2014-03-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A jednak. Gorzowska kultura musi być jak fabryka przysłowiowych śrubek. Bo jak nie, to nie ma szans na miejską dotację, nawet tak znany i rozpoznawalny produkt, jak Romane Dywesa.
„Znany i uznany produkt” to język nowych urzędników od kultury, którzy z godną podziwu konsekwencją zamieniają barwną gorzowską kulturę w przysłowiową fabrykę śrubek.
A chodzi mnie o kolejny podział pieniędzy na różnego rodzaju zadziałania. I nawet nie debatuję, czy taki podział jest zły czy dobry, bo czas pokaże. Ale jak zwykle spodobał mnie się bardzo sposób rozpatrywania, a właściwie przyjęte kryteriami. Otóż potrzebny jest stos dokumentów i różnych załączników, aby urzędnik, ech tam urzędnik URZĘDNIK, łaskawie się nad wnioskiem pochylił. I jeśli nie ma dla przykładu koperty zwrotnej czy też jednego podpisu, to wniosek odrzucany jest z automatu. A przecież od lat wiadomo, że ludzie kultury to takie trochę barwne ptaki, niekoniecznie obeznane z procedurami. No i tak do kosza znów poleciał wniosek gorzowskich Cyganów, czyli w tym konkretnym przypadku pana Edwarda Dębickiego et consortes, którzy organizują Romane Dyvesa, jedną z najbardziej charakterystycznych i odrębnych, a przy tym z długa tradycją i bardzo dobrymi opiniami imprezę. Bo zabrakło podpisu. Jakby nie można było pomóc, poradzić, podpowiedzieć…
Tak się oto składa, że byłam jakiś czas temu w wydziale kultury i zaskoczył mnie ogrom ludzi tam pracujących. I ja się grzeczni pytam, co ci ludzie robią, bo jakoś ich działań w mieście nie widać. Może zamiast bajdurzyć o niebieskich migdałach, bo czekając na wizytę chwyciłam rąbek rozmowy pani z inna panią. Ta jedna to od pękatego zielonego skoroszytu, i od tamtego czasu skutecznie mnie ignoruje, ale cóż, to los złośliwych felietonistów, tej drugiej nie znam. Zresztą jak i 90 procent ludzi tam pracujących. Więc może zamiast latać po wydziale, bo na zewnątrz już niet, pić kawkę i bajdurzyć o byle czym, ta ekipa mogłaby się zająć czymś pożytecznym. Ot choćby dialogiem z organizacjami i stowarzyszenia, mogłaby podzwonić i poprosić o uzupełnienie kwitów. Ale po co, przecież czegoś brak, więc z przyczyn formalnych – do kosza.
I co, trzeba znów kolejnej awantury z mniejszością narodową, tą naprawdę barwną i rozpoznawalną, aby pieniądze się znalazły? Znów powtórka z rozrywki? Tylko po co? Po to, aby urzędnik mógł kolejny raz udowodnić, kto tu rządzi? A do bani z takim urzędem i takim urzędnikami, którzy, że powtórzę kolejny raz, kulturę zamienili w fabrykę śrubek z milionem tabelek i innych kwitów do wypełnienia oraz kompletnym niezrozumieniem przez nich samych istoty rzeczy, jaką jest wsparcie i pomoc tym, którzy coś robią. Widać więcej jest takich od pękatych zielonych skoroszytów. No szkoda bardzo.
A teraz o czymś innym będzie i dużo przyjemniejszym. otóż chciałam serdecznie pogratulować Markowi Piechockiemu nagrody literackiej imienia Zdzisława Morawskiego przyznanej po raz pierwszy przez gorzowski oddział Związku Literatów Polskich za niezwykłe dokonania literackie i edytorskie w roku 2013. Tak to profesjonaliści docenili to, co Marek zrobił dla poezji Melanii Fogelbaum. Dodam tylko, że szykuje się więcej i to na niwie międzynarodowej. Ale Marek prosił, żeby na razie dziób pozostał skręcony w ósemkę, więc na razie tyle. Ja się szalenie cieszę, bo poezja Melanii oraz książka poetycka wokół niej osnuta to rzecz naprawdę odrębna, ważna dla polskiej i żydowskiej kultury. No i przy okazji niesamowicie smakowicie wydana. Nagroda została wręczona w Zielonej Górze podczas gali Wawrzynów Literackich.
Inna rzecz, że super fajnie, iż gorzowscy literaci w końcu wzięli się do czegoś razem, bo jak do tej pory tego nie było. A w takim bratnim Winnym Grodzie... No może o tym to przy okazji.
I z jeszcze innej mańki. Jakoś nie mogę się oderwać od TVN24, pierwszy raz od bardzo dawno, bo lat kilka telewizji staram się nie oglądać. Tym razem ukraińskie wypadki są na tyle ważne, że ... No w każdym razie wojna mnie się śniła, tuż za oknem moim była, co oczywiście nie daj panie Boże...
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.