2014-05-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
… się odezwą. Tak też było wczoraj, po moim tekście o synagogach żydowskich w mieście nad trzema rzekami i miasteczku nad dwoma. Zapomniałam o tym najważniejszym, malutkim, też na S. i też nad Wartą.
Wiecie na czym polega superfajna rzecz, jaką bywa pisanie? Ano pewno nie. Superfajność polega na tym, że ktoś podejmuje ryzyko i udziela miejsca, autor pisze, a potem jest odzew. Nawet jeden post potrafi autorowi przynieść satysfakcję. Bo kiedy pisałam o konieczności upamiętnienia gorzowskiej synagogi, to zupełnie z pamięci wyrzuciłam akcję pana mecenasa Jerzego Synowca et consortes (owi consortes tak samo dumni powinni być, jak jeden z ważniejszych gorzowskich prawników), że oni tam, gdzie była synagoga, kamień postawią, kamień pamiątkowy. Głaz daje przemiły znajomy, inni też lubiani, do tego się dołożą, a jeszcze inny przemiły zasadzi tam, przy Łazienki krzew gorejący. Będzie to trzmielina, taka oto roślinka, krzaczek, który rzeczywiście najlepiej zimą wygląda. A ja totalny neptyk, jeśli chodzi o zielsko rosnące wolno lub też uporządkowanie w parkach, to wiem jedno. Jak coś przepięknie wygląda i wczesną wiosną kwitnie, to musi być magnolia, znaczy duży krzak. A jak w maju coś tam w lesie kwitnie i ma takie małe kwiateczki, takie białe, takie zwrócone do dołu, to konwalia. I koniec mojej wiedzy na temat roślin. Ale jak już przemiły znajomy mnie powiedział, że trzmielinę zasadzi, to się dowiedziałam, jak wygląda, zresztą moja pani prezes klubu Nasza Chata, prze… miła znajoma za każdym razem zimą zwraca uwagę na trzmielinę, ten rzeczywiście piękny krzew, który zakwita, szlag, no piękny jest zimą. No i jak przemiły znajomy sadzić przy Łazienki będzie to piękne zielsko, to ja tam też chciałabym być… No bardzo chciałabym, a to z jednego powodu, bo trzeba odmówić, aj, nie wiem, raczej odśpiewać, albo głośno wymamrotać kadisz (mamrotać umiem, śpiewać nie), Ale może ktoś…, będzie umiał jednak zaśpiewać. No jednym słowem, jak pan mecenas Jerzy Synowiec stawiać kamień będzie, to ja tam też chcę być.
I co by wyjaśnić i do końca powiedzieć, Żydówką z krwi i pochodzenia nie jestem, ale z wyboru tak. I jak kto chce, to i niech będzie, tą gudłajką, o której pisałam jakiś czas jestem. Ale to mój wybór, rodzina nie wie, i lepiej, żeby się nie dowiedziała, w jaką stronę pożeglowały moje wybory. Ale jak ktoś mnie gudłajką nazwie i powie, że z Żydami, a i tym samym ze mną, nie chce mieć do czynienia, zrozumiem. No bo ja z hipokrytami się nie zadaję, z zasady. No i niech koniec będzie tego wątku. Ach, i aby zakończyć, o sadzeniu trzmieliny oraz o sadowieniu kamienia napiszę.
A teraz z innej mańki. Politycznej będzie. Otóż media ogólne podały, że jednak nie PiS a PO wybory wygrała, ot tak na paznokieć można liczyć przewagę, ale jednak. Mnie kompletnie nie po drodze jest z PiS, ale też i z PO, ale bliżej mi jednak do PO. Bo to jednak bliżej Europy. Znaczy choćby tego, że mam paszport w domu i mogę sobie jechać, gdzie się zamarzy, a marzy się Japonia, ale na razie nie, bo kasa, bo to drogi wyjazd jest. Ale mogę. I PO oraz SLD mnie to na dziś gwarantują, bo w Unii jesteśmy. Dobrze, że tak. No i szkoda mnie paru fajnych ludzi z PiS, których znam, że jednak się nie udało, że jednak kolejne wybory… poszły troszkę w niwecz. Że o zatraceniu nie napiszę. A dlaczego z lewicą po drodze mnie jest? Ano chyba z tego, że to mimo wszystko w naszych czasach solidarność, zasada dzielenia się, wspólne myślenie… Może bajka, ale jednak bliska, bo w naszym, znaczy moim harcerskim pojmowaniu świata, te zasady były i są ważne. Błąd, bo oszustwo… Może, ale jednak wolę być z lewicą aniżeli z partykularnymi partiami prawej strony, zwłaszcza z takimi, które mówią, że kobieta to po prostu na gwałt tylko czeka…
A teraz też z innego kątka będzie. Znaczy kulturalnego. Otóż dziś recital Marcela Kowalewskiego w Grodzkim Domu Kultury o 18.30, to młody muzyk, wiolonczelista, o którym słówko już napisałam w złośliwcu „Jazzowi chłopcy”, bo z Pawłem Araszczukiem i Jackiem Szmytkowskim pogrywa w trio w piwnicy jazzowej przy ul. Jagiełły, bo w innych miejscach jakoś nie pasują. Tym razem zagra i to jaki repertuar. Bo będzie Davida Poppera - Etiuda nr 17; Jana Sebastiana Bacha - II Suita wiolonczelowa d-moll, 2 części: Prelude i Sarabande (ta sarabanda to coś zachwycającego, zresztą jak i inne suity wiolonczelowe Bacha zagrane na przykład przez Jeana Guihena Queirasa), Francoisa Francoeura - Sonata wiolonczelowa E-dur, 2 części: IV i V oraz Josepha Haydna - I koncert wiolonczelowy C-dur, pierwsza część Moderato David Popper - Rapsodia Węgierska.
Trudny repertuar, dobrze, że może go zagrać przed publicznością, wszak za chwilkę matura muzyczna, a to duże wyzwanie. I dobrze, że jest instytucja kulturalna, która udziela miejsca. To tak pod rozwagę o likwidacjach i innych zmianach w mieście radnym podpowiadam. Zastanówcie się państwo, zanim rękę podniesiecie. Zastanówcie. A muzyki trzeba słuchać, trzeba albo i też nie, ale może warto sobie dać szansę, w słuchaniu muzyki, tylko po to, aby nagle odkryć, że to piękne może być. Bo ja słucham Polskiego Radia program 2 i oni, państwo prowadzący mnie zasypują nazwiskami i nie tylko. I nagle cały czas odkrywam coś nowego, i szlag, że też do durnej szkoły chodziłam, bo mnie tam zamiast słuchać, kazali śpiewać, no dramat…
P.S. A tu macie tańce połowieckie, już kiedyś były, ale co zrobić, lubimy…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.