Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Miejsce dla nowych nurtów romskiej kultury

2014-06-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Już się cieszę ma kolejną edycją Romane Dyvesa. I muszę pogratulować, że w końcu i z takim zamachem.

W mieście na siedmiu wzgórzach jak zwykle lokalne wojenki, myślę, że w każdym mieście takie są. No cóż trudno, prawa demokracji. Nie będę się tym na razie zajmować.

Ale zbliża się do nas kolejna już odsłona Romane Dyvesa, romskiego, albo jak chcą Edward Dębicki i pani Ewa Dębicka, cygańskiego festiwalu. Truizmem będzie przypominać, że najstarszy w Europie, daj Boże, na świecie, jedyny bez żadnej przerwy się odbywający, choć były ku temu przyczyny, aby przerwać, festiwal prezentujący cygańską kulturę. I to tę tradycyjną, taką, kiedy tancerki Terno i Iło ustawiają się w linii, furkoczą spódnice, ktoś tam z tyłu nadaje rytm, i jest pięknie.

To także taki festiwal, kiedy mają okazję pokazać się współcześni Cyganie, z ich muzyką klubową, z ich fascynacjami jazzem albo jeszcze innymi gatunkami muzycznymi. Przez lata Edward Dębicki był potępiany za taką otwartą formułę festiwalu. Bo przecież Cyganie to tabor, to już tu przytoczone furkoczące spódnice nad głowami tancerek, to lakierowane czerwone buty tancerzy, to smętna dumka, najlepiej przy płonącym ognisku, okopconym garnku i z rżącym gdzieś tam w tle koniem. No jednym słowem skansen okropeczny. A najlepiej jeszcze by było, aby ci Cyganie, co tu przyjeżdżali i przyjeżdżają, wpisywali się w spojrzenie państwa Krauze na tę nację (moim zdaniem ich film „Papusza” zwyczajnie krzywdę zrobił tej nacji i jej najwybitniejszej poetce, Papuszy właśnie, skąd inąd prywatnej ciotce Edwarda Dębickiego), czyli głupi niepiśmienny naród, mówiący mniej więcej tym samym językiem na całym świecie, ciągle taplający się w błocie i żyjący w okropnym bałaganie. No jednym słowem, ułomna nacja skazana na dobroduszność nas tych lepszych (beze mnie, ja tak nigdy nie myślałam).

A Edward Dębicki od początku postawił na właściwą kartę, zawsze mówił, choć mało kto go chciał słuchać, że wszak Cyganie to rzeczywiście trochę odrębna, trochę zamknięta nacja, która może nie do końca chce się asymilować, ale nie stoi w poprzek zdobyczom cywilizacji. Sam mi kiedyś mówił, że kocha naturę, blisko mu z wszystkim, co żyje i oddycha, ale już chyba zdobyczy cywilizacyjnych na tabor raczej nie zamieni. I tłumaczył wielokrotnie, że spuścizna jest ważna i o niej nie zapomni, ale na festiwalu jest miejsce dla nowych nurtów, nowych ścieżek romskiej kultury. Bo Cyganie, podobnie jak my Polacy, jak my Żydzi, jak my Ukraińcy, jak my wszyscy ludzie, zmieniają się wraz z upływem czasu. Bo cywilizacja, bo edukacja, bo… Przyczyn milion.

I właśnie jego syn, znaczy państwa Ewy i Edwarda Dębickich – Manuel, którego znam od zawsze, zaistniał jako dobry zwiastun festiwalu w mediach ogólnopolskich. Był gościem Polskiego Radia. Nakręcił klip z muzyką, którą można znaleźć w necie, robi wszystko, aby pokazać, że centrum romskiej kultury jest tu, w mieście nad trzema rzekami. Bo i po prawdzie tak jest. To tu, a nie do Ciechocinka przyjeżdżali i nadal przyjeżdżają cyganolodzy. To tu, zresztą przy wsparciu, i tego nie wolno nie docenić, Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Jakuba z Paradyża, za zgodą i pod jej patronatem, pani rektor prof. dr hab. Elżbiety Skorupskiej-Raczyńskiej i jej pracowników, czyli pani dr Beaty A. Orłowskiej i dr. Piotra J. Krzyżanowskiego odbywają się znów sesje naukowe, wychodzą książki poświęcone tej nacji. Naukowe opracowania cenione w świecie ludzi nauki, ale także cenione wśród ludzi, którym zawikłane dzieje tej nacji są bliskie.

