Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2025

Odwiedziliśmy, tych co od nas już odeszli…

2014-11-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Przez dwa dni odwiedzaliśmy cmentarze, paliliśmy znicze i kładliśmy kwiaty na grobach naszych bliskich, naszych przyjaciół. Odprawiliśmy zwyczaj, który nam to nakazuje. Przed nami kolejny długi weekend, bo za chwilę dzień chwały i radości…

Mnie te święta, te dwa dni zwyczajnie fascynują. Bo Polacy telepią się nawet bardzo daleko, tylko po to, aby spełnić ten kulturowy gest. Zapalić lampkę na grobie najbliższych.

Jechałam w sobotę do miasteczka w widłach Obry i Warty maksymalnie wypełnionym szynobusem. Kilka razy potwierdzałam innym podróżnym, że tak, ten pociążek lekki jedzie ku Winnemu Grodowi, że tak, zatrzymuje się w mieście nad Obrą i Paklicą, że tak, dojeżdża do wielkiego węzła kolejowego na starej polsko-niemieckiej granicy, gdzie parę razy przydarzyło mnie się przeżyć coś niebywałego i gdzie poznałam ludzi, z którymi do dziś wiążą mnie serdeczne więzy znajomości, a bywa i przyjaźni. A potem patrzyłam, jak mocno zalatany, ale i nader uprzejmy pan konduktor biega po pociągu i zadaje tylko jedno pytanie – Kto jeszcze nie ma biletu?

A potem zwyczajowe wizyty na nekropoliach, rodzinny obiad, zniczki na grobach rodzinnych i pod pomnikiem wspólnej pamięci polskich i niemieckich dziejów tych ziem i potem powrót do miasta na siedmiu wzgórzach, znów mocno zatłoczonym szynobusem. Ale i z widokiem na cudnie rozświetlony cmentarz we wsi z drzewem o białej korze w nazwie. I kolejne chwileczki wzruszenia, aż w końcu samotna wyprawa późną już wieczorną godziną na Żwirową. I też chwileczki wzruszenia na grobach tych, co już odeszli, a jednak o których się ciągle myśli, i których brakuje. No przedziwny czas. Jednym słowem magia i czary w jednym. I tylko jednego żałuję… Nie dałam grosika żebrakom, którzy tradycyjnie się pojawili przy nekropoliach. Nie dałam, bo zajęta byłam przełykaniem w tajemnicy przed rodziną łez żalu za tymi, których już nie ma. A teraz mnie zwyczajnie wstyd jest. A przecież wystarczyłaby złotówka… No szkoda.

A potem otworzyłam komputer i szok… Znów pijacy, znów jazda elegancko określana, na podwójnym gazie. Co ci ludzie mają w mózgu? No co? Bo przecież od mundurowych, różnych służb zresztą, było aż gęsto. Bo i policja, bo straż, bo żandarmeria wojskowa, a tu jednak pijani jak zwykle wyjechali na drogi. No zgroza. Przecież alkohol jest dla ludzi. Fajnie jest napić się dobrego gruzińskiego, włoskiego, mozelskiego, morawskiego, albo jakkolwiek innego wina, lampeczkę albo dwie. Pogadać ze znajomymi i rodziną, pójść potem na spacer do pobliskiego lasu i być zadowolonym. Ale na litość Boga i innych też, nie siadać za kierownicę. No nie. Jednak i ten polski zwyczaj musiał się dopełnić. I nic to, że mundurowi od lat urządzają oficjalną akcję „Znicz”. Zawsze się jakiś baran, a w skali kraju między dwiema rzekami i z cezurą jednej po środku, całkiem spore stado, siada za kierownicę. No cóż, widać tak musi być. Żałosne.

A teraz garść informacji, o tym, co nas czeka w najbliższych dniach. Bo jak mawiał poeta, zresztą nie jeden, zmarłych pamiętać należy, ale z żywymi iść w przyszłość trzeba. O polityce i wyborach niet, bo mnie to jakoś mocno uwiera. Mam nadzieję jedną tylko, że gmina Bogdaniec wybierze mądrze.

