2014-11-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przecierałam oczy z tego oto zdumienia. Rusztowania bowiem stanęły przy jednym z najstarszych budynków w obrębie historycznego Starego Miasta. Będzie więc jakiś remoncik. No i bardzo przecudownie.
Jakoś się ostatnio tak porobiło, że o to, co stare, to się nie dba, bo i po co. Samo się zawali, potem gruzy się uprzątnie i jak mawiają Rosjanie, chwacit. Będzie nowe i piękne. A tu proszę, taka niespodzianka.
Mam na myśli budynek przy ul. Obotryckiej 8. Jak piszą uczone książki, budynek ten to najstarsza zachowana budowla świecka miasta. Wybudowano ją w drugiej połowie XVIII wieku w stylu klasycystycznym. To niezbyt duży, dwukondygnacyjny, czyli po ludzku jednopiętrowy z mieszkalnym poddaszem budynek, nakryty wysokim dachem naczółkowym. W elewacji od strony podwórza zachował się fragment ściany o konstrukcji ryglowej. Oficyna przylegająca od strony ul. Pionierów powstała w 1908 roku.
No i świetnie, że coś się będzie przy nim robić, bo o stare trzeba dbać. Wiem, wiem, że pisanie o starym jest tak samo nudne, jak o synagodze, czy kirkucie, ale co zrobić, kiedy pewne fisie są silniejsze od rozsądku. A skoro przy synagodze jestem, to zaprowadziłam do pamiątkowego kamienia wczoraj przemiłą znajomą, jakoś dziwnie oporną tą razą. I jak w końcu tam stanęłyśmy, to ja się ucieszyłam, bo ktoś zniczka zdążył już postawić, a przemiła z sarkazmem zaczęła wydziwiać, że za chwilę psy i inne dopusty Boże… i na koniec dodała ‒ Wiesz, a może to ty sobie tu mały namiocik postaw i pilnuj… A kiedy ja się zaczęłam poważnie nad logistyką takiego przedsięwzięcia zastanawiać, to przemiła popukała się w czoło i tylko westchnęła – Oj, Ochwat… Ale jakby tak na logikę wziąć, to czemu nie. Trawnik przy kamieniu duży jest. Wspólnota może by się zgodziła, a ja byłabym spokojna, że kamieniowi nic się nie stanie. No tak, ale do pracy i w parę innych miejsc chodzić trzeba… No to metodą Scarlet O’Hara, bohaterki „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell, stwierdziłam, no dobra, pomyślę o tym jutro. Choć po prawdzie kwestii życiowych znacznie ważniejszych do zastanawiania na dziś, a nie na jutro, to mnie się ostatnio zrobiła całkiem spora góra, no może nie taka wysoka jak Mount Everest, ale jak Mount Blanc to na pewno. No cóż, pomyślę o nich jutro, jak mówiła piękna Scarlet, o której wielka pisarka w pierwszym zdaniu swojej książki napisała tak: „Scarlet O’Hara nie była piękna”. Choć jak się patrzy na zjawiskową Vivien Leigh, która genialnie zagrała zołzowatą Scarlet z megahipersuper przeboju kinowego oficjalnie wyreżyserowanego przez Victora Fleminga, to człowiek się zwyczajnie zastanawia. Oczywiście, to tylko dygresja jest.
No i z innego kątka. No zwyczajnie kampania wyborcza aż furczy i to furczenie staje się coraz głośniejsze. Bo byłam wczoraj w paru miejscach w mieście, a tam wszędzie ludzie gadają o wyborach, co to za dni zaledwie trzy będą. No i się ludeczkowie zastanawiają, na kogo oddać cenny głos. A jako że my, krasnoludki polskie jakoś same decyzji podejmować niekoniecznie lubimy, to dawaj w dyrdy do mistrza Koszałka Opałka po radę. Mistrz, jak to ma w zwyczaju, gęsie pióro w kałamarzu wypełnionym nie wiedzieć czego tym razem zielonym inkaustem zanurzył, wyjął, nadmierną kropelkę strzepnął, coś w księdze swej zanotował, popatrzył na nas i powiedział… - Do wyborów iść trzeba, to jasne jak Słońce i tego chce król Błystek. Ale my, znaczy najjaśniejszy pan i ja, niczego doradzać nie będziemy. To wasza decyzja. I znów pióro w kałamarzu zanurzył, co zwykle czytelnym znakiem jest, że posłuchanie skończone. No i masz ci los, radź sobie człowieku, tfu, krasnoludku polski znaczy, sam. No cóż, jeszcze jest trochę czasu, pomyślimy, zobaczymy, ale do wyborów samorządowych i każdych kolejnych pójdziemy. Bo tako rzecze król Błystek oraz nakazuje obywatelskie wychowanie wyniesione z domu i harcerstwa. Do wyborów iść trzeba, choćby i po to, żeby sobie ust w publicznych i nie tylko nie kneblować. Bo kto w wyborach nie uczestniczy, zwyczajnie prawa do późniejszej dyskusji o tym, co dobre a co nie za wybranej demokratycznie władzy się dzieje.
