2015-04-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jadę na Dolny Śląsk. Znowu. Po dwu latach przerwy. Będę zamęczać znajomych opowieściami. Bo gadać lubię.
To tylko chwilka, mgnienie oka, myk trudno zauważalny. Bo tylko trzy dni. Ale dzięki Eli i Joasi aż trzy dni. Pohulamy sobie po okolicach Wrocławia, a z nami całkiem sporo gorzowian, w tym Teresa i Teresa, Ela, Małgonia i kilka ważnych dla mnie osób.
Dolny Śląsk ma tak, że jest jedyną krainą, że jak rzucisz okiem albo kamieniem, to zawsze w coś ciekawego trafisz. I generalnie nie ma przewodników, którzy by tę krainę ogarniali w całości, bo zwyczajnie się nie da.
My, ludzie z G. pojedziemy do Środy Śląskiej, bo szczęściem od Boga skarb średzki na moment niewielki w całości znów jest w Środzie. No i super.
Potem pojedziemy, przejedziemy przez Ząbkowice, a jak nawet nie przejedziemy, to i tak ja im opowiem bajkę o trudnym czasie miasta Frankenstein i poemacie Mary Shelley. Oraz o innych ciekawych wydarzeniach na Dolnym Śląsku.
I dlatego nie będzie złośliwców w krótkim czasie. Bo znów będę sobie siedziała koło Kaczawów, koło Ślęzy i myślała, mój ci to kraj jest – zamierzony cytat z pewnego polskiego Noblisty.
I jak tam sobie niemal u stóp Ślęży usiądę, to