Natomiast tu u nas już 4 listopada dyrektor kina Helios Monika Kowalska zaprasza na wyjątkowy pokaz filmu „Bogowie” o 18.30. Gościem specjalnym będzie pan Szymon Warszawski odtwarzający rolę doktora Andrzeja Bochenka. I jak mówi pani dyrektor, bilety jeszcze są, spotkanie może być ciekawe, bo film, kolejny zresztą polski obraz, jest znakomicie odbierany. A to ze względu na genialny scenariusz i kongenialną rolę Tomasza Kota, który tym razem wcielił się w rolę trudnego bohatera, czyli prof. Zbigniewa Religi. Ale jak kto śledzi karierę pana Tomasza Kota, tę serio, w wymagających wydarzeniach artystycznych, to wie, że akurat ten aktor potrafi zagrać wszystko… trudnego kardiochirurga, genialnego Rycha Riedla, a jak trzeba to i zwiędniętego pomidora na targu (ulubione zadanie aktorskie w Actors Studio Lee Strasberga w Nowym Jorku, no cóż). Ja miałam tę przyjemność, że oglądała pana Tomasza Kota w „Emigrantach” Sławomira Mrożka w teatrze, naszym gorzowskim, w ramach Spotkań i było to coś na kształt małego, wielkiego zachwytu. Jest czego zazdrościć.

Już dzień później, bo 5 listopada o 17.00 w Archiwum Państwowym promocja „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego”, czyli świetnego pisma, jakie archiwum od dwóch ponad dekad wydaje i które zamieszcza też moje nieco inne, niż dziennikarskie teksty. Tym razem usiłowałam rozwikłać zagadkę pewnego księdza, nie bardzo się udało. Choć dzięki pomocy prof. Dariusza A. Rymara i księdza prof. Roberta Kufla troszeczkę się udało, ale nie do końca. I ten taki mój nie do końca rozwikłany tekst też w roczniku jest. „Rocznik” jest jednym z najważniejszych źródeł nowych badań nad historią tych ziem, tak jak zeszyty naukowe marchijsko-lubuskie wydawane przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną im. Zbigniewa Herberta. No i czas najwyższy, aby do tego tandemu dołączyło Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta, bo przecież ma z czym. Oj ma. Ja tam czekam.

A  potem weekend i koncert w FG, o tym osobno będzie, i w sobotę w Miejskim Ośrodku Sztuki wystawa Salon Jesienny, czyli najważniejsza w wymiarze regionu prezentacja dokonań artystów z całego naszego kulawego województwa. No mnie tam nie będzie, choć mocarnie mnie interesuje, co koledzy i koleżanki artyści nowego uczynili, jak ich droga twórcza się wije. Jestem szczególnie ciekawa, co robi Magda Gryska, Alicja Lewicka, co pokaże gorzowskie, mocno się zwijające środowisko. Ale ze wzglądu na różne okoliczności mnie tam nie będzie, więc czekam na relacje innych. Ech, pierwszy salon w G., na który się nie wybiorę od lat. No szkoda.

A potem dłuuuuugi weekend. Taki, jaki kochają Polacy najbardziej. Ja nie, ale co zrobić. Ryznę sobie do lasu, połażę wokół jednej rzeki, zachwycę się kolejny zresztą raz, urodą miejsca. Potem wrócę do domu, zrobię sobie dobrej herbatki, tej z Azerbejdżanu, a jeszcze potem otworzę własne przewodniki i poczytam o Dolnym Śląsku. Bo trzeba, bo warto i pomyślę, jak pogodzić wyprawę do Trzebnicy, Milicza, Krzeszowa, Henrykowa i dać radę. No i potem jeszcze pomyślę, jak do stolicy się wybrać, do Muzeum Historii Żydów Polskich przede wszystkim. Bo jaskółki domowe o niczym innym, tylko o tym… OK. ptaki, jedziemy, jeszcze nie wiem, kiedy i za co, ale jedziemy. A jak ktoś ma pomysł i zechce mnie do stolicy zabrać, albo chce razem ze mną wyprawę uczynić, bo do Narodowego wejść trzeba też z dwóch powodów, to czekam na info. I jakoś dziwnie pewna jestem, że nie będzie… No cóż. Tak to już jest.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x