Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2025

Pożegnanie z „Lamusem”

2014-12-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No jeszcze nie z instytucją, bo z nią to za trzy tygodnie. A teraz z pismem „Lamus”. Po 14 numerach, wydawany od siedmiu lat półrocznik znika z pejzażu wydawniczego polskiego rynku pism popularnonaukowych.

- Weź i zachowaj – usłyszałam od Zbyszka Sejwy, kiedy weszłam do Kamienicy Artystycznej po różne rzeczy. Po chwili dyrekcja instytucji dodała: - To jest ostatni numer. Kończymy wydawać to pismo.

I dodał słówko wyjaśnienia, że wcale nie chodzi o słowa krytyki, zwłaszcza lokalne, ale o pewnego rodzaju wyczerpanie się formuły, zmęczenie, może chęć wydawania czegoś innego. Jednak dyrekcja nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, czy coś nowego powstanie w miejsce „Lamusa”.

Ostatni numer to pismo poświęcone kwestiom: mistyfikacja, podróbka, zamiast w różnych dziedzinach ludzkiej aktywności. Wewnątrz kilka nader ciekawych artykułów. Warto samemu się przekonać. Tradycyjnie już wysmakowane od strony graficznej pismo ilustrują tym razem prace artysty Roberta Kuśmirowskiego. Mam tę przyjemność, że kiedyś niebanalnego i szalenie twórczego artystę poznałam i to za sprawą Zbyszka Sejwy, który Roberta do miasta nad trzema rzekami zaprosił. I pamiętam, jak z lekkim obłędem w oczach patrzył na działania Roberta, który wybrał się na gruzowisko, dziś NoVa Park, przytachał trochę gruzu i zrobił taką instalację, jaką po latach się pamięta. Potem Robert jeszcze zagościł w naszym grodzie i za każdym razem były to odwiedziny znaczące, intrygujące, wybitnie ciekawe. I dlatego dla mnie prace akurat Roberta Kuśmirowskiego są wartością jedyną w sobie, ważną, i chyba najlepiej ilustrującą hasło naczelne ostatniego „Lamusa” – zamiast. Bo sztuka Roberta Kuśmirowskiego właśnie taka jest, zawsze jest „zamiast”, ale to zamiast ma zawsze rangę czegoś niebywale interesującego, otwierającego szereg pytań i raczej nigdy nie dającego gotowej odpowiedzi. Wybitnie interesujący twórca nie koncentruje się bowiem na łatwych odpowiedziach, łatwych obrazowaniach, interesuje go szukanie trudnych pytań, formułowanie ich w języku sztuki i pozostawianie zarówno krytyków, jak i odbiorców w pozycji szalenie niewygodnej, takiej, która zmusza do werbalizowania własnych odpowiedzi, może mnożenia kolejnych pytań i otwierania dróg do szukania nieoczywistych a zwykle jednak prostych odpowiedzi na nie.

Ale wracając do „Lamusa”, pismo drażniło lokalnych odbiorców, ale miało bardzo dobre recenzje spoza lokalnych opłotków. Zapisało się w pewien sposób w myśl teoretyczną o sztuce, ale i naukach innych, które zajmowały się szeroko pojętą sztuką właśnie. Nie było lokalną kroniką lokalnych wydarzeń. Teraz już przechodzi do historii i dobrze jest jednak mieć świadomość, że takie ponadregionalne i ponad tylko tutejszą refleksją naukową, jakkolwiek to nazwać, się ukazywało. Było cytowane w pracach naukowców, czyli było źródłowym. A to podstawowa wartość. Nie sprawdziło się na lokalnym rynku, bo zachowało tytuł po poprzedniku, czyli roczniku „Lamus”, który był właśnie monografią życia kulturalnego miasta nad trzema rzekami. Myślę, że gdyby Zbigniew Sejwa zdobył się na gest w chwili obejmowania instytucji oraz przejmowania pisma i zdecydował na radykalne cięcie, czyli zmianę tytułu, zmianę numeru ISSN, to nikomu, zwłaszcza na lokalnym podwórku, nie przyszłoby do głowy porównywać, analizować i generalnie krytykować za ponadregionalny rozmach, za czasem trudną refleksję naukową, za namysł intelektualny, jaki był obecny od pierwszego do 14., ostatniego numeru tego pisma. „Lamus” pod redakcją dr Gabrieli Balcerzakowej  oraz Zbigniewa Sejwy odchodzi, nota bene dziwnie to brzmi, do lamusa. A za chwilkę niewielką także sama instytucja zniknie. I o to mam żal.

