2014-04-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Spaliła się część dachu i poddasze w sąsiedniej kamienicy. Przeżyłam wczoraj chwile strachu, bo znów jacyś meliniarze byli w akcji.
A było tak. Dostałam meilem info że się pali, gdzieś na mojej ulicy dokładnie, i zmartwiałam. Bo na zdjęciu jak wół widziałam elewację swojej kamienicy. Trochę trwało, nim się dodzwoniłam do ADM, aby usłyszeć, że nie, jednak nie mój dom, tylko sąsiedni.
Odetchnęłam, a zaraz naszły mnie niewesołe myśli, że przecież ludzie w sąsiedniej kamienicy jakoś tak niedawno dach sobie zrobili. A potem naszła mnie druga taka konstatacja, że przecież dla nikogo tajemnicą nie było, iż akurat w tym domu gnieździ się tak zwane menelsto. Schodzili się tam jacyś bezdomni. Sini od, nie wiem zresztą czego, ludzie kupowali megatani alkohol. No i stało się to, czego obawiali się wszyscy. Nieszczęście się stało i to tuż u progu świąt. Współczuję.
No i właśnie w taki sposób powtarza się i ciągle żyje czarna legenda naszej dzielnicy. Otóż w powszechnym mniemaniu tylko żulernia tu mieszka, jakieś pijaczki i podobnej konduity ekipa. A to akurat prawdą nie jest, choć w istocie i takowych z rzadka jeszcze spotkać można.
Ale tu wyłania się inny problem. Tak zwanych mieszkań socjalnych. Czyli lokali o niekoniecznie wysokim standardzie, gdzie przekwaterowywani są ci, co zalegają z czynszem. No i choć do takich socjalów trafia sporo zwyczajnie niezaradnych ludzi, to jednak część z nich to ów element, który nie chce się przystosować do cywilizacji i nie robi nic, aby sobie życie polepszyć. Bo nie i już. I cała okolica cierpi z powodu takiego sąsiedztwa, a ADM nic raczej z takim fantem zrobić nie może, bo prawo do godnego życia mają wszyscy. Tak mówi główny dokument, czyli konstytucja. A my lokatorzy, którzy jakoś nie mamy problemów z cywilizacją dbamy o co się tylko da, ale na to kto kogo w prywatnym mieszkaniu przyjmuje i co tam się wyczynia, wpływu żadnego nie mamy. No i czasem jest jak jest.
No i dzięki temu, że ktoś sobie tak a nie inaczej żyje spłonął całkiem spory fragment dachy. Do późnych godzin specjalistyczna firma usuwała belki i inne spalone fragmenty. A sąsiedzi chodzili z długimi minami. No i myślę, że podpalacze raczej łatwego życia mieć nie będą.
A teraz z innego kątka. Otóż podczas niedzielnej wyprawy warciańskimi łęgami spotkałam takie coś, co mój przezacny kolega Włodek Nowak w swoim jednym reportażu nazwał polska łaciatą dzika, czyli krowy, co to się wypasają właśnie na łęgach, ale same. No i właśnie z w drodze z Dąbroszyna do Kostrzyna napatoczyliśmy się na takie. Co prawda łaciate nie były, ale za to okropecznie brudne i tak na nas nieprzyjaźnie popatrywały. Znaczy tylko ja miałam takie wrażenie i się zwyczajnie ich bałam. Ale co się dziwić, my krasny ludek niewielkiego wzrostu jesteśmy i takie duże krówska mogą przestraszyć. A tak swoją drogą, co to za zwyczaje, żeby krowy bez właściciela się plątały po ładnych leśnych ścieżynkach?
P.S. I dla porządku domu
12.00, Teatr Osterwy, „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza w ujęciu Rafała Matusza
14.00, biblioteka wojewódzka, ul. Kosynierów Gdyńskich, wykład Władysława Chrostowskiego o kaziukowych obyczajach
17.00, schronisko dla bezdomnych, ul. Strażacka, koncert uczniów Szkoły Muzycznej I stopnia w ramach Tygodnia Kultury z Bratem Albertem
17.00, Klub na Zapiecku, ul. teatralna, recital Jadwigi Puchały
18.00, Kino 60 Krzeseł, przegląd animacji studentów łódzkiej Filmówki.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Zrządzeniem kalendarza, bardzo długi czas w tym roku.