2014-11-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tym razem nie moich, a pewnej szacownej instytucji, co to się niedawno otwarła. A mam na myśli Polin Muzemu Historii Żydów Polskich.
Miałam sprawę do Roberta Piotrowskiego, znanego gorzovianisty i za chińskie bogi oraz mego dżina z lampy Alladyna nie mogłam się do niego dodzwonić. Ale Robert przemiłym kolegą jest i jak tylko mógł, to oddzwonił. I co się okazało? Nie mogłam się dodzwonić, bo akurat zwiedzał z rodziną Polin. Dla tych, co nie wiedzą, Polin to w jidisz Polska i pierwsze słowo w nazwie Muzeum Historii żydów Polskich. No i jak się dowiedziałam, że tam był, to zrobiło mnie się przykro i zwyczajnie żal, że mnie tam jeszcze nie było. A potem usłyszałam, że Robert wraz z Anią zostali Przyjaciółmi Muzeum, bo ofiarowali ze swoich zbiorów pewna liczbę starych przedwojennych pocztówek z wyobrażeniami żydowskich miasteczek. Bo jak stwierdził Robert, po co ma się u mnie ten zbiór marnować, skoro może komuś przysłużyć.
I tak oto w mieście na siedmiu wzgórzach mieszka pierwszy oficjalny przyjaciel Polin Muzeum Historii Żydów Polskich.
Ja już też tam byłam, a to za sprawą wirtualnej wycieczki, jaką podesłał mi przemiły znajomy pan Tomasz Grabowski i myślę, jak tu panie dziejku się wybrać do stolicy, aby na osobiste lekko ślepawe oczka zobaczyć to, co na wirtualnej wycieczce widziałam, zresztą i poszłabym sobie do Narodowego, szczególnie obejrzeć Gabinet Sztuki Średniowiecznej, który działa od lata po kompletnym przearanżowaniu całości oraz Gabinet Fresków z Faras, też przearanżowany na świątynię w Faras. A tak swoją drogą, to tylko nieliczni pamiętają, że wybitny polski archeolog, prof. Kazimierz Michałowski, twórca polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej oraz odkrywca między innymi tychże fresków niemal całą II wojnę spędził za drutami obozu Woldenberg IIC, czyli w Dobiegniewie. Są tam po nim ślady. Kto jeszcze w Woldenbergu nie był, to powinien się wybrać. Bo ekspozycja jest zmieniona i szalenie ciekawa. Oczywiście zainteresuje tych, co lubią świeżbienie mózgu i poznawanie nowego...
Robertowi i Ani gratuluję w moim pojęciu zaszczytnego tytułu i zazdraszczam, bo też bym chciała, ale nie mam się czym podzielić, bo pokaźnej w miarę biblioteczki książek o Narodzie Wybranym oraz o samym kraju nie liczę. Pewno mają ich tam ze dwa razy więcej..., albo i 20 razy.
A teraz z innej beczki. Oto z SLD odchodzi jej miejska szefowa Mirosława Winnicka. No i jest to kolejny dowód na to, że rozpada się w drobiazgi system partyjny. Co mądrzejsi dają sobie spokój ze starymi strukturami i przechodzą do ruchów obywatelskich, lub je zwyczajnie tworzą. Zadyma wokół niedawnych wyborów, deklaracje różnych polityków oraz ich zachowania tylko mnie utwierdziły w przekonaniu, że polityka to obrzydliwa rzecz jest, od której należy się trzymać z daleka. A Młodzieży Wszechpolskich i innych nacjonalizmów nie rozumiałam i nie zrozumiem innych, jak też amerykańskich policjantów strzelających do czarnych dzieci.
P.S. Dziś mija siedem lat od odsłonięcia tablicy pamiątkowej ks. Kazimierza Łabińskiego, niezwykłego duchownego, który organizował życie w parafii na Zawarciu, a tablicę ufundowali jego uczniowie przy współpracy i pomocy ówczesnego proboszcza, dziś sufragana diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, księdza biskupa Tadeusza Lityńskiego.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.