Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2025

Dla Niego liczył się człowiek

2015-01-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dowiedziałam się późno. W antrakcie koncertu w Filharmonii Gorzowskiej. Moja wina, nie miałam telefonu. Umarł ksiądz Witold Andrzejewski. Już nigdy nie usłyszę – Oj Renata, ty do kościoła przychodzisz tylko, kiedy jest koncert…

Bo to najszczersza prawda jest. Zachodziłam do kościoła przy ul. Mieszka I tylko kiedy tam była muzyka. A ksiądz prałat mnie zawsze gdzieś tam dostrzegał i mówił…  - Oj Renata…

Księdza Witolda Andrzejewskiego poznałam sto lat temu, kiedy uczyłam mowy ojczystej w nieistniejącej od lat Szkole Podstawowej nr 8 przy ul. Dąbrowskiego. Tam poznałam już wówczas legendę Gorzowa, legendarnego, wybitnie odważnego, wybitnie prawego i wybitnie dobrego, a przy tym szalenie mądrego człowieka, jakim wówczas był ksiądz Witold Andrzejewski. A jako że ja nowa byłam w tym nauczycielskim światku, to ksiądz prałat się mną odrobinkę zaopiekował. To były jeszcze te czasy, kiedy w pokoju nauczycielskim można było palić. Więc przy fajeczce młodą kozę ksiądz prałat przesłuchiwał na okoliczność tego, co owa koza ma w głowie. Potem obronił mnie przed atakiem pewnej zasłużonej nauczycielki, kiedy ta na widok czytywanej przeze mnie „Gazety Wyborczej” tylko prychnęła i puściła zły komentarz. A jeszcze potem zmienił się czas, zaczęłam pracować w „GW” i zaczęłam bywać u księdza prałata, bo miał zawsze bardzo dobrą herbatę i czas dla kozy.  Potem mijały kolejne lata, a mnie dziennikarska rzeczywistość doprowadziła do wiedzy, kim w istocie był ten wybitny już na początku znajomości ksiądz. To, że był dobry i mądry, wiedziałam już od pierwszych chwil. Potem nabywałam wiedzy, o tym, co on dla tego miasta zrobił. Jakim znakomitym był aktorem, jak się długo wadził z Bogiem, który dla niego wybrał kapłańską ścieżkę, potem co jako kapłan zrobił dla tego miasta. Ile odwagi miał, aby w czarnej nocy stanu wojennego zachowywać się tak, jak wielu dziś będących u władzy jakiejkolwiek nigdy by się nie zachowało, bo zwyczajnie zabrakłoby im odwagi.  A on ją miał.

Odkrywałam, jakie gesty wobec drugiego człowieka czynił. I czasami nawet nie liczyło się to, czy to wierzący jest, czy też nie. Liczył się człowiek. W Gorzowie jest wielu ludzi, który prałatowi wiele zawdzięcza, ale umowa z Nim nie pozwala na opowieści. Mnie też na jedną, bo umówiłam się z Prałatem, że to tylko moja i Jego rozmowa.

Zasług miał milion i jeden. Byłam wiele razy obok, kiedy Ksiądz Witold odbierał hołdy i odznaczenia. Byłam też podczas sesji Rady Miasta, kiedy ksiądz Witold Andrzejewski odbierał zaszczytny i mocno mu należny tytuł Honorowego Obywatela Miasta. Gratulowałam szczerze, a Prałat jak zwykle na mnie popatrzył, po gali zapalił papierosa i powiedział jedną rzecz – Renatko, przestań.

Wiele razy siedzieliśmy na jednej widowni w Teatrze Osterwy. To dziwne. Bo przecież Ksiądz oglądał różne rzeczy, ale ten Osterwa był mu najbliższy. I jak czasami Osterwa, pod różną zresztą dyrekcją, robił coś dziwnego, to Prałat potem dzielił się opiniami. Mnie z reguły trafiały się takie – No ale powiedz, po co te dziwy, po co ten hałas, a gdzie jest słowo? Na co ja odpowiadałam, bo może chodzi o eksperyment? No i już dalej dyskusji nie było, bo co tam koza z teatru rozumie. To były znakomite lekcje.

23 marca 2007 roku ksiądz Witold Andrzejewski otrzymał z rąk prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski z działania na rzecz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, w związku z 30. rocznicą powstania ROPCiO. To była duża rzecz. Bo władze RP doceniły ruch, ale i księdza. No i jak kilka dni potem była uroczystość w Gorzowie z tej okazji, to ja jak zwykle stałam gdzieś z boku. Czekałam aż szacowny nagrodzony przyjedzie. A ksiądz prałat, jak to miał w zwyczaju, palił fajeczkę i dworował z tego, że media się zleciały. No i zauważył też mnie, co sobie za zaszczyt i honor odbieram. Usłyszałam wówczas takie słowa – No proszę, nawet koncertu nie trzeba, żeby pewna dziennikarka przyszła.

Boże Broń, nie chcę sobie przypisywać jakiejś mocnej znajomości z księdzem prałatem. Nie zrobiłam dla księdza nic, poza tym, że czasami bywałam na herbacie. To ksiądz mi parę razy uratował życie. Byłam tylko znajomą, która go kochała i ufała w jego słowa. Choć nie jest katoliczką. Kilka razy mój ulubiony proboszcz, bo i tak do niego mówiłam, odprowadzał w wieczną drogę moich kolorowych przyjaciół, artystów, bo wszak jak nie on, to kto. I teraz przyjdzie mi w ostatnią ziemską drogę odprowadzić mego ulubionego i wielbionego oraz niezwykle cenionego duszpasterza, bo choć katoliczką nie jestem, to jednak chyba coś  tymi religiami i wyznaniami tak jest, że jak już mają wielkiego duszpasterza, to garną się do niego i ci inni, tak jak i ja.

W moim domu pali się świeca. W moim domu żal. Bo raczej nie myślę, że kiedyś znów, na już coraz krótszej drodze mego życia, spotkam znów takiego mądrego księdza. Raczej nie.

Wczoraj w Łaźni była minuta ciszy za pamięć niezwykłej postaci naszego miasta, którą Bóg w końcu zawołał do siebie. W FG nie. Szkoda.

Umarł Honorowy Obywatel naszego miasta, niepospolita postać, której odmówiono prawa do własnej biografii, bo miasto nie ma takich zadań. Umarł rewelacyjnie dobry człowiek, który całe życie miał na celowniku prawdę, dobro, godność, człowieka. Pokonała go choroba – ironia, czerwienica. Do końca życia nie zapomnę, jak się kiedyś śmiał i mówił – No wiesz, ja całe życie z komuną walczę, a tu zobacz czerwienica.

Księże prałacie, nie jestem katoliczką, ksiądz wszak wiedział, ale do końca mego życia, będę pamiętać. Mądre rady i trudne do przełknięcia napomnienia oraz ironiczne słowne żarty. Będę księdza pamiętać, bo … uratował mi kiedyś życie. I wiem, że bez takich ludzi, jak ksiądz, świat jest coraz bardziej szary.

No i kto nam będzie teraz w ostatnią drogę tych kolorowych, spod znaku sztuki odprowadzać? No kto? Pomyślał o tym ksiądz, zanim się z nami pożegnał w drodze do św. Piotra?

Będę pamiętać… będę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x