2015-03-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Znalazłam w niej zaproszenie. Na spotkanie poświęcone Jadwidze Zasadowej. I choć się tego spodziewałam, to jednak zaszkliły mnie się oczy.
Zaszkliły się, bo choć wiem, że wszyscy idziemy w tę samą noc – jak chce wybitny rzymski poeta Horacy, to jednak kiedy odchodzą najbliżsi, najbardziej zaprzyjaźnieni, jednak trudno się mierzyć z tą prawdą. Przez lata nikt o Dziuńce, znaczy Jadwidze Zasadowej nie pamiętał. My, harcerskie bractwo pamiętaliśmy. Ale tak skromnie, bez zadęcia. Paliliśmy zniczki na grobie, wspominaliśmy ją, opowiadaliśmy sobie anegdotki, ale tylko tyle.
A tu masz, zaproszenie na spotkanie poświęcone Jej pamięci. Jadwiga Śpiewakówna z domu, Zasada po mężu, urodzona warszawianka 13 kwietnia 1927 roku, zmarła 1 października 1996 roku. Harcmistrzyni, nauczycielka, moja mentorka, a potem najbliższa przyjaciółka. Od niej uczyłam się pewnych podstawowych prawd, to ona mówiła mi dziwne rzeczy jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie (błąd ortograficzny zamierzony). To Dziunia, bo tak się do niej zwracaliśmy, udzielała mi domu, kiedy jeszcze w mieście nad trzema rzekami nie mieszkałam. Dziunia. Pamiętam ten okropny dzień, kiedy zadzwonił telefon i usłyszałam, że wypadek, że szpital, że Dziunia… A potem pamiętam ten następny okropny dzień, kiedy na Żwirowej szłam główną aleją, a już dziś też nieżyjąca moja komendantka, ale i bardzo bliska mi osoba, Jola Milcuszek, cały czas mówiła – Renata nie płacz, Dziuńka by tego nie chciała. No prawda. Nie życzyłaby sobie tego. Ale co zrobić, kiedy szklą się oczy? No co?
Spotkanie organizuje Biblioteka Pedagogiczna i wielkie dzięki za to. Bo Jadwiga Zasadowa to jedna z wybitnych pierwszych gorzowianek. I w dodatku postać otoczona tajemnicą. Może sekretem. W każdym razie, była w Gorzowie szybko po wojnie, pracowała jako nauczycielka, szybko zaczęła rozkręcać harcerstwo i równie szybko stała się guru. Nas, harcerzy. Nie chodzi mnie wcale o Jej powstańczą przeszłość. Chodzi mnie o podejście do drugiego człowieka, o akcent na prawdę, akcent na dobro, akcent na to coś, co decyduje, że do Dziuni się szło i gadało, a ona po chwili mówiła, co robić. A jak jej zabrakło, to już nikt nie potrafił powiedzieć, co zrobić. Dlatego jak myślę o Jadwidze Zasadowej to zawsze szklą mnie się oczy. Bo mi zwyczajnie jej brak.
Spędziłam kilka lat na obozach harcerskich w Łukęcinie. Dziunia też tam była. I rozmowy z nią pod sosną uważam za jedne z najważniejszych w moim życiu. Jadwiga Zasadowa nie znosiła patosu, celebracji.
Spotkamy się w bibliotece, wspomnimy Ją. Ja się popłaczę. No cóż, szklą mnie się oczy. Czasem popłakać się trzeba, a że publicznie… No cóż, trudno.
A teraz z innego kątka. Znowu zmiany. Z miejskiego wydziału edukacji odchodzi wieloletni dyrektor, pan Adam Kozłowski. Dziwne nie jest, bo dyrektorzy wydziałów, to pierwsi, którzy muszą odejść. Zobaczymy, kto pana Adama zastąpi. I czy będzie to merytoryczna zmiana. Bo na razie w kwestii merytoryczności to cokolwiek nie trybi. Poczekamy.
No i z jeszcze innego kątka. Muzycznego będzie. 29 lipca na Przystanku Woodstock w Kostrzynie zagra kapela Ga Ga Zielone Żabki. To ludzie z Jawora, których słuchałam w Jarocinie. Tak, tak, na tym festiwalu, gdzie i Republika, gdzie TSA, gdzie i Kazik Staszewski grali. Ale Zielone Żabki to muzycznie wartość osobna i świetnie, że Jurek Owsiak znalazł dla nich niszę. Oznacza to dla mnie jedno. Trochę szybciej i na trochę dłużej do Kostrzyna pojadę. Bo Żabek na żywo posłuchać trzeba.
P.S. A dziś w książnicy wojewódzkiej o 17.00 wykład w ramach cyklu Nowa Marchia – Prowincja Zapomniana – Ziemia Lubuska – Wspólne Korzenie wykład Marcina Wichrowskiego z Muzeum Twierdzy Kostrzyn o bitwie i zagładzie miasta w 1945 roku. Bo choć jeździmy do Kostrzyna, to jakoś rzadko przychodzi nam chwila na zastanowienie. Zastanowienie takie, że zniknęło miasto. Piękne. Pan Marcin Wichrowski opowie nam, jak to i dlaczego się to stało. Dlaczego zniknęło miasto. Takie piękne i z zamkiem Jana z Kostrzyna. Warto przyjść. Warto, a bibliotece, Grażynie Kostkiewicz-Górskiej, podziękować za taki wybór wypada. I ja dziękuję bardzo. Bo Kostrzyn, po Zakopanem i S. nad Wartą, to moje miejsca.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.