2015-03-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i jak ja nie lubię wiosny. Nie dlatego, że kicham, bo wszystko kwitnie i pyli, a ja alergiczką, ale za sprawą motocykli. A właściwie motocyklistów, bo niestety plaga wyjechała już na ulicę.
Szłam sobie wczoraj po centrum miasta i nagle jak coś obok mnie nie przemknie, jak nie zaryczy, jak nie śmignie dalej. No szlag i wszystkie plagi świata. Zaczyna się – pomyślałam. Bo ja najbardziej na świecie w motoryzacji nie znoszę motocykli i motocyklistów. Oczywiście nie wszystkich, bo znam i takich, którzy robią bardzo dużo dobrego, urządzają fajne imprezy, kultywują kulturę dobrej jazdy. Ja nie znoszę tych straceńców, co to jak się tylko ciepło robi, wytaskują z garaży swoje maszyny, nakładają kaski i hajda na miasto. I dawaj straszyć przechodniów, dawaj urządzać dzikie harce i swawole, niczym ten swawolny Dyzio z „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego.
Ja mam podwójnego pecha, bo obok mnie mieszka taki dziwny straceniec, co to w każdą sobotę objeżdża sobie kwartał, w którym mieszkam, i on niestety też. No i narażona jestem na hałas i dzikie rajdy. I zawsze w takim przypadku zastanawiam się, czemu na Boga Ojca taki jeden z drugim, skoro już ma ścigacza, to nie ryźnie sobie do Gdańska, Szczecina albo nawet do Pragi Czeskiej. Drogi proste, poszaleć miejscami można, coś nowego zobaczyć. W Pradze, dla przykładu, można dobrego piwa pokosztować i pogapić się na Wełtawę. No coś cudownego.
W ubiegłym roku, jak już byłam mocno udręczona przez tę plagę szaleńców harcujących po głównych ulicach miasta, podzieliłam się moimi przemyśleniami z przemiłymi znajomymi, a oni pokiwali głowami. No nie, nie z tego zrozumienia, a tylko nad głupotą moją i mnie oświecili – Renatko, a co to za przyjemność lecieć po bezdrożach i po autostradach. Przecież nikt nie widzi. A jak się tak dziesięć kółek po mieście wykręci, to jest szansa, że znajomi zauważą. Pozazdroszczą Kawasaki albo innego cholerstwa produkującego hałas i będzie satysfakcja. A jak kto jeszcze fotkę strzeli i na fejsie umieści to już pełnia szczęścia będzie. No tak.
Kupuję zatyczki do uszu, bo zwyczajnie za chwilę diabli mnie ostatecznie wezmą. Bo apelowanie o kulturę na drodze w tym przypadku to gadanie do obrazu.
A teraz będzie z kątka mnie bliskiego bardzo, bo kulturalnego. Otóż podesłał mi przemiły znajomy (tylko z maili się znamy, ale dużo fajnych rzeczy mi podesłał, między innymi film o wystawieniu „Carmen” Georgesa Bizeta w Masadzie na Pustyni Judzkiej w Izraelu – jak kto zainteresowany, niech da znać, to się podzielę) link do tekstu znanego mecenasa, radnego resztą, który wymienił swoje priorytety w odniesieniu do miasta naszego znaczy. I tam wśród wielu bardzo słusznych tematów stoi jak wół: zlikwidować orkiestrę FG, a w jej miejsce powołać impresariat. No i nie wierzę, zwyczajnie nie wierzę, że człowiek, którego bardzo cenię między innymi za stawianie metalowych rzeźb znanych gorzowian, już ujętych w szlak turystyczny i uznany przez przewodników polskich za unikatowy w skali kraju, może mieć takie pomysły.
