2014-12-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Na początek słówko przeprosin za brak wczorajszego złośliwca. Złe się sprzysięgło i nie dałam rady. A dziś trochę będzie o różnych rzeczach.
Po pierwsze mam już karnet na przyszły sezon żużlowy. Poszłam ci ja wczoraj do NoVa Parku i zwyczajnie drogą kupna nabyłam karnecik. Na swoje stałe miejsce, na wysokiej trybunie nad wyjazdem z parkingu. Inna rzecz, czy będę korzystać z karnetu, bo nie wiem, co będę robić, ale karnecik mam, zresztą jak za ostatnich kilka lat.
No i w sklepie Stali, jak klub pisze, choć po prawdzie salon paradny to jest w dość eksponowanym miejscu galerii, pogapiłam się na klubowe trofea wyeksponowane w fajny sposób na Ścianie Chwały. No i jako że czepialski ze mnie krasnoludek, to się zastanowiłam, gdzie się podziały te inne, starsze. I nagle jakaś klapka mózgowa mi odpadła, i jak przez mgłę przyszły do mnie słowa kolegów dziennikarzy sportowych, którzy opowiadali, że klub kiedyś tam w odległej niezbyt przeszłości pozbawił się sam swoich pamiątek. Mam nadzieję, że to bajki wierutne są i trofea jednak są oraz zostaną godnie wyeksponowane. Bo jakoś nie bardzo wierzę, że można się wyzbywać swojej przeszłości.
A inna ciekawa rzecz w sklepie Stali, to moc niezwykłych klubowych gadżetów, akcesoriów, no wybierać zwyczajnie jest w czym, a ponieważ święta za pasem, więc jak kto nie ma pomysłu na prezent, to do sklepu warto jak w dym.
A teraz z budowlanego kątka będzie. Tak po prawdzie nie budowlany, ale ruinacyjny on ci jest, bo mam na myśli walący się murek-płot przy Szkole Muzycznej przy ul. Chrobrego od ul. Łokietka. O tym murze przez kilka lat pisałam jeszcze we wrażej gazecie, że trzeba go rozebrać, bo się zwyczajnie zawali i jeszcze komuś krzywdę zrobi. No i właśnie jakaś troskliwa ręka oddzieliła ową ruderkę od chodnika, bo rzeczywiście coraz bardziej niebezpieczny się staje. Może nowa władza w mieście zauważy, że w samym centrum naprawdę bardzo źle się dzieje i naprawdę trzeba szybkich decyzji. Naprawdę to nie są przesadzone informacje. No i czekam więc na decyzje, jakieś, ale w miarę konkretne.
No i z innego będzie teraz. Lubię film, kiedyś tam nawet skończyłam specjalizację filmoznawczą u prof. Marka Hendrykowskiego, więc siłą rzeczy i osobistego fisia interesuje mnie, co się w polskiej kinematografii dzieje. No i masz, nie babo placek, ale radość wielką. Wybitna polska aktorka Agata Kulesza nagrodzona bardzo prestiżową amerykańską nagrodą filmową za rolę drugoplanową w filmie „Ida” Pawła Pawlikowskiego. Nagrodę przyznało jej Stowarzyszenie Krytyków Filmowych w Los Angeles, jednej z najbardziej ekskluzywnych i wpływowych a zarazem wybrednych klubów stowarzyszeniowych na świecie. No wielkie, wielkie gratulacje!!!!!!!!!! Sam film został też uznany najlepszym filmem nieanglojęzycznym. Teraz trzeba tylko czekać na Oscara, bo z takimi osiągnięciami jest nawet i realna szansa. Ja wiem, że zaraz się podniesie wrzask, że tak, że w Los Angeles oczywiście widzi się filmy, gdzie o Żydach jest. Bo jak nie ma o Żydach, to nie ma co pomarzyć. No i OK., nie sobie gadają, a ja tam jestem szalenie szczęśliwa, że w końcu dobre, ba tam dobre, wyśmienite wręcz kino, nareszcie wychodzi ze szczelnego kokona zrozumiałego tylko dla ludku kraju między dwoma rzekami z cezurą tej trzeciej największej po środku. Nareszcie. Tylko się cieszyć i mieć nadzieję, że dalej też tak będzie. Zresztą coraz więcej filmów powstaje, które są zwyczajnie dobre. No i na reszcie docenia się takie aktorki, jak Agata Kulesza, która nawet w reklamówkach wypada rewelacyjnie.
A skoro przy filmowych kątkach jestem, to z nich blisko do teatralnych. No i mam w uszach zachwyt mojej małej sąsiadki, która była w Teatrze Osterwy na „Królowej Śniegu”. – Jakie to piękne przedstawienie, a ta królowa jaka piękne, no wszystko było piękne – rozpływała się sąsiadka. A że rzadko może do teatru, to tym bardziej cieszyć się mogą gorzowscy aktorzy z takiego zachwytu. Przede mną na razie przyjemność oglądania, ale wybiorę się na pewno, bo zwyczajnie lubię teatr i ten dla dużych, i ten dla małych. No i do dziś pamiętam przedstawienie „Czerwony Kapturek” u Osterwy, kiedy kurtyna pojechała w górę i ukazała się magiczna scenografia. No i ja wówczas jak małe dziecko szeptałam w zachwycie, jakie to piękne. A już stara byłam. Dlatego szalenie się ucieszyłam, kiedy moja sąsiadka, mała też wzdychała z tego oto zachwytu. Znaczy śmierć teatrowi nie grozi, choć wszystko przenosi się do wirtualnego świata.
No i o jeszcze jednym będzie. Zawiało mnie do Kłodawy ostatnio i jak zwykle stałam koło siedziby nadleśnictwa i podziwiałam jego wygląd. Zresztą niemal wszystkie nadleśnictwa i leśnictwa tak świetnie wyglądają. No i byłam przy leśniczówce dzicz, w Kłodawie właśnie. I też mi głos na chwilkę odebrało. Bo to szkółkarskie, czyli wysoce specjalistyczne leśnictwo jest. No i jak ktoś ciekawy, to niech się wybierze, bo fani przyrody będą pod wrażeniem. Naprawdę.
P.S. A dziś o 17.00 w Muzeum Lubuskim dr Katarzyna Sarnowska -Tureczek opowie o przedwojennym gorzowskim, tak po prawdzie landsberskim muzeum, jego zbiorach, wydarzeniach, ludziach z nim wiązanych. Jak zdążę, to będę, bo bardzo bym chciała.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.