No i z kolejnego kątka. Tym razem teatralnego. Byłam wczoraj na „Zbrodni z premedytacją” według Witolda Gombrowicza w reżyserii Izabeli Cywińskiej, co to po prawdzie wielkim monodramem Wojciecha Malajkata był. No i jaka zmiana jakościowa. Bo w końcu znakomity aktor błysnął. Pokazał, że nie tylko ograne teatralne grepsy go interesują, bo łatwe są, ale i wymagająca rola pod okiem świetnej reżyserki jak najbardziej. Powtórzę, Gombrowicz to nie moja bajka, natomiast teatr pani Cywińskiej, jak najbardziej. No i takie aktorstwo, jakie zaprezentował pan Wojciech Malajkat też. Choć z dużym wzruszeniem patrzyłam też na panią Elżbietę Kępińską, aktorkę którą lubię od zawsze, a która nigdy nie miała parcia na szkło. No i jeszcze jedna rzecz. Spektakl dla mnie zaczął się od dżingla, w którym głos Krystyny Jandy przypominał o konieczności wyłączenia telefonów komórkowych oraz zabraniał fotografowania i nagrywania spektaklu. Wielka, wybitna aktorka, właścicielka i główny modus operandi Teatru Polonia, bo właśnie tego teatru spektakl był, znajduje czas na takie rzeczy… No i jeszcze wybitnie teatralna, niemal malutki skeczyk, zapowiedź spektaklu w wykonaniu gospodarzy wieczoru, czyli Bożeny i Leszka Perłowskich, aktorów naszego Osterwy, wprawił mnie w zachwyt. Gratuluję. Zapowiedzi gratuluję, bo to taki malusi bonusik był, ale jakżesz smakowity.
No a dziś coś to, co ja bardzo lubię. Gości u nas bratni Lubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego z Winnego Grodu z „Piaf”. To będzie taki po prawdzie trochę maraton, bo trzy godziny, dwie przerwy, no i konieczne porównanie z naszą, znaczy Osterwową Piafką. Nasza, znaczy Osterwowa, śpiewana jest w sali zaaranżowanej na paryski kabaret. Ich Piafka to teatralna opowieść o życiu, pogmatwanym i nielekkim, wróbelka Paryża. Ciekawie będzie porównać. I muszę w tym miejscu powiedzieć, a tak po prawdzie powtórzyć, bo w wielu miejscach pisałam o tym wiele razy, że to znakomity zwyczaj – przy okazji Spotkań Teatralnych gościć u nas teatr z Winnego Grodu. Bo tak się godzi i tak należy.
Przedstawienie zaczyna się o 19.00, bilety jeszcze są, więc jak kto nie ma pomysłu na spędzenie ciekawych chwil, a ma chęć, więc dawaj jak w dym do Osterwy. Ja będę. No w każdym razie mam taką nadzieję. Bo nigdy nie wiadomo, co czai się za najbliższym rogiem.
P.S. A jak kto teatru nie lubi, to się może wybrać o 17.00 na otwarcie wystawy Zbigniewa Olchowika do Galerii Pod Kopułą w głównej książnicy wojewódzkiej przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Wystawa zatytułowana jest „Zielone idee wściekle śpią”. Ja zobaczę w przyszłym tygodniu i naturalnie słówko o tym wydarzeniu napiszę.
P.S. 2. Zupełnie nie lokalny. Cieszę się zwyczajnie, że prominentni politycy, którzy chyba jednak naciągnęli polskie państwo na sporą kasę zostali wyrzuceni z partii, a ostatnie doniesienia mówią, że prokuratura się ich procederem zajmie. A jak audyt sejmowy więcej takich szwindelków odnajdzie w różnych partiach i partyjkach, to się dopiero zrobi ciekawie. A tak swoją drogą, jakie trociny trzeba mieć w głowie, żeby takie rzeczy, jak naciąganie czynić, a potem tak głupawo i bez sensu się tłumaczyć. Ale widać lata na stanowisku, które gwarantuje pozorną bezkarność, sprawiły, że ktoś stracił ogląd sytuacji. A to zwyczajnie dziwne jest. Poczekamy na to, co prokuratura ustali. Chcemy również bardzo mocno poznać nowych patronów owych polityków. Znaczy, ja chcę.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.