A teraz z innego kątka będzie, choć nadal kulturalnego. Od kilku dni wiadomo, kto w magistracie rządzi i jakich ma zastępców. Kolejny raz gratuluję zwycięstwa w olimpijskim stylu nowemu szeryfowi, choć powtarzam z uporem maniaka, że pewnych dokonań byłego już szeryfa pominąć nie wolno i jeśli ktoś ma taki zamiar, to zwykłym niegodziwcem się stanie.

Mnie zastanawia jednak jeden wybór na wice, a chodzi mnie dokładnie o wice do spraw społecznych, edukacji i kultury. Bo o ile w przypadku dwóch innych wice można przeczytać imponującą listę osiągnięć, albo słów pochwały usłyszeć, to o wice od kultury i innych pojawia się szereg pytań i wątpliwości. Bo przy całym szacunku dla nowego wiceszeryfa, nowej wiceszeryf, to jak ktoś, kto kierował szkołą w Boleminie pokieruje oświatą w mieście nad trzema rzekami, gdzie podstawówek, gimnazjów i szkół ponad jest n w stosunku do Bolemina? Co nowa wice szeryf wie o sprawach społecznych, biedzie rzeczywistej oraz tej ukrytej i jakim autorytetem chce być dla rzeczywistych autorytetów w tej dziedzinie, którzy na tych kwestiach zęby w mieście zjedli i znają rzecz całą od podszewki oraz od tych łat, co podszewkę nierzadko przykrywają? No i w końcu kardynalne dla mnie pytanie. Jak nowa pani wice widzi politykę kulturalną? Bo mamy stan straszliwego spustoszenia w mieście, a to między innymi za sprawą dyrektor wydziału, która jeszcze na macierzyńskim urlopie przebywa, a która własną twarzą firmowała i firmuje to, co magistrat nazwał przekształceniami, a co ja nazywam degradacją. Przy całym szacunku dla pani wiceszeryf, jakoś tego nie widzę. Boję się jednego, że przez długi czas potrwa rozpoznawanie problemów, zdobywanie wiedzy. A moim zdaniem, zwyczajnie na to nie ma czasu ani miejsca. Bo ratować substancję kultury już trzeba i to natychmiast. Bo degradują nam się w sensie dosłownym zarówno same instytucje, jak i ich siedziby, a także i to, co kiedyś było wartością, a dziś jest smutnym wyrzutem sumienia, a mówię o zabytkach. I od nowej władzy nie usłyszałam ani słowa na ten temat.

Obym się myliła, oby moje słowa w niwecz i na zatracenie się obróciły, ale zwyczajnie nie wierzę, że ktoś bez umocowania w konkretnej rzeczywistości da sobie radę w rozwiązywaniu problemów tak ważnych, jakimi są bolączki edukacyjne, społeczne i kulturowe. Nie wierzę. Przekonałam się już raz o tym, bardzo boleśnie, obserwując działania pani dyrektor wydziału kultury, a teraz boję się bardziej, bo stanowisko wiceszeryfa to jednak więcej. I powtórzę, obym się myliła.

I z rzeczy czarownych na koniec będzie. Wiecie dlaczego warto wpadać do Jazz Clubu Pod Filarami? No wiadomo, dla różnych rzeczy. Ale bywają wieczory czarowne, kiedy do klubowego Steinwaya  zasiada nagle Marek i dzieją się cuda. Płynie jego muzyka, choć on sam nazywa to plumkaniem. A człowiek staje przy wiadomej ścianie i jest zachwycony. Między innymi po to warto do klubu wpadać. A dlaczego piszę wpadać? Bo nigdy nie wiadomo, kiedy taka czarowna chwila się wydarzy. Mnie się wydarzyła wczoraj. Marku, dziękuję. Prezes, Steinwayowi nic się nie stało. Było cudnie.

P.S. Weekend szykuje nam się napakowany imprezami, o tym osobny tekst może już jutro w naszej zakładce „Kultura” więcej będzie. Powiem tylko słówko, że ci, co lubią książki i różne takie związane z lokalnymi wydawnictwami, powinni sobie rezerwować sobotę. I nie trzeba tym razem jechać do Witnicy, bo spotkanie wydawców w książnicy wojewódzkiej od 10.00 będzie. Ja na tych spotkaniach zawsze coś ciekawego zobaczę i kogoś ciekawego spotkam. Więc warto.

P.S. 2. Jaskółki wróciły. Na nowo w domu rejwach i komenda – Ochwat, wiosną razem jedziemy do miasta Kraka, królewny Wandy oraz Smoka, spotkać Alicję oraz pójść do synagogi Remuh. Ty się pomodlisz, a my z Alicją na kawę. No i masz ci los…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x