No i trzeba przypomnieć też, że Gorzów, znaczy miasto na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami jest takim miastem, takim miejscem, gdzie w zgodzie mieszkają właśnie Cyganie i nie-Cyganie, ale nigdy, nawet w okropnych czasach nie było tu źle, nigdy nikt z jednej czy drugiej strony nie stawał wrogo wobec sąsiada. Nie było pogromów, prześladowań. Bo chyba i nie ma tych jakichś tam stron. Może czasami dziwić wygląd nastoletnich Romek, Cyganek, jak chce Edward Dębicki, ubranych w długie spódnice i bluzki zasłaniające łokcie. Ale taka jest tradycja, do dziś przestrzegana przez współziomków i cenić to trzeba. Bo tak się dzieje, że królewski szczep Polska Roma (ich potomkowie tu mieszkają i czy się to komu podoba, czy też nie, liczyć się z ich tradycją trzeba) ściśle, no w miarę, tej tradycji przestrzega.

Pamiętam, jak wiele lat temu, pani Andraszowa, matka pana Adama Andrasza z Tarnowa, dziś prominentnego działacza romskiego, o której mówiliśmy z sympatią Babcia Andraszowa (pan Adam się nie obrazi) źle reagowała na rosyjskie Cyganki, które na scenie tańczyły w malutkich topikach i świeciły golizną. I nie była jedna. Pamiętam też, jak po latach banicji na krótką chwilkę, zresztą za zgodą cygańskiej starszyzny z miasta na siedmiu wzgórzach, ale bez udziału ich samych oraz Edwarda Dębickiego, zjechał do miasta Don Wasyl i też miał króciutki koncert. To jego synowa, żona Dzianiego, wystąpiła tak jak zawsze, czyli w dość odważnym topiku, ale na koncert w mieście nad Wartą, Kłodawką i Srebrną, pod ten topik założyła szarą bluzkę. No nie, tu nie uchodzi. Znaczy, tradycja jest ważna.

I dlatego cieszyć się należy, że za chwilkę niewielką znów Romane Dyvesa, znów cygański festiwal, znów ta impreza, której zawdzięczam moją wielką miłość, czyli Kalyi Jag z Budapesztu z sir Gustavem Vargą na czele. Bo zaczęło się od malutkiego tria z bańką na mleko jako ważnym instrumentem, a skończyło na rewelacyjnym koncercie kilka lat temu i na płycie, którą często słucham (dzięki uprzejmości Kazimierza Ligockiego, którego zaliczam do grona przemiłych znajomych, został Kalyi zainfekowany też przez piszącą te słowa).

Cieszyć się trzeba, bo mam taką nadzieję, że Edward Dębicki lub też jego syn Manuel, znów coś dla mnie odkryją. Bo dla mnie folk, nie jest istotne, polski, romski, z Basenu Morza Śródziemnego (nigdy nie zapomnę Serbów, którzy po koncercie swoim znakomicie w naszym amfiteatrze przyjętym, potem się bawili i co chwilę akcentowali okrzykami – Syrbia!, że są) to jest wartość jedyna w sobie.

Manuel, gratuluję, pani Ewo i panie Edwardzie też… I czekam.

No i po ostatnie. Centrum romskiej, cygańskiej kultury, tej pisanej wielkimi literami jest tu. Tu w mieście nad trzema rzekami i trochę w Kłodawie. Inna rzecz, że tu mieszkają ludzie, którzy doceniają i dbają o różność… Czasem urzędnicy nie bardzo, ale i to, mam nadzieję, się zmieni. No daj mój okropny dżinie z lampy Alladyna… Gada, że da, więc w dobrą stronę to wszystko idzie.

P.S. A miało być o czym innym. A domowe jaskółki już przeglądają moje płytki i ułożyły niezły stosik, bo po Kalyi Jag jeszcze chcą… Oj głowa boli. Na szczęście nie umieją operować w sieci, bo niestety płytki odpalać umieją i dawaj już oznajmiły, że znów na Romane Dyvesa razem idziemy. No cóż, zawsze tam były, więc dlaczego tym razem miałyby nie być… Będziemy razem, no strach się bać…

P.S. 2. A o wydarzeniach bieżących to możecie poczytać w odrębnym tekście na naszym portalu w zakładce kultura.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x