2014-12-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Tak po prawdzie to podświetlony szklany lightbox na banku, który jest w budynku zaprojektowanym przez mego przyjaciela, a który jest na moim szlaku domowym. Nie lubię za dużo światła. Niestety.
A było tak. Szłam sobie niespiesznie do domu i nagle coś okropnego się wydarzyło. Światło mnie poraziło. Pomyślałam sobie, że coś jest nie tak. Przecież wielki ekran jest akurat w drugą stronę, na kamienicy, po prawdzie bloku, gdzie kiedyś był bar Agata i moja przemiła znajoma nim zawiadywała. Ale nie, jednak w kierunku domu szłam, więc skąd to światło? I po chwilce niewielkiej się wyjaśniło. Otóż na plombce, którą zaprojektował mój nieżyjący już od dziesięciu lat przyjaciel, ś.p. Hieronim Świerczyński, jakaś wraża ręka zamontowała banner, po prawdzie lightbox z reklamą banku. I to dziwne ustrojstwo świeci tak, że trudno zdzierżyć. Owszem, reklama banku jakowegoś jest. Ale ta pożoga światła mnie poraziła. Fakt, nie lubię od zawsze, jak za bardzo jasno jest. Taka skaza. A to świecące ustrojstwo dodatkowo mnie tylko zraziło. Oczka przymknęłam. Przeszłam mimo baj i po chwili zrobiło się znośnie.
A czemu o tym piszę? Ano z prostej prawdy. Bo nie lubię, jak mnie nagle coś poraża, nie lubię za dużo światła, tam, gdzie go nie potrzeba, nie lubię marnowania energii. A takie lightboksy to zwyczajne marnotrawstwo jest. Pieniędzy, bo klienci banku owego muszą w jakiś sposób zapłacić za tę ekstrawagancję, energii niepotrzebnie wydanej, blasku, tam, gdzie go nie potrzeba. No jednym słowem coś okropnego.
A owe okropne coś jest na Nowym Mieście, dzielnicy, którą ratować trzeba i to szybko, bo nam się na naszych oczach zdegeneruje do końca. I zamiast wydawać pieniądze na świetlny banner, bank ów powinien dogadać się z magistratem i zainwestować te pieniądze na inny cel. Ot choćby na taki, aby naprawić kawałeczek chodnika, może zaoszczędzić grosz i wydać na zieleń w następnym sezonie, na gazony z małą tabliczką, że ów bank jest sponsorem tej piękniej zieleni. Albo na inną społecznie i obywatelsko użyteczną działalność, która i bankowi, i mieszkańcom przyjemna będzie, bo ułatwi, albo choć uprzyjemni życie w mieście nad trzema rzekami. A tak mamy lightbox, co bije po oczach, i po co? Ano nie wiadomo, po co? Po to chyba tylko, żebym ja ale i być może kilka innych osób, co mają światłowstręt, nad tym dziwnym faktem się zastanawiało. I naturalnie do żadnych wniosków nie doszło. No cóż, takie życie.
No i z innego kątka będzie. Władzowego. Bo już wiadomo, kto nowego szeryfa będzie wspierał, kto wiceszeryfami został. No i w mieście trochę konsternacji, a może i bardzo wiele zapanowało. Bo zwyczajnie nowi ludzi przyszli. Rzeczywiście spoza układów miejskich. Za zmianą wiceszeryfów, ale i skarbniczki muszą i pewnikiem przyjdą inne zmiany. Ot choćby doradców do spraw różnych. Bo nowy szeryf zechce ich mieć, albo i nie zechce. Wola szeryfa. Dobrze by było, aby jednak taką lożę niezależnych i dobrze zorientowanych specjalistów sobie powołał. Nie zechce, też dobrze. Ale jednak dobre słowo kompetentnego i znającego materię eksperta to rzecz nieoceniona. Trochę w mieście nad trzema rzekami ludzi mieszka, którzy naprawdę się na różnych rzeczach znają i doradzą, oczywiście, jeśli będzie wola. Pożyjemy i zobaczymy.
A teraz z muzycznego jazzowego kątka będzie. Otóż w najnowszym „Jazz Forum” znów doskonała obecność gorzowian. Bo i Michał Wróblewski odbierający nagrodę dla nadziei jazzowej, ale i Adam Bałdych jako gwiazda tam jest. No zwyczajnie świetnie się otwiera najbardziej prestiżowy periodyk dotyczący jazzu, a tam nasi. Tylko gratulować i się cieszyć. No bo akurat i Michał, i Adam to swego rodzaju wychowankowie są prezesa Dziekańskiego. Piszę prezesa, bo tak od wielu lat o nim mówimy i do niego się zwracamy. Bo wszakże tytułować go za każdym razem – wysoki dziekanie, byłoby trudne. Prezes przywykł, my też. No w każdym razie, prezes bawi w mieście smoka oraz Wawelu i za gwiazdę tam robi. Bo się nagle okazało, że nie tylko zwykłym gościem na festiwalu wielce prestiżowym Jazz Juniors jest, ale i jednym z głównych celebransów. Bo speakerem festiwalu został. Opowiada o nowych kapelkach, trochę je przedstawia, trochę ich muzykę promuje. Dla mnie coś super . Bo kolejny raz potwierdza się zasada, swego nie znacie, obce chwalicie. No ja tam swoje znam. Znaczy prezesa, i wiem, że jak on mówi o jazzie, to wie, o czym mówi. Prostym znakiem dla mnie jest, że skoro Prezes jest speakerem na Jazz Juniors w Krakowie, to znów za jakiś czas znakomita nowa muza u nas w filarowej piwnicy zagości. No bo jakże inaczej myśleć?
P.S. Co w kulturze, to można przeczytać w zakładce „Kultura” na naszym portalu.
P.S.2. Jaskółki donoszą z miasta smoka, króla Kraka i królewny Wandy, co to Niemca za męża nie chciała, że znakomicie im tam jest. Nawet były w wolnej chwili w synagodze Remuh. Pokiwały się w moim imieniu przed bimą, widziały stołeczny minjan, do modlitwy się nie dołączyły, bo bezwyznaniowe są. No i lecą prezesa D. dopingować w Jazz Juniors. Ostatnie słowo ich było takie. Wracamy. Ma być muzyka Kroke, ma być świeca, ma być Księga. Wszystko jest. Ptaki wracajcie, bo dom bez was pusty trochę jest. No i nigdy nie myślałam, że po domu biegać własnym będę, aby i Księgę, świecę i płytę szykować. Wszystko jest. Jazz Juniors już się kończy, prezes wraca, ptaki inną drogą, ale też. Nareszcie.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.