2015-01-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jest taki pomysł, żeby na dworcu w Gorzowie kasy prowadziła jakaś zewnętrzna firma. I ja po wczorajszej walce o bilet jestem więcej niż pewna, że to chyba rzeczywiście dobry pomysł.
A było tak. Jechałam do S. i naturalną koleją rzeczy musiałam kupić bilet. No i zaskok, bo przed jedynym czynnym okienkiem całkiem spory zawinięty ogon. W kasie pani sprzedawczyni miota się, bo komputer jej się zepsuł i biedna nie umiała sobie poradzić. OK, zdarza się, ale okienek kasowych jest kilka. No i po dłuższej chwili kolejka jednak zaczęła się buntować. No i w tym momencie okazało się, że druga pani, która powinna sprzedawać te nieszczęsne bilety - "Poszła po tabletkę", cokolwiek to znaczy. A jak już wróciła, to zamiast usiąść do kasy, poszła do tej drugiej, cały czas się miotającej i zaczęła się miotać razem z nią. No i kolejka już nie buczała, a wręcz zażądała, aby pani wróciła na swoje miejsce i zaczęła sprzedawać te bilety. Potem pani jeszcze musiała po kilka razy sprawdzać, czy aby dobrze wypisała bilety, szukała numerów pociągów, choć bogiem a prawdą diabli jedne wiedzą, po co.
No i była opryskliwa. Myślę, a właściwie pewna jestem, że w prywatnej firmie takie zachowania, jak "chodzenie po tabletkę" i bycie opryskliwym zwyczajnie się nie zdarzają. A tak swoją drogą, w taki oto kuriozalny sposób procentuje podział PKP na milion spółek i spółeczek, które mają kuriozalne pomysły, jak obśmiane na wszelkie sposoby Pendolino. No cóż.
No i z innego kątka. Kilka tygodni temu pisałam o burdlu, bo inaczej tego nazwać nie można przy budynku Telekomunikacji, dawnej Poczty Gorzowskiej przy ul. Pocztowej. Jak się okazuje bród i smród w mieście nad trzema rzekami nadal straszy. Pani dyrektor Agnieszka Kuźba ma racje, kiedy mówi o tym, że o posesje musi dbać właściciel. Ale od czego w takim razie jest Straż Miejska? No właśnie od tego. A tam bardzo prosto jest. Bo nawet nie trzeba namierzać właściciela. I tu mam żal do strażników, że zwyczajnie tego bałaganu i smrodu nie widzą, za to samochody tu i tam jak najbardziej...
No i z kolejnego kątka, takiego kulturalnego. Otóż profesura Małej Akademii Jazzu powiększyła się o Marka Konarskiego, gorzowskiego saksofonistę, który robi karierę w Danii, bo tam studiował. No i właśnie teraz prowadzi audycje MAJ wraz z Adamem Wendtem, też saksofonistą, ale z Gdańska. I jak donosi prezes Dziekański, obaj panowie znakomicie sobie radzą, co więcej, obaj się fantastycznie uzupełniają, a dzieciakom, co to jazzu i o jazzie w ich wykonaniu słuchają, tylko frajda. No i dobrze, bo w październiku odbędzie się poważna konferencja naukowa poświęcona właśnie MAJ-owi. Poważni naukowcy będą się zastanawiać nad fenomenem tego zjawiska. No i bardzo dobrze, bo jest nad czym się zastanawiać i propagować.
P.S. A co w kulturze piszczy, to możecie sobie poczytać na afiszu kulturalnym, który wisi w zakładce "Kultura".
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.