2014-03-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ano będzie, bo wyprawiam się za morze i mam nadzieję wrócić za tydzień. Wtedy napiszę słówko więcej.
Ale zanim przerwa to o sprawach przyjemnych słów kilka. Otóż święto się szykuje w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta. Tak, tak, szczęśliwi znalazcy skarbów, bo i takowych mamy, odbiorą nagrodę samego ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Teraz po prawdzie rozumiem, po co to dziedzictwo w nazwie. Ale z drugiej strony na naszych ziemiach mówienie o dziedzictwie jest cokolwiek problematyczne. Bo dziedzictwo nasze w mieście na siedmiu wzgórzach ogranicza się do roku 1945. Wcześniej dziedzictwo jest, owszem, ale brandenburskie, pruskie i wielkorzeszowe i to dokładnie w tej kolejności.
I dlatego z lekka mnie przytkało, kiedy sobie poszłam onegdaj do biblioteki i poczytałam lokalną gazetę z Dębna, onegdaj Lubuskiego. I tam jak wół relacja z którejś rocznicy powrotu do macierzy. W tym roku to było... Powrót do macierzy. Ja się uprzejmie pytam, do jakiej? Do brandenburskiej, pruskiej czy wielkorzeszowej? A już myślałam, że macierz to słówko, które kojarzy się z matematyką tylko. Ale nie. No dramat z tym myśleniem o tych ziemiach.
Ale wrócę do znajdowania skarbów. Otóż skarbem może być monetka znaleziona na polu we wsi pod Gorzowem. Skarbem może być też kawałek ceramiki albo inna staroć. I skarbem jest, ponieważ trafia w ręce fachowców, muzealników, którzy potrafią docenić jej wartość, ale także i tych, którzy ów skarb znaleźli. Wiem, że czasem trudno się rozstać z pewnymi drobiazgami, ale może warto się dzielić... Na pewno, bo potem można nagrodę od ministra dostać.
A teraz z innego kątka. Pisałam już, że szalenie lubię różnego rodzaju bombki zaczepne rozrzucane przez szeryfów tylko po to, aby się potem zgrabnie z niekoniecznie najmądrzejszych planów wycofywać. Teraz mam taką bombkę z Zespołem Szkół Ogrodniczych i Gimnazjum nr 4. Magistrat najpierw zadymił, że likwiduje, a teraz po protestach się wycofuje. No to może trzeba zacząć dymić i to mocno w sprawie „dołków” czyli willi Jaehnego, bo cały czas wisi nad ślicznym budynkiem groźba oszklenia. Co prawda internauci już kilka razy napisali, co sądzą o tym pomyśle, ale widać za mało dymu jest i szeryf naczelny jeszcze go nie poczuł... Dobra, wracam zza morza i zaczynam akcję, może się kto przyłączy...
No i jeszcze jedna bombka nam się rozbroiła. Otóż tramwajowa. Szeryf miasta na siedmiu wzgórzach na swoim profilu FB oznajmił, że koniec kupowania starych bimbek z Kassel, nabędziemy nowe i będzie pięknie. To ja czekam, bo akurat tak się składa, że bimbkami jeżdżę. A jakby jeszcze szeryf zapowiedział remont ul. Jagiełły a szczególnie tego kawałka koło Białego Kościoła i do Warszawskiej, to już byłby szczyt szczęścia, bo tam się dziury jak kratery porobiły. Jechałam tamtędy onegdaj i mocno się trzeba było pilnować, żeby sobie na tych wybojach zębów nie powybijać.
Tydzień to z jednej strony niewiele, a z drugiej dużo. Ciekawe, jak miasto na siedmiu wzgórzach będzie za ten czas wyglądało. Tam gdzie się wybieram, nie będzie TV, Internetu, FB i innych, nawet telefonów nie będzie. Trzeba odpocząć. Tego i wam też życzę.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.