2014-03-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tak, tak, dziś, w Międzynarodowym Dniu Teatru Anna Łaniewska, gorzowska aktorka odbierze Pierścień Melpomeny, nagrodę gorzowskich teatromanów.
Pisałam już, że szkoda akurat, iż głosowanie odbywa się za pomocą tego, a nie innego medium. Mam uraz, ale cóż trudno, z tego tytułu do teatru chodzić nie przestanę, ani też w inne miejsca również.
Nagrodę wymyślił i funduje Roman Kaźmierczak, gorzowski jubiler, któremu w wypromowaniu jej pomogła Krystyna Kamińska wraz ze swoim mężem Ireneuszem Krzysztofem Szmidtem. No i nagroda stała się rzeczą cenną dla zdobywców, bo pokazywała ulubieństwa gorzowskich teatromanów.
Tym razem padło na Annę Łaniewską, która lada moment, za kilka miesięcy obchodzić będzie dość okrągły jubileusz pracy scenicznej. Dla mnie od lat jest przemiłą znajomą i Tygrysem, od kultowego w mieście na siedmiu wzgórzach spektaklu, a właściwie szeregu spektakli o przygodach Tygryska Pietrka. Byłam i jestem wielką fanką, zresztą zaprzyjaźnieni aktorzy swego czasu śmiali się ze mnie, że na widowni głównie siedzą dzieci i Ochwat.
Bo z teatrem tak jest, że albo zaczaruje i zatrzyma, albo też zniechęci. Moja edukacja teatralna zaczęła się, kiedy miałam lat 7,5 i ze szkolną wycieczką z miasteczka w widłach Obry i Warty przyjechałam na „Kota w butach”. Kurtyna poszła w górę, a ja oniemiałam z zachwytu i do dziś w tym zachwycie trwam. A potem wiele razy sama się wyprawiałam do Osterwy na spektakle przeróżne, nawet kosztem wagarów, których wcale nie traktowałam jako wagary.
Tak więc, Tygrysie mój ulubiony, szczere gratulacje za uznanie fanów. Oczywiście że Anna Łaniewska zagrała multum bardzo dobrych ról, jak choćby w „Pokojówkach” w reżyserii Rafała Matusza, Lady Makbet w źle obsadzonym „Makbecie” Szekspira, jest jednym z wcieleń Edith Piaf w „Trzy razy Piaf” według Artura Barcisia, czyli spektaklu, który chyba osiągnie niewyobrażalny pułap 200 przedstawiań i wiele innych. Ja jednak mówię do niej Tygrysie i tego się trzymajmy.
A skoro o teatrze dziś w szczególnym tym dniu piszę, to muszę wspomnieć Aleksandra Alika Maciejewskiego, mojego zmarłego w 2007 roku przyjaciela, wielkiego aktora, który urodził się 28 marca 1955 roku w Wilnie. Alik lubił się mylić i mówił zawsze, że urodził się w Międzynarodowym Dniu Teatru i że teatr by sobie bez niego jakoś poradził, ale on bez teatru nigdy. Alik też był laureatem Pierścienia Mepomeny, zresztą i wielu innych nagród. A jego największą tragedią życia było to, że był bezpaństwowcem. I nawet kiedy teatr nasz jechał do Wilna, jego rodzinnego miasta, to on jako jedyny musiał się ubiegać o specjalną wizę. Obywatelstwo dostał zaledwie na dwa dni przed śmiercią. Film, mocno wzruszający, o nim nakręcili Zbyszek Sejwa i Monika Kowalska. To „Czerwiak”, czyli opowieść o mocno pokręconym życiorysie.
No skoro teatralne ma być, to przy tym zostańmy. Bo chciałam się jeszcze trochę powyzłośliwać na inne tematy, ale dziś nie będzie.
P.S. Dziś o 17.00 w bibliotece głównej przy ul. Kosynierów Gdyńskich wernisaż prac Małgorzaty Całus-Jarno i jej córki Alicji Jarno, czyli przemiłych znajomych moich i tam się wybieram. Warto zajrzeć też i po to, aby dostać prezent. Jaki? Trzeba się samemu przekonać.
Także dziś o 19.00 gala w teatrze z przyczyny już wszystkim wiadomych. Dziś prapremiera „Onych” Marty Guśniowskiej. Też warto być.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.