Inna rzecz, że chyba nigdy nie był na koncercie w FG i nie słyszał tej orkiestry. Ale zwyczajnie nie wierzę, że nie czyta i nie wie, że orkiestra FG pod batutą Maestry to obecnie jedna z najlepszych w Polsce. Tak o niej mówią bardzo wymagający dyrygenci, jak choćby Krzysztof Penderecki, Antoni Wit, Ruben Silva, tak o niej mówił wybitny skrzypek Maksim Wengerow, tak uważa Piotr Paleczny – wybitny pianista, pani Ewa Pobłocka – wybitna pianistka, Konstanty Andrzej Kulka – wybitny skrzypek, Tomasz Strahl – wybitny wiolonczelista, czy w końcu Thomas Hampson – wielki baryton amerykański, który w Polsce zagościł tylko raz i tylko w FG i był pod wielkim urokiem zarówno FG jako budynku i sali koncertowej, ale także pod wrażeniem orkiestry. Wielcy artyści mówili o tym publicznie, a przecież tej klasy artyści nic nie muszą. Mogą zwyczajnie zerwać koncert, jak im co nie przypasuje. Ale nie. Dyrygowali, grali. A potem publicznie mówili, chwalili i dawali bisy, bywało nawet cztery – casus Thomas Hampson, wydarzenie bez precedensu. Tak mówi też wielu innych, którzy tu gościli i wracają, bo wiedzą, że komfort pracy z tą orkiestrą w tej filharmonii jest unikatowy. I to oni przekazuję tę informację dalej, w Polskę i świat. I w taki sposób orkiestra i FG są oczywistymi ambasadorami miasta na siedmiu wzgórzach. Bo ta instytucja jest chwałą i wizytówką. Przez lata ten ciężar promocji miasta przez wysoką sztukę niósł tylko Jazz Club Pod Filarami, a teraz od czterech lat niesie go też FG. Bo tylko te dwie instytucje w mieście mają międzynarodową prasę, znane są właśnie nie tylko w kraju, ale i już w świecie.
I taki światły człowiek, jak jeden z najbardziej rozpoznawalnych adwokatów tego nie widzi? Nie rozumie? No ja tego nie pojmuję. Powtórzę po raz n. Cieszyć się trzeba, cieszyć ogromnie, że udało się stworzyć zespół na poziomie z najwyższej półki. Po wtóre – sala z reguły wypełniona jest w około 80-90 procent, to też ewenement w skali kraju. Gdyby nikt tam nie chodził, gdyby na muzyczne raczkowanie zaglądał tylko jeden rodzic z jednym maluszkiem, gdyby orkiestra fałszowała, albo grała wodewile, to tak. Ale kiedy jest sukces, kiedy orkiestra pod kierunkiem Maestry stała się znakiem dobrej kultury, teraz to niszczyć?
Panie mecenasie, niech się pan wybierze na koncert i sam się przekona. Bo jeśli rzeczywiście tak się stanie, że świetną orkiestrę zastąpi jakiści tam impresariat, to miasto na siedmiu wzgórzach rzeczywiście stanie się Pacanowem, casusem do obśmiania, przykładem na to, jak władze nie potrafią docenić tego, co mają najlepszego. Jakiś czas temu stoczyliśmy, my melomani, wojnę z urzędnikami o autonomię Jazz Clubu Pod Filarami, bo ludzie cenią to miejsce. Więc w tym miejscu zapowiadam uroczyście, jak coś takiego będzie się działo wobec FG, to jeśli będę w tym mieście, pierwsza ruszę do boju o autonomię, ech tam autonomię, o pozostawienie tego miejsca w takim kształcie, w jakim jest. Bo zwyczajnie głupotą jest niszczenie dobrego, co tylko chwałę i chlubę przynosi. Panie mecenasie, chyba nie chce pan, aby sporo ludzi w tym mieście myślało o panu mało chwalebnie, bo jakoś słowo głupota w odniesieniu do pana osoby trudno mnie się pisze.
No i jeszcze miało być o czymś, ale nie będzie. Będzie za to o koncercie, jaki odbędzie się w czwartek. Bo w kościele p.w. św. Wojciecha przy ul. Gwiaździstej zagości 2Tm2,3, czyli jedyna w swoim rodzaju kapela. Złożona ona ci jest z samych gwiazd polskiego rocka, którzy w latach 90. przeżyli nawrócenie i tworzą tzw. katolicki rock. A skład – marzenie, czyli Tomasz Budzyński „Budzik” (Armia), Robert „Litza” Friedrich (Luxtorpeda), Dariusz „Maleo” Malejonek (Maleo Reggae Rockers), Robert Drężek (Luxtorpeda), Krzysztof Kmieciak (Luxtorpeda), Beata Polak (Wolf Spider), Angelika Korszyńska-Górny, Kacper Rynek ((Maleo Reggae Rockers), Karol Nowacki, Mariusz Puchłowski i Noemi Górny. Koncert o 20.00, jak już pisałam, w kościele przy ul. Gwiaździstej. Bilety: 35 zł, i 20 zł – dzieci do 12 lat, dzieciaczki poniżej 7 roku życia – wstęp wolny, więc rodzice mogą zabrać. Bilety można kupić w Księgarni Dewocjonalia Pielgrzym, ul. Dworcowa 5, sklepie muzycznym Elvis, Centrum Handlowym NoVa Park. Telefoniczna rezerwacja biletów: 661 157 196. Ja lubię, bo lubię Budzika, od lat słucham Maleo, Litzę cenię za różne muzyczne rzeczy, w tym za „Arkę Noego”, bo przecież wszyscy w Polsce dzięki Arce wiedzą, że: Taki mały, taki duży – może świętym być. Taki gruby, taki chudy – może świętym być. A jak się pomyśli o Litzy z czasów Accid Drinkers, no to czapki z głów. Ja akurat w czwartek będę daleko od miasta, ale wierni fani dobrego rocka chyba nie zawiodą.
P.S. I dla porządku domu, bo ostatnio coś się zapomniałam:
9.00, 11.00 w Teatrze Osterwy „Cudowna lampa Alladyna” (mój domowy dżin już tam poleciał i gdzieś się w Teatrze przyczaił), spektakl w wykonaniu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego z Koszalina, bilety 25, 22, 19 zł.
14.00, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, ul. Kosynierów Gdyńskich. Święto Wileńszczyzny – Kaziuki 2015. W programie koncert oraz wykład dr. hab. Pawła A. Leszczyńskiego o roli króla Kazimierza Wielkiego w rozwój państwa polskiego.
17.00, Muzeum Lubuskie, ul. Warszawska. Historyk Monika Kowalska wygłosi wykład „Gorzów w granicach województwa poznańskiego (1945-1950) ze szczególnym uwzględnieniem okresu pionierskiego”. Wykład w ramach cyklu Konwersatoria, ale i obchodów 70-lecia Muzeum.
17.00, Klub Jedynka MCK, ul. Mieszka I. „Obrazy – słowa – dźwięki” , czyli spotkanie Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury. Każdy może przyjść, bo każde spotkanie RSTK jest otwarte.
17.00, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, ul. Kosynierów Gdyńskich. Promocja czasopisma literackiego „Pegaz Lubuski”.
18.30, Klub Inteligencji Katolickiej, ul. Obotrycka 10 (proboszczówka katedralna). Spotkanie z ojcem Józefem Zapolskim, werbistą, misjonarzem w Ameryce Łacińskiej.
20.00, Klub Muzyczny C-60, ul. Zaułek. Wieczór komedii, Grzegorz Halama i goście, bilety 15 i 10 zł.
PS. 2. Uff, koniec. Tu i rzucanie łodygami krwawnika lub monetami nie pomoże. Za dużo. Ale i bardzo dobrze, bo wszak w wielkim i pięknym mieście mieszkamy, jak mnie od lat przekonuje moja przemiła znajoma.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.