Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

No i znów o muzyce będzie

2014-05-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jasna cholera, no nikt i nic mnie nie przygotował na taką dawkę emocji, jaką mnie, krasnoludkowi polskiemu, przygotowała Filharmonia Gorzowska z dyrektorkami maestrą Moniką Wolińską u pulpitu i główną panią Małgorzatą Perą na widowni.

Jak chcecie przeczytać, co się działo w FG na wieczorze openingowym, że sobie pójdę w poprzek polszczyzny, i za to przepraszam, to mam nadzieję, że znajdzie się w zakładce kultura. Tam relacja z koncertu.

Ale ja muszę napisać o emocjach, czyli o tym, o czym, w relacji z wydarzenia raczej nie wypada. Ja wiem, bo od lat słucham muzyki, że FG ma znakomitą orkiestrę (i tu trzeba oddać sprawiedliwość – ona taka jest, bo ją sformował pan Piotr Borowski, znakomity dyrygent, i o tym trzeba pamiętać i podkreślać), od czasu do czasu potwierdzają to wielcy muzycy i dyrygenci naszego świata, ot choćby wspomnieć największych z prof. Krzysztofem Pendereckim, prof. Kazimierzem Kordem, prof. Piotrem Palecznym, prof. Kają Danczowską na czele. A jakby do tego jeszcze dodać tych młodych, bez prof. (bo za jakąś chwilę będą mieć, za jakieś góra 15 lat), to będzie dość, to tylko się cieszyć, że w mieście bez tradycji muzycznej udała się taka sztuka. Zgromadzić taki zespół ludzi, młodych lub bardzo młodych, którzy potrafią zauroczyć swoją sztuką.

No i mnie, starszą babę, kolejny raz zauroczyli. Do tego stopnia, że siedziałam w FG w zauroczeniu, ciarki mnie latały po plecach w przypadku kilku wykonań, i gadałam do siebie, zresztą cicho, nikt nie słyszał, Jezus Maria, jakie to piękne jest. W przypadku „Preludium chorałowego” Wojciecha Kilara to norma jest, bo on tam wplatał podhalańskie nutki. A my, znaczy krasnoludki polskie, kochamy akurat ten folklor bardzo. Ale potem było tak dużo dobrej polskiej muzyki, że po Mszy Anielskiej Grzegorza Duchnowskiego zerwałam się na równe nogi (a że siedzę, dzięki uprzejmości pani Joli!, i tu ukłony wielkie) w moim ulubionym rzędzie S, na siedzeniu nr 24, bo to ważny adres, więc o nim piszę, i nikt mnie nie widzi, więc satysfakcja tym bardziej większa, do oklasków, bo i kompozytorowi i muzykom, ale i maestrze się należało. Bo wszyscy oni – muzycy, chór, pani Anna Mikołajczyk-Niewiedział, maestra Monika Wolińska, sprawili coś, co rzadko się zdarza. No ciarki po krzyżu. Latały jak opętane. I nawet zgodziłam się z moim, już trochę opanowanym i trochę przyjacielskim, dżinem z Lampy Alladyna, że tak rzadko nam się zdarza takie coś. Taki zachwyt. Taka jazda – mówiąc brzydko.

I jak ktoś źle mówi o FG, to nie wie, co mówi. Zresztą jak w przypadku innych instytucji, które na siłę chce się usprawniać… Ale to temat na inne pisanie.

A wracając do muzyki, to żal mi było, kiedy w momentach piano słychać było …, no cóż, dzwoniące komórki, gadających ludzi (za mną siedzieli), trzaskające migawki aparatów (sama mam taki jeden, co gra na otwarcie, więc go nie otwieram w FG, ani w Teatrze Osterwy także, w Jazz Clubie czasem nie słychać, więc bywa… Dziekan wybaczy…), upadające żetony z szatni, bo hałas czynią. Ale niech tam, przeżyłam. I mam tę oto nadzieję, że za jakiś czas kupię sobie płytę z tą muzyką. Z tą dokładnie, która była wczoraj grana, na rozpoczęcie II Festiwalu Muzyki Współczesnej Inspiracje w FG. Bo cudna była, zwłaszcza Missa de Angelis pana Grzegorza Duchnowskiego, bo ciary najbardziej mi po plecach latały, (o muzyce pana Kilara nie mówię, bo w przypadku tych kompozycji zawsze to mam). I tylko kolejny raz powiem, czapki z głów, za formę, za sposób, za nawiązanie do tradycji i takie piękne od niej odejście. Za zachwyt, kiedy fan liczy części mszy i nagle a niespodziewanie, bo jeszcze nie powinno być, słyszy „Agnus Dei”. Bo skoro Agnus, to już koniec. JU

Ż. No już, no tak było. Ciarki zostały i nie chcą sobie  iść. No więc słucham na rozłożenie emocji muzyki. Może to dziwnie zabrzmi, ale słucham Przemka, oj przepraszam, Przemysława Raminiaka i jego cudnej płyty „Scandinavia” z motywami z Bobo Stensona. Zawsze mnie to dobrze robi, zwłaszcza po dużych emocjach. Chłód, opanowanie, tego ja nie mam, a Przemek w muzyce ma. No cóż…

P.S. A wiecie, o czym miało być dziś… No nie wiedziecie…, Miało być o pociągach, o Pendolino, ale o tym następnym razem.

P.S. 2. Już dziś drugi wieczór z muzyką nową. W katedrze będzie muzyka Olivera Messiaena, nie wolno przegapić, bo bardzo, ale to bardzo rzadko się zdarza w naszym kraju, albo w naszym kątku zwłaszcza na żywo posłuchać. Początek o 19.00. O tej samej godzinie koncerty w Jazz Clubie i w Lamusie. I tu nawet rzucanie monetami nie pomoże, bo Messiaen, no to katedra i wielka muzyka, a jeszcze kawa w Muzeum Lubuskim… Bo noc muzeów… No zwyczajnie się nie da wybrać. Bo Messiaen na żywo, w wydaniu organowym, no Panie Boże… Napiszę, jak było, bo to wielkie wydarzenie dla mnie jest. A o tych pociągach, to za jakiś czas. A skrzydlate… co o nich pisać nie mogę, ciągle ze mną mieszkają. Niestety. Niestety dobrze.

P.S. 3. Słuchajcie radiowej dwójki, słuchajcie, bo to najlepsze radio jest. Zwłaszcza jak się chce posłuchać dobrej muzyki. Naprawdę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x