2014-05-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ja wiem, że pisanie o odległych imprezach trochę się mija z celem. Ale zwyczajnie nie mogę się powstrzymać. Bo tegoroczna Noc Muzeów upłynie pod znakiem kawy.
No i to nie mogła być lepsza informacja dnia. Bo starej kawoszce, za jaka się mam od lat, nic i nikt bardziej humoru poprawić nie mógł, niż muzealne zaproszenie, zresztą tradycyjnie wysmakowane, z informacją, że cały wieczór poświęcony będzie kawie. Bo można będzie obejrzeć młyny i młyneczki z kolekcji Grażyny i Waldemara Wasiluków, będzie się można napić kawy specjalnie upalonej i zmielonej, poza tym zajrzeć do muzealnej kuchni, czyli na zaplecze, pogadać ze znajomymi, no jednym słowem cały pokaźny wór atrakcji. A dlaczego tak dużo piszę o kawie?
Ano dlatego, że moim zdaniem nie ma nic lepszego do picia, niż dobrze zaparzona i doprawiona kardamonem albo innymi ciepłymi przyprawami kawa. A przecież pamiętam te czasy, kiedy kawy nie było, trzeba było stać w ogonie, a i tak był to z reguły jakiś podły gatunek. Piło się i to, no bo co było robić.
A jeszcze w kwestii kawy. Jest taki film, nosi tytuł „Pan Tadeusz”, nakręcił go Andrzej Wajda, obsadził w nim mnóstwo obecnych gwiazd. No i wyszedł sobie taki zakalczyk z dużą pretensją. Ale ten film pamiętam z dwóch powodów. Po pierwsze w tym filmie jest niebywale piękna sekwencja z kawiarką, czyli sceną parzenia kawy. W epizodziku, mistrzowskim zresztą wystąpiła Krystyna Zachwatowicz, żona reżysera. I ta scena, której zresztą ten mierny poeta Mickiewicz wcale nie napisał, jest warta całego tego filmu. W każdym razie znam jeszcze kilka osób, które też tak myślą. A drugi powód, dla którego ten film pamiętam, to fakt, że akurat na ten seans, na którym byłam i ja, przyszedł ówczesny wojewoda Jan Majchrowski, człowiek na pewno warty osobnego felietonu. Gdyby był sam, pal sześć, nic by się nie stało, ale wojewoda przyszedł ze swoją żona Fatihą, pochodzącą bodajże z Maroka, nie pamiętam dokładnie skąd. No i przez cały czas półgłosem żonie swej na francuski przekładał romantyczną frazę Mickiewicza. Bardziej schizofrenicznej sytuacji jakoś sobie nie wyobrażam. Było śmiesznie, a potem wysoce irytująco. No ale cóż, krzyczeć na wojewodę nie wypadało, a ja i tak jestem pewna, że pani Fatiha i tak nic nie zrozumiała.
A czemu dziś o kawie i Majchrowskim? Ano dlatego, że to wydaje mnie się bardziej zajmujące niż kolejne wydumki urzedników.
P.S. Dziś imprez niet, więc można się wybrać do kina albo spacer.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.