Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2025

Flagi wiszą już od wczoraj

2015-01-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Z dużą uwagą obserwowałam panów wieszających flagi narodowe na starych kamienicach w mojej dzielnicy, znaczy na Nowym Mieście. Trochę się napracowali, bo zimno jakoś było i wiało. Ale dali radę.

Jak to dobrze, że magistrat dba o takie szczegóły, jak flagi narodowe w to szczególne święto, czyli Dzień Pamięci i Pojednania. Pisałam już o tym wiele razy, ale o historycznych wydarzeniach nigdy dość, to tym razem przy okazji flag wieszania będzie też.

Jak to dobrze, że dawno temu, lat 20 już będzie, ktoś mądry ruszył głową i nazwał ten trudny dzień, tę trudną datę, właśnie Dniem Pamięci i Pojednania. Bo cóż może być piękniejszego w ludzkim życiu, aniżeli pamięć i pojednanie. Pamięć ma jedną konotację. Pamiętać trzeba, informacją manipulować nie wolno (szczególne dedykacje dla historyków z IPN) i tylko tyle. Należy ostrożnie podchodzić do plugawych dokumentów preparowanych przez SB, tak, aby nagle gadzie akta nie stały się wyrocznią.

Natomiast pojednanie to już mocno skomplikowany proces. Bo zawiera w sobie i wybaczenie, i pogodzenie się ze status quo, bo zrozumienie i w końcu pojednanie. Dla mnie pojednanie nie jest równowarte z przebaczeniem. Przebaczyć bowiem można, ale tylko tyle. A pojednanie to trochę więcej niż przebaczenie. Bo pojednanie to przebaczenie i krok dalej, to ręka wyciągnięta do tej drugiej strony, ale też i ręka wyciągnięta przez tę drugą stronę przyjęta i uściśnięta. To czasami więcej niż się człowiek sam po sobie spodziewał. Bo ma straszliwy żal za krzywdy. Bo nie umie nad tym przejść. Aż tu nagle coś się takiego dzieje, że wybaczamy sobie różne krzywdy, jednamy  się, bo los nas tak samo okrutnie doświadczył. Bo nikt nie pytał, czy chcemy w tym procesie uczestniczyć. A uczestniczymy przez nację, religię, poglądy. Jak to dobrze, że tak naprawdę zwykli ludzie, kompletnie odlegli od wielkiej historii wyznaczają jej maleńkie zmiany, które potem rzutują na tę wielką.

Dla mnie od wielu lat takim przykładem jest historia rodziny Iwony Bartnickiej, dziś szefowej kina 60 Krzeseł i DKF Megaron. Bo to jej dziadkowie przyjęli kiedyś Niemców, byłych mieszkańców, w latach 70. to było, kiedy przyjechali oni do Gorzowa i stali pod własnym domem. I niczego dobrego się nie spodziewali. A tu masz, dobre się wydarzyło. Dziadkowie Iwony tych ludzi zaprosili do własnego domu, przed laty do ich domu. Co tam, zaprosili, serdecznie ugościli i zaprosili, bo powiedzieli, jak chcecie zajeżdżać, to zajeżdżajcie. I minęły lata, i ta niemiecka rodzina zajeżdżała. Wśród tego rodzeństwa jest pani Kiki, jedna z bohaterek filmu „Wspomnienia z miasta L.” Zbigniewa Sejwy, Moniki Kowalskiej oraz Grzegorza Kowalskiego. Bo to ona, pani Kiki, opowiada, jak im się tu żyło. A potem minęło kilka lat i Iwona zaprosiła mnie i Kasię Chądzyńską do swego domu, na wspólną polsko-niemiecką kolację. Nie spodziewałam się tego, co tam zastanę. A zastałam fantastyczną rodzinną imprezę z panią Kiki i jej rodzeństwem. Było przyjaźnie, ciepło, smacznie i muzycznie. Bo tak naprawdę chyba na tym polega pojednanie.  Bo zwykli ludzie się ze sobą spotykają, rozmawiają niech będzie i na migi, ale po angielsku też. I jest normalnie. Znaczy tylko wielka polityka oderwana od zwykłej rzeczywistości staje temu w poprzek.

Dlatego jak dla mnie, od tych 20 lat słowo pojednanie ma niezwykły ładunek emocjonalny. I znaczeniowy. Bo nabrało wagi wielkiej. I jak na razie tylko w mieście nad trzema rzekami udało się raz i ostatecznie wyrugować z myśli i języka okropne określenie dzień wyzwolenia. Bo na tych ziemiach nikt i nikogo od niczego nie wyzwalał. Ale też i pozbyliśmy się jeszcze jednego stygmatu – powrotu do Macierzy. Bo tu, na prawym brzegu Warty, nigdy Polska żadną Macierzą, zwłaszcza dla Polaków, nie była. Mocniej skomplikowana jest historia lewego brzegu rzeki, ale zostawmy tę kwestię historykom, którzy zresztą się o tę prawdę, jakąkolwiek stale kłócą.

My na prawym brzegu rzeki zostaliśmy wprzęgnięci w tryby wielkiej historii. Wielka historia zniszczyła nam miasto. Wielka historia jednak poczuła się w końcu w obowiązku i dlatego zatrybił Dzień Pamięci i Pojednania. Och, jak dobrze, że akurat tak się stało. Jak dobrze.

P.S. I dla porządku domu, bo się ostatnio ten porządek zagubił, dziś moc imprez z tej oto okazji, z rocznicy chyba jednak dnia szczęsnego, bo dnia pojednania, cała moc imprez jest. Dokładny rozkład jazdy jest na naszej stronie „Kultura”. Ja tylko powiem, że o 17.00 w Spichlerzu być trzeba, bo muzeum otwiera nową stałą wystawę „Życie codzienne w dawnym Landsbergu”, a o 19.00 w Filharmonii Gorzowskiej na koncercie. Bo zabrzmi przepiękna muzyka Henryka Czyża oraz dwie kompozycje Głuchego Geniusza, w tym cudna, jak dla mnie, VII Symfonia A-dur opus 92 w wykonaniu orkiestry FG i filharmonii z Herfordu. A jak kto biletu nie ma, a chce coś niebywałego przeżyć, to o 18.30 w Łaźni projekt Kamienicy Artystycznej Lamus, a tu też atrakcji cała moc. Bo i marsz „Alte Cameraden”, bo i proza Christy Wolf oraz Natalii Bukowieckiej-Kruszony oraz już wspomniany film teamu gorzowskich artystów „Wspomnienia z miasta L.” . Na pewno nie warto siedzieć w domu, a razem się cieszyć, że i pamięć, i pojednanie naprawdę w naszym mieście się dzieją. Naprawdę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x