Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2025

Willa fabrykancka uratowana, i to jest wiadomość dnia

2015-03-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dnia, a może i roku. Bo w mieście nad trzema rzekami najczęściej słyszy się, że nie ma pieniędzy, nie ma pomysłu, nic nie ma, aby ratować stare zachwycające wille, świadectwo niegdysiejszej zamożności tego miasta i pietyzmu, z jakim traktowali je ówcześni mieszkańcy.

Poszłam sobie wczoraj do biblioteki wojewódzkiej na długą chwilkę przed oficjalną godziną otwarcia ożywionej starej willi. Na szczęście nie było w łączniku groźnej wczoraj, a zwykle przemiłej pani Moniki, więc sobie weszłam i dokładnie pooglądałam znane mi przecież nieźle kąty. Czysto, odnowione podłogi, schody, białe ściany, płonący kominek, zachwycające malunki Juliusza Piechockiego, pusto, przestronnie i jeszcze cicho. No i tak sobie wędrowałam, aż zaniosło mnie na strych. I tu no już zachwyt pełen. Ciemne niegdyś, zawalone jakimiś gratami pomieszczenie, z rozłażącymi się krokwiami zamieniło się w zachwycającą, cudnej urody galerię wystawienniczą z nowym oświetleniem. Zachwyt pełen. Jedynym malusieńki minusik tego pomieszczenie, to wylakierowane na wysoki połysk podłogi. Będą trochę blikować podczas ekspozycji, ale damy radę. Już czekam na pierwszą prezentację. Bo na pewno będzie cudnie.

Chodziłam tam sobie i myślałam, że jednak szczęście miała biblioteka. Szczęście, że dyrektorem przed laty został pan Edward Jaworski. Bo nie dość, że się uparł i dobudował nową książnicę, to jeszcze zapału i uporu wystarczyło mu na to, aby cudną willę Lehmannów do stanu świetnego doprowadzić. Nie wiem, choć po prawdzie mogę się domyślać, jak mu się to udało. Ale się udało i miasto zyskało kolejny piękny obiekt. Nie mam pojęcia, co tam, w tych wszystkich pokojach będzie się działo, ale jednak. Budynek został uratowany. Gratulacje wielkie, gratulacje i słowa podziękowania wielkie się należą. Bo też i o tym mówiła wojewódzka konserwator zabytków, dr Barbara Bielinis-Kopeć.

Wydarzenie miało też wymiar osobisty, bo na uroczystości byli wnukowie Hansa Lehmanna, pani Carla Müller i jej brat Mathias Lehmann. A otwarcie odbywało się w rocznicę urodzin ich ojca Waltera, syna fundatora. Zresztą to pan Mathias sugerował taką datę. I bardzo dobrze się stało, że połączono oba wydarzenia. A tak swoją drogą, to chyba dziwnie jest chodzić po swoim byłym domu, dziś instytucji publicznej. A pan Mathias opowiedział memu koledze, że tu, w tym domu dokładnie 22 grudnia 1944 roku, niedaleko głównego wejścia do willi, rodzeństwo piło kakao i była to chyba jedna z ostatnich naprawdę radosnych chwil w rodzinnym domu. Bo za niedługi moment zaczął się koszmar przybliżającego się frontu, ucieczka, zmiana życia całej rodziny, ba tam rodziny, całej niemieckiej społeczności tego i nie tylko tego miasta. No cóż, ale rozważania na ten temat to przy innej okazji i w innym tekście.

No i wracając do willi, tym bardziej teraz żałośnie wygląda inna willa, pałacyk Karla Jaehnego, dawne policyjne dołki. To śliczny, choć coraz bardziej chylący się ku upadkowi budynek, który sąsiaduje z książnicą. Mnie zwyczajnie boli, co i rusz pytam, co z nim i nikt mnie nie umie powiedzieć, co faktycznie dalej. Tajemnicą żadną nie jest, że martwię się i o pałacyk Hermanna Pauckscha, dawną siedzibę Grodzkiego Domu Kultury zlikwidowanego bez większej refleksji. Bo choć instytucję zamknięto, to urzędnikom zabrakło empatii dla starego, pięknego, bardzo pięknego obiektu. Od Pawła Jakubowskiego, dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej wiem, że ma ochronę, temperatura techniczna jest tam utrzymywana. Ale jak nie znajdzie się pomysł na to, co dalej, to będziemy mieli „taką piękną katastrofę”, jak mawia Grek Zorba w słynnym filmie. Boże, jakiejkolwiek wiary, nie dopuść do tego. Niech się stanie cud, niech ktoś nagle wymyśli przeznaczenie, niech do miasta na siedmiu wzgórzach zjedzie megahiperbajecznie bogaty sponsor i niech Pałacyk Zawarciański ożyje. Niech. Oczywiście na cele publiczne. Marzenia. Ale trzeba je mieć, bo inaczej bieda z nami.

A teraz z innej mańki. W mieście nad trzema rzekami Kaziuki aż furczą. Co i rusz jakieś imprezy, co i rusz odczyt. Znak dla mnie podstawowy. Nadal przesiedleńcy z Wilna pamiętają miasto i region, z którego przyszło im wyjeżdżać po II wojnie. No i bardzo dobrze.

Ale jednak trzeba pamiętać, że za chwilkę niewielką będzie 28 marca. To data, kiedy jeszcze w Landsbergu, pojawiła się polska administracja, czyli grupa wągrowiecka z Florianem Kroenke na czele. Jakoś nigdy w mieście na siedmiu wzgórzach akurat tej daty mocno nie świętowano. A przecież obchodzimy dokładnie 70. rocznicę tego faktu. Myślę sobie jednak, że w tym roku powinno być odwrotnie. Trzeba i należy obejść godnie tę datę. Bo choć historia i polityka zdecydowała, to jednak my dziś żyjemy w polskim mieście, od 70. lat, ale jednak. Skoro świętujemy Dzień Pamięci i Pojednania, tak samo powinniśmy świętować rocznicę ustanowienia polskiej administracji, początek polskiej historii. Tak samo, a może i mocniej. Nie jestem prawicową oszołomką, nie po drodze mnie z tymi ludźmi. Ale jednak godnie upamiętnić ten fakt należy. A jak do tej pory to się nie zdarzyło.

P.S. Co w kulturze, to w naszej zakładce „Kultura” na afiszu. Nie chce mnie się powtarzać. Z przyczyn osobistych nie będę na koncercie w FG, czasami tak się składa. No i nigdzie nie przeczytam, jak było. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x