2014-12-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Fajnie, że w mieście co i rusz dzieją się happeningi. Bo to ożywcze i szalenie atrakcyjne jest, no i czasami dość łatwo zrobić. Choć trzeba przyznać, że taki wielki, jak na Chrobrego w sobotę, to jednak wiele pracy wymaga i zaangażowania. Ale…
Ale ja mam taką jedną zasadniczą wątpliwość. Bo chciałabym bardzo wszystkich prosić, aby nie stawiali znaku równości między akcją, wydarzeniem, gdzie są warsztaty malarskie, pokazy sztuk magicznych, pisanie listów i sto innych rzeczy a kulturą. Bo tak się składa, że happening, akcja artystyczna, to zaledwie część i to niewielka zjawiska szeroko rozumianego jako kultura. A ja zaczynam się już bać, że właśnie akcje artystyczne Ludzi dla Miasta staną się jedynym obowiązującym trendem dla kultury w mieście. A byłoby to ze wszech miar złe, niedobre i poprowadziło w efekcie na manowce. Przeraziły mnie też słowa jednego z happenerów, który z całą stanowczością stwierdził, że teraz to oni będą doradzać nowemu szeryfowi w dziedzinie kultury, bo to ich szeryf jest.
W moim mniemaniu kultura to szalenie ciekawa i intrygująca dziedzina życia społecznego. Na nią składa się klasyka w całości, bez dzielenia na dziedziny, sztuki nowe, namysł intelektualny, krytyczna diagnoza rzeczywistości znanej, ale i tej, którą dopiero poznać należy.
Happening to naprawdę margines kultury w szerokim i podstawowym znaczeniu. I dlatego proszę, aby jednak znać proporcji miarę. Bo nasze miasto w krótkim czasie może stać się kolejny raz pośmiewiskiem kraju, tej części zainteresowanej kulturą. Bo najpierw śmiano się z zalewu prowincjonalnych festiwali i festiwalików, jaki ukochała sobie pewna urzędniczka, więc instytucje dawaj, co malusia akcyjeczka, to festiwal. Teraz natomiast poważnie nam grozi happeningowość i odejście od tego, co rzeczywiście kulturą jest. I tylko tyle.
No a teraz z innej mańki. Zagnało mnie wczoraj na Zawarcie. Ale zanim trafiłam tam, gdzie miałam, to przeżyłam horror przy galerii NoVa Park. Bo takich tłumów ludzkich i samochodowych to ja tam dawno nie widziałam. No jeden korek się zrobił, było okropnie. No i to jest dla mnie najbardziej widomy ślad, że święta za pasem są i to już rzeczywiście blisko. Ja nie lubię, ale inni widać tak. Ale całego zamętu z zakupami, to za boga chińskiego, nadal jednak nie.
P.S. A w kulturze zapiszczy dopiero jutro. Bo dr Wolfgang Brylla z UZ opowie o twórczości Hansa Fallady, bardzo ciekawego pisarza niemieckiego, który pomieszkiwał na naszych ziemiach, między innymi w Ośnie, i ślady tego znaleźć można w jego książkach. Wykład w bibliotece wojewódzkiej o 17.00.
Natomiast na Zapiecku Ewa Żelazny-Machura opowie o swojej wyprawie do Włoch. Wykład też niestety o 17.00. Obie rzeczy mnie interesują, trzeba będzie rzucić łodygami krwawnika albo monetami. No cóż…
Choć generalnie na to miasto należy jedynie narzekać, to są jednak jasne punkty. Do takich zaliczam komunikację miejską.