślicznych stacyjkach kolejowych.
Choć generalnie na to miasto należy jedynie narzekać, to są jednak jasne punkty. Do takich zaliczam komunikację miejską.