Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Estery, Kiry, Rudolfa , 7 lipca 2025

Słówko na niedzielę

2015-03-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie, kazania żadnego nie będzie, bo i jakie ja mam kwalifikacje do kazuistyki? Będzie niewielkie słówko o tym, co to nam się zaczynia. Dziś. Katolikom, ale i tym poza Kościołem. Zaczyna się bowiem misterium Wielkiego Tygodnia. I stąd ten wyłom w zwyczaju pisania felietonów.

Otóż dziś, jak kraj nasz długi i szeroki jest, na ulicach będzie widać ludzi z palemkami. Na wschodzie i południu kraju naszego najwięcej, na środku dużo, na zachodzie jakby mniej. Ale jednak. Bo dziś Niedziela Palmowa. Dzień, który jest pierwszym w obchodach Wielkiego Tygodnia, otwarciem do najważniejszego święta chrześcijańskiego świata, dzień, który w symboliczny, ale jednocześnie bardzo czytelny sposób zapowiada ostatnie dni Chrystusa na tym świecie, zapowiada śmierć i zmartwychwstanie. Czas smutku i radości w jednym.

Palmowa, na pamięć wjazdu Chrystusa do Jerozolimy Bramą Złotą, zamurowaną dziś i czekającą na ponowne jego przybycie. Chrystus wjechał nią do najważniejszego miasta ówczesnego, a dla mnie i dzisiejszego, na osiołku, a witający go rzucali pod nogi osiołka liście palmowe. To też znak przyszłego męczeństwa. Stąd palemki się biorą.

W polskiej tradycji są to proste gałązki wierzby i najlepiej by było, aby były ozdobione tylko zwyczajną czerwoną wstążeczką (też ma znaczenie kolor), bez żadnych innych ozdóbek. W dawnej Polsce, jak nie stać było kogoś na czerwoną wstążeczkę, w co trudno dziś uwierzyć, to gałązki wierzbiny ozdabiał czerwoną nitką, bywało wyprutą z kaftana paradnego. I szli. Do świątyń szli.

Zmienił się czas, zmieniły obyczaje, ludziom trochę lżej się żyje, ale jednak z tymi palmami idą do kościołów, a potem nie bardzo wiedzą, co z nimi zrobić. Bo za zmianą stylu i sposobu życia, oraz za wzbogaceniem, to już nie mają świętych obrazów, no tych z XIX-wiecznej literatury, za które palemki mogliby zatknąć. I mieć święty spokój przez cały rok, bo skoro palma jest, znaczy nieszczęście domu i obejścia, a we współczesnym wymiarze garażu, się nie ima. No cóż, palemki postoją gdzieś tam, a potem się je zutylizuje. Jakoś tak po prostu.

Za palmą idą Wielkie Dni, cały tydzień, z Triduum Paschalnym, wielkim misterium wiary. Chrześcijanom tłumaczyć nie trzeba, ludzie spoza wiary, jak zechcą, to sobie informacje o tych dniach w necie znajdą. Jednak jest coś magicznego w tych dniach, coś, co przyciąga nawet pogan, zwłaszcza liturgia Wielkiego Piątku, kiedy w kościołach katolickich się ona odbywa. Kiedy czytana jest Ewangelia wg św. Jana i kiedy padają te słowa: Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata. I kiedy kołaczą drewniane kołatki. Kiedy czas na chwilkę się zatrzymuje, i to coś od ponad 2 tysięcy lat się dziej. Mnie słowo uwodzi, z Czterech Ewangelistów najbardziej słowo św. Jana, więc i o tym dużo jest.

Tak więc nie dziwcie się palemkom na ulicach. Ja jakieś dwa lata temu już będzie, dziwiłam się we Lwowie właśnie palemkom. Bo jak byłam w tym pięknym, bardzo pięknym mieście lata temu, wiele lat temu, to żadnych oznak wiary nie widziałam. A potem, no  masz, i palmy, i koszule haftowane, tradycyjne, takie jakie Kozactwo zawsze nosiło na Zachodniej Ukrainie i na Porohach. I ktoś bardzo uczony mnie wytłumaczył, że po latach komuny znów wolno, więc czemu nie? Byłam zaskoczona i zdumiona. W tym roku bracia Ukraińcy w innym terminie Wielkanoc obchodzą. O tym też napiszę, jak czas przyjdzie.

Ale my tu w mieście na siedmiu wzgórzach znów możemy poczuć bliskość. Bo dziś w Spichlerzu wystawa pisanek się otwiera oraz pokaz ukraińskich obyczajów świątecznych. Konkurs wymyślił i wiele lat promował przy pomocy muzeum, czasem kogo innego, pan Michał Kowalski. Dziś jego dzieło kontynuuje jego córka, Lidia. Dobra to tradycja. Bo łączy tradycję dwóch Kościołów, dwóch tradycji. Bo jak święcenie palemek w kościołach – co ważne dla wierzących, otwiera czas Wielkich Dni.

Tak nam się Wielkanoc zaczyna. Z katolicką palemką, z pisankami, które bardzo często wychodzą z rąk Ukraińców, Łemków, mojej kuzynki, mojej miłej znajomej. Ale i wielu innych, którzy niekoniecznie wierzący są, ale lubią kultywować tradycję. Moim zdaniem z tradycją jest tak, że może do kościołów to niet, ale ta palma, ta Ewangelia, to jajko, te dwa dni w spokoju i z rodziną, jak kto ją ma, to jak najbardziej tak.

Dziś, z Niedzielą Palmową zaczyna się Wielki Tydzień. Czas pokuty, jak kto chce. Czas oczekiwania, jak kto chce. Czas nadziei, jak kto chce. Czas radości, jak kto chce. Czas smaków i jedzenia, jak kto chce.

Ja chcę znów do Jerozolimy i do drogi z Góry Oliwnej do starego arabskiego suku. I właśnie dla tego suku kazaniem tych słów nazwać nie można. Bo jak wcześniej napisałam, co to ja Ochwat o kazuistyce wiem? Ano nic.

P.S. Zmierzam dziś do Karska, wioski tuż obok nas, bo w zachodniopomorskim, wioski obciążonej historią, bo bywał w niej mój ukochany władca, Fryderyk II Wielki Hohenzollern, a wcześniej jego praszczur Wielki Elektor. No i znów znajomi popukają się w głowę i powiedzą – Renatko, znaj proporcjum mocium panie. No cóż, jeśli o Fryderyka chodzi, to jednak chyba nie znam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x