Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2025

To nie był dobry dzień, no nie był

2015-04-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Najpierw potępieńczo wiało i spać nie mogłam. Potem nie umiałam odebrać telefonu, bo nowy ci on jest. A na koniec taka informacja. Zła bardzo.

Jak umierają znajomi, to mnie boli, bo tracę kogoś fajnego do gadania, różnego. Ale zwykle fajnego. A wczoraj na koniec dnia przeczytałam, że nagle umarł Robert Leszczyński. Dziennikarz muzyczny, DJ, prezenter znany z niewyparzonego języka. Tak się składa, że znałam Roberta z czasów „GW”. Wówczas Maciej Nowak, szef kultury w „GW” zaprosił pisujących o kulturze w regionach na imprezę integracyjną do Juraty. Pojechałam i ja. No i źle się tam czułam, bo morze z każdego kątka mnie dopadało. Ale Maciek Nowak przewidział i atrakcje, czyli wieczór integracyjny dla nas, ludzi z różnych części Polski, ale piszących o kulturze. Pamiętam, był tam pan Jerzy Armata, wybitna osobowość z Krakowa. Byli też i inni. W tym i Robert. Pracował wówczas w „GW”, w dziale kultura i zajmował się muzyką. I Maciej dał mu za zadanie – oprawa muzyczna imprezy. I co zrobił Robert? Ano to – zapomniał wziąć inną muzykę, aniżeli płytkę Reni Jusis „Zakręcona” i nas, różnych ludzi, tą płytką katował. Od tamtego czasu nienawidzę wąskich półwyspów wchodzących w morze, ale i tej płyty. A Robert chodził i nie rozumiał. Bo co? Wszak to piękna muza jest. Tak nas przekonywał. No cóż.

Minęło trochę lat. Ja zmieniłam gazetę, Robert też, i przyszło nam się na Przystanku Woodstock spotkać, w Kostrzynie. Robert pracował tam jako rzecznik, ja jako dziennikarz. Rozmawiałam wówczas trochę z Robertem, który jakoś całości nie ogarniał, ale jednak był. Ogarniał muzyczną stronę, innej, innych nie.

A potem Robert pożeglował w inne klimaty. Inne gazety, inne style myślenia. Ja czasami patrzyłam na to, co Robert robi i się nieco dziwiłam, bo tylko w „GW” miał pełne i dobre i nieuwikłane w nic pole do pisania o muzyce. Wybrał inaczej, no cóż, każdy wybiera.

Mnie jest szalenie trudno dziś myśleć, że Robert nie żyje. Bo lat 48 to nie jest wiek do umierania. To dobry wiek do życia. To nie może być ponury żart, bo wczoraj  to taki dzień żartowny był. Ale ze śmierci się nie żartuje.

Robert, niech na tych Niebieskich Łąkach muzycznych krytyków dane ci będzie spotkać wielkich.

To taki żal, prywatny, za kimś, kogo się znało, kogo z rzadka spotykało, z kim w pewnym momencie przestało się rozumieć, ale kogoś do końca się lubiło i ceniło za inteligentne podejście do materii podstawowej, jaką była muzyka. Wszystkie media gadają – Robert Leszczyński nie żyje. Może czas, żeby się pogodzić.

Przepraszam, że dziś o niczym innym, gorzowskim nie będzie. Czasami bowiem tak jest, że człowieka dopada historia z przeszłości i nic innego aniżeli ta historia nie potrafi mu się wyzwolić z myślenia. Ja mam tak, że dziś tylko o Robercie, tym wrednym pismaku, moim odległym znajomym myślę. Bo że powtórzę, 48 lat życia, to nie jest wiek do umierania. I nawet jeśli to jest ponury żart na Prima Aprilis i całe moje pisanie wyjdzie na nice, to niech tak się stanie. Niech całe moje pisanie o Robercie błędem i bzdurą będzie. Posypię sobie głowę popiołem za błąd. I niech Leszczyński stanie razem z Krzysztofem Dobiesem, rzecznikiem WOŚP, i powie, durny to żart był.

Robert chciałabym. Bardzo chciałabym i chcę.

Naprawdę o niczym innym nie potrafię. I za to przepraszam.

A wszystkie inne wątki gorzowskie za chwilkę będą, może już jutro.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x