2015-03-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Wracałam niespiesznym krokiem późnym wieczorem w sobotę z Jazz Clubu Pod Filarami po cudnym koncercie i przyszło mnie iść przez mostek nad Kłodawką. I serce mnie się ścisnęło z żalu. Bo zobaczyłam, że jednak mieszkam w paskudnym mieście, gdzie okropni i bez mózgu ludzie mieszkają. Straszne.
Ale po kolei. Na dzień przed 21 marca, czyli kalendarzowym dniem wiosny, Gocha Frog, czyli Koło Gospodyń Miejskich, przyozdobiła mostek oraz postaci metalowe dwóch znamienitych malarzy, jacy tu mieszkali, w kwietne wzory. Widziałam wielu ludzi, którzy się z tymi dziergarkami fotografowali. Widziałam uśmiechnięte gębusie, niczym ma moja żaba Antonina, podarowana przez Elę… No i myślałam sobie wówczas, że jednak można.
Jak czas nieodległy pokazał, jednak nie można. Bo tylko kilkanaście godzin potem patrzyłam z żalem i olbrzymim poczuciem beznadziejności na potargane, poniszczone kwietne dzierganki. Jakaś chuligańska ręka to uczyniła. Nie podejrzewam o takie czyny panów pijących piwo i siedzących na ławce tej sobotniej nocy na skwerku przy Łokietka. Dziwne, że mieli zdrowie i ochotę, aby w tym marznącym deszczu i mocno spadającej temperaturze tam siedzieć, ale skoro chcieli, niech im tam idzie na …, na cokolwiek. Oni raczej byli zorientowani na trunek, a nie na kwietne motywy.
Ja patrzyłam na porozrywane i porozrzucane girlandy, porozrzucane kwietne rozetki, jakimi przystrojeni zostali malarze, znaczy postaci metalowe ustawione za sprawą Towarzystwa Miłośników Gorzowa. I tak w tym marznącym deszczu stałam długą chwilkę i zwyczajnie smutno mnie się zrobiło, i to smutno mroczniało coraz bardziej. Dlaczego i po co ktoś to zrobił. Odpowiedź była i jest jedna. Tylko zwykły wandal i chuligan i to na dużym procencie mógł to uczynić. Bo nie ci, co to piwko w marznącym deszczu pili. Bo ich takie ozdóbki nie interesują.
No i dlatego twierdzę, że jednak miasto nasze jest zarażone trądem chuligaństwa i destrukcji. I co więcej, pewną znieczulicą społeczną. Bo jakoś nikt nie zareagował. Ale z innej mańki, czasem trudno reagować, kiedy nawet nieopierzone nastolatki potrafią bluzgnąć takim językiem i taką agresją, że czasami człowiek stula uszy po sobie i idzie dalej. Ja też, po wielu doświadczeniach ulicznych tak mam, że idę dalej. Ale po chwili wyjmuję telefon, a dziś każdy ma ze sobą telefon, i wybieram 112. A jak trzeba, to podaję swoje pełne dane, żeby nie było, że żart jakiś sobie uczyniłam.
Jednak szkoda, że nie znalazł się nikt, kto by wandali powstrzymał. Szkoda wielka. Tyle pracy, tyle zaangażowania Gochy Frog i Koła Gospodyń Miejskich tylko po to, aby rzeczywistość, ta zaśmiecona i nieuporządkowana wokół nas choć na moment była ładniejsza, poszło w nice i na marne. Tylko kilkanaście godzin przetrwała ta ładna, kolorowa ozdoba. Szkoda wielka.
A teraz z innej mańki. Chyba mamy jakieś qui pro quo na łączach. A konkretnie tyczy się to gawronów w parku Wiosny Ludów. O zadziałanie jakieś w kwestii właśnie gawronów i tego, co czynią w paradnym parku, jakiś czas temu poprosili mieszkańcy okolicznych kamienic. No i ustami rzeczniczki magistratu usłyszeli, że się nie da nic zrobić. Kto ciekawy, niech na naszym portalu poczyta. A tu proszę, w lokalnym radiu słucham, że i owszem, że i tak. Że się jednak da. Więc może jednak ktoś w jaśnie Urzędzie Miasta zajmie jedno, transparentne i koherentne stanowisko i niech ja się w końcu dowiem, czy bez straty żadnej mogę sobie iść do parku, mego najbliższego, tego, który doczekał się przepięknego albumu, bo jak na razie bez obrzydzenia tam się nie da. Obrzydzenie na razie niewielkie jest. Ale będzie rosło z dnia na dzień. Bo tak to niestety wygląda. Jakoś bowiem tak się składa, że gawrony są mocno związane z platanami. I właśnie w koronach platanów najchętniej gniazdują. A platany to miejskie, parkowe drzewa. No i tak się składa, że trochę ich tam, w tym parku, rośnie. Więc gniazd jest cała chmara. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby krzywdy zwierząt czy ptaków. Ale jednak mieszamy w pokaźnym mieście i czasami trzeba jednak pozbyć się ptaków, bo żyć się z nimi w mieście nie da. Vide „Ptaki” Alfreda Hitchcocka. Klasyk kina, ale jednak.
No i bardzo bym chciała, aby jednak owo qui pro quo na łączach jednak nie występowało więcej. Bo zwyczajnie nie wiem, co myśleć. Będzie park bez gawronów, czy też gawrony będą? Ciekawa kwestia. A casus gawronów ma jeszcze inne dno. Takie oto, polityka informacyjna. Bo jej zwyczajnie nie ma. Powtórzę. Nie chcę dostawać z magistratu informacji o wydarzeniach kulturalnych, O których wiem z innych źródeł. Chcę wiedzieć i informować o wydarzeniach miejskich. Tak to robiła poprzednia władza, nawet o drobnostkach informowała. Obecna jednak tego nie robi, choć mocno akcentowała, że będzie. No cóż, nie ma. Ciekawe, kiedy będzie. Obawiam się, że raczej nie prędko.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.