2014-11-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedy otworzyłam komputer, nie uwierzyłam, że pan Stanisław Mikulski nie żyje, przeniósł się do filmowego Niebieskiego Kina. A przecież tacy ludzie nie umierają.
Raczej chyba nie ma w naszym kraju kogoś, kto by nie znał porucznika a potem kapitana Hansa Klosa. Moja osobista najbliższa rodzina, dziś już dorosła, ma dwa ulubione seriale. Jeden to „Czterej pancerni i pies” a drugi, to „Stawka większa niż życie właśnie”. Takich ludzi jest znacznie więcej. Ja może zabitą fanką nie byłam i nie jestem, ale jak gdzieś miga w szklanym okienku, to oglądam i co dziwne, zawsze coś nowego odkrywam. Jak choćby niedawno w jednym z odcinków „Stawki”, kiedy J 23 ma audiencję u admirała Wilhelma Canarisa w Berlinie, to widać tylko Hansa Klosa i oczy Canarisa. I na tej audiencji J 23 stoi na tle ściany, gdzie wisi wielki portret Fryderyka II Wielkiego, mego ukochanego władcy. Takie smaczki.
Rola Hansa Klosa na zawsze zaszufladkowała pana Stanisława Mikulskiego. I nie jest istotne, że zagrał ponad 80 ról teatralnych i bardzo wiele filmowych, choćby kultowego Pana Samochodzika czy AK-owca Smutnego w „Kanale” Andrzeja Wajdy. W wyobraźni filmowej pozostanie jako Klos. Ale też i trudno się dziwić. Bo to jest świetnie napisany, zekranizowany i zagrany serial, takich wówczas w demoludach się nie robiło (nie liczę „17 mgnień wiosny” z Wiaczesławem Tichonowem, bo to jednak trochę inny serial był, choć śp. Wiaczesława Tichonowa też szalenie lubię). Bo „Stawka” to rozmach, to ówczesne polskie gwiazdy, to thriller wojenny tamtych czasów, i pamiętam, jak za każdym razem czekało się na tę stałą kwestię: „J 23 znowu nadaje”. No i niestety, Boginie Parki upomniały się o swoje.
Odszedł bardzo dobry aktor, niesłusznie przez niektórych źle oceniany, bo ze swojego zadania aktorskiego wywiązał się znakomicie. Aktorów z taką aparycją, rewerencją dla zawodu i widzów coraz mniej, niestety. Ktoś może powiedzieć, że nie przyłączył się do bojkotu telewizji w stanie wojennym. Nie on jeden, ale właśnie to pan Stanisław Mikulski zapłacił chyba zbyt wysoko za swoją decyzję. Długo potem był szykanowany, publiczność buczała na jego wejścia w teatrze. Myślę, że dziś co niektórym, którzy wówczas buczeli, zrobiło się przykro. No cóż…
Ja będę pamiętać, bo tak mam, że cenię dobre aktorstwo a polityka coraz mniej, a właściwie zupełnie mnie nie interesuje. Powtórzę, to był świetny aktor, no i bardzo przystojny facet. J 23 już nie nada żadnego komunikatu…
No ale życie toczy się dalej i jak powiedział wybitny polski poeta Adam Asnyk z żywymi trzeba iść. A życie ostatnio nabrało dość szybkiego tempa.
Jak dla mnie informacją dnia z naszego lokalnego grajdołka była taka, że jednak autostrady do Łupowa nie będzie. Będzie i owszem przebudowa ul. Kostrzyńskiej, ale tylko jako jedna jezdnia w jedną i jedna w drugą stronę plus torowisko. No i w końcu głos rozsądku. A powiedział to szeryf-elekt, który już w poniedziałek zostanie szeryfem urzędującym. No bo prawdzie, nie jest ci ona, znaczy ta autostrada, potrzebna. Natomiast niezbędny i na już jest solidny remont tej ulicy.
No i wiadomo, co będzie ze Schodami Donikąd. Zostaną wyburzone. I jakieś nowe tam powstaną, jeśli jaśnie mieszkańcy będą chcieli, bo w konsultacjach narodek z miasta nad trzema rzekami ma się wypowiedzieć w tej kwestii. No to ja, jako krasnoludek polski mieszkający tu od lat kilkunastu już się wypowiadam. Ja chcę, chcę Schodów Donikąd, ale bez szklanych pylonów na wejście, bez sztucznej rzeki i innych bajerów. Chcę schodów i platformy widokowej na wzgórzu, bo czarowny widok stamtąd się na miasto rozciąga. Chcę lekkiej konstrukcji, może z drewnem egzotycznym, chcę czegoś na miarę XXI wieku. Ale powtórzę, bez zadęcia i kolejnych konstrukcji na miarę makabrył, jakie już u nas straszą, niestety.
No i jeszcze słówko egzegezy na temat diagnozy, jaką między innymi naszemu miastu wystawił Edwin Benedyk w najnowszej „Polityce”. Otóż za moim mistrzem Piotrem Sarzyńskim wyliczył wszystkie bolączki miasta, jakie zadecydowały o takich a nie innych efektach wyborów między innymi w grodzie założonym przez Alberta de Luge na polecenie margrabiego Jana I. Warszawski dziennikarz napisał, że właśnie bolączkami takich miast są między innymi: komercjalizacja przestrzeni publicznej, degradacja kultury i jej tandetna festiwalizacja, reklamoza oraz wprowadzenie wielkich centrów handlowych kosztem lokalnej inicjatywy gospodarczej.
Mnie chodzi tylko o kulturę. Bo niestety, za ostatnie cztery lata kultura nasza uległa okropnej degradacji, zniknęły i znikają kolejne ośrodki. Pozbawiono własnego kąta nauczycieli, a było nie likwidować Klubu Nauczyciela, tylko zmienić jego status. Mam cały czas w uszach słowa mojej szalenie zaprzyjaźnionej znajomej, która mówiła i mówi tak – Wiesz, jak trzeba było pracować, to się to robiło i nikt za bardzo nie pytał, za ile. A jak już jesteśmy na emeryturach, to wszyscy o nas zapomnieli i nawet klub nam likwidują. Gorzkie, ale prawdziwe słowa. Nikt nie pomyślał, zlikwidowano.
A festiwalizacja, no cóż. Nagle wszystkie najmarniejsze imprezunie w mieście stały się festiwalami, bo nowa władza w kulturze taką wizję miała, festiwalową. I ta sama władza z pogardą mówiła, że „Gorzów Jazz Celebrations”, festiwal wielkich rzeczywistych gwiazd jazzowych rozpisany na długi interwał czasowy, to nie żaden festiwal, tylko niewiadomo co. Taka oto sobie etykietka. I tak mieliśmy festiwal festiwali i festiwaleczków, często byle czego, ale festiwali. No coś okropnego…
A reklamoza – też dramat i tragedia, choć dobre przykłady w kraju są, że można sobie z tym zalewem tandety poradzić, to u nas jakoś jeszcze niet (A jak się okazuje, wystarczy mądre prawo lokalne ustalić, można popytać, jak to zrobić, w stołecznym grodzie smoka wawelskiego, albo w mieście, co łódź ma w herbie). No Ok. Nowe idzie, może i reklamozę pogoni, a na pewno dalszą degradację kultury powstrzyma. Przynajmniej ja mam taką nadzieję.
P.S. Weekend się zaczyna, więcej o tym, co się dzieje w naszej zakładce „Kultura”. Jak kto chce na ciekawy spacer, to zakładkę „Na szlaku” polecam, też na naszym portalu. Ja w każdym razie polecę na promocję książki Roberta Piotrowskiego o parku Wiosny Ludów i mam nadzieję, że zdążę na koncert do FG.
P.S. 2. I tylko gwoli pamięci. W poniedziałek zaprzysiężenie nowego szeryfa i Rady Miasta. A we wtorek spotkanie Klubu Melomana. Będzie się dużo dziać, szkoda przegapić, bo i filmik i koncercik w wykonaniu lidera altówek pana Dawida Pajdzika. A nieprzekonanym tylko powiem, że w klubie każdy może sobie o muzyce i okolicach okołomuzycznych pogadać, bo Markowi, moderatorowi klubu, czasem pikantnych ploteczek o romantycznych lub i starszych kompozytorach opowiadać nie przystoi. Klubowiczom i owszem, i jak najbardziej tak. W każdym razie ja tak mam i Markowi często przeszkadzam. Ploteczkami właśnie.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.