Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Arnolda, Edgara, Elżbiety , 8 lipca 2025

Literacka podróż sentymentalna

2014-07-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Taką podróż zafundowała mnie biblioteka wojewódzka i to za sprawą pani Agnieszki. Bo to ona właśnie wpadła na fantastyczny pomysł pokazania książek, które łączą pokolenia.

A było tak. Poszłam ja ci sobie, ech tam poszłam, poleciałam chybcikiem, bo latem książnica ma skrócone godziny pracy, i sobie książki wymieniłam. Jako że zawodowo czytam uczone i mocno absorbujące dysertacje, więc w bibliotece wybrałam trochę durnej literatury. Poszłam sobie też do regionu, co by pogapić się na pisma regionalne i tu smutek wielki, bo chyba ich coraz mniej. Zalazłam do działu, gdzie muzykę i film można wypożyczyć, bo ostatnio rzadko tam zaglądałam i też głupota, bo tam skarby przednie są. Muzyczne…, wracam tam za chwilkę niewielką, bo zapomniałam, że tam taka muza jest. No i na koniec popatrzyłam na wystawę książek, które czytali nasi dziadkowi, nasi rodzice, my i nasze… I tu jest problem, bo ja swoich dzieci nie mam, ale mam siostrzeńców, którzy też czytali i czytają, więc książek, które czytają nasi następcy. U was dzieci i wnuki, u mnie siostrzeńcy zwyczajnie, dziś już dorośli, w pełni ukształtowani ludzie. No w każdym razie, w bibliotecznych gablotach znalazło się multum książek, które gdzieś tam w moim życiu się jakoś przewijały. Bo i Lucy Maud Montgomery, bo Jack London, bo Wiktor Gomulicki i jego fantastyczne „Wspomnienia niebieskiego mundurka”, bo Henryk Sienkiewicz i jego „W pustyni i w puszczy”, bo Astrid Lindgren i „Muminki”, bo Hans Christian Andersen, oj zresztą tytułów i autorów mnóstwo tam jest. I jak sobie tam chodziłam wokół czterech gablot i gapiłam się na te książki, w wydaniu papierowym lub też w wersji do słuchania i liczyłam, czego z tego pokoleniowego czytania nie znam, to wyszło mi zaledwie kilka tytułów. Bo nie czytałam Karola Bunscha i jego książek, przeczytałam zaledwie jedną książkę Agaty Christie, ale nie tę, która jest na tej fantastycznej wystawie. Znaczy tak źle ze mną nie jest, skoro znam główny zrąb tego, co łączy pokolenia.

No jednym słowem przyjemność wielka była patrzeć na te książki i wracać pamięcią do pierwszych spotkań z nimi. Mam w domu „Wspomnienia niebieskiego mundurka” Witolda Gomulickiego i czasem tam zaglądam, bo nic nie poprawia humoru, aniżeli opowieści autora choćby o kąpieli w Narwi. To zresztą skarbnica języka i jego zmian jest. O tej książce pisali wielcy poloniści, ale jakby tak zostawić namysł naukowy z lekka na boku, to i tak nadal cudna lektura jest.

A taka Ania z Zielonego Wzgórza, czyli postać wykreowana przez Lucy Maud Montgomery, potrafi i dziś przytrzymać przy życiu, bo wszak ona ruda i na dokładkę sierota, musiała długo walczyć o swoje miejsce w życiu… Aj, chyba się o lekturach rozpisałam, a nie o to chodzi. Chodzi oczywiście o wystawę, którą trzeba zobaczyć, znaczy powinni ją obejrzeć ci, co lubią czytać i lubią książki. A taką przyjemność funduje nam na wakacje Biblioteka im. Zbigniewa Herberta za sprawą oczywiście pani Agnieszki.

A jakby się tak mocniej zastanowić, to Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna co i rusz nam funduje rewelacje. Bo pani Agnieszka w holu, Grażyna na II piętrze, Danuta i Małgorzata oraz pani Ania co i rusz też, w filiach też się w pozytywnym sensie gotuje. Mnie tak naprawdę interesują wydarzenia wiążące się ze słowem, a tych jest moc. I za to koleżankom bibliotekarkom w głównej, ale i w filiach serdecznie dziękuję.

No i wejdźcie do książnicy, obejrzyjcie wystawę, wróćcie do wzruszeń dzieciństwa, do wzruszeń młodości. I jak wam tam nagle mignie „Trędowata” Heleny Mniszkówny, bo też jest, to nie otrząsajcie się z tego oto bibliofilskiego obrzydzenia, bo ona cały czas czytana jest. Może nie tak jawnie, jak Mitchell czy Lindgren albo Ernest Hemingway, czy Jack London lub też Agata Christie, ale jednak.

Jak dla mnie super i dlatego tak dużo o tym piszę.

PS. Dziś o 19.00 kolejna odsłona muzyki w katedrze. Ja nie do końca lubię te koncerty, ale jak ktoś nie ma pomysłu na wieczór, to polecam. Klaskać…, nie podpowiadam.

PS2. Dziś rocznica śmierci Edwarda Stachury, na moje niematematyczne oko, to chyba okrągła, bo 35 rocznica. Ja go kocham i czytam, co prawda „Kropki nad ipsylonem” nie rozumiem, ale słucham… Piotr Gałązka inaczej to śpiewa niż wszyscy, ale mnie się podoba, zresztą jak i wersja Jacka Różańskiego, dla którego latałam do Teatru Nowego w Poznaniu. Panie Edwardzie, tam na tym uroczysku, tam gdzie liliowe cienie i ta dolina, tam, gdzie już jest dobrze… Niech więc w końcu dobrze będzie.

PS3. A u mnie w pracy, blisko bardzo mnie usiłują zamieszkać jaskółki, obce jaskółki. Domowe się zaniepokoiły, choć nadal nie pozwalają o sobie pisać. No cóż, trudno. Może uda się przeżyć. Ciekawe, co domowa kompania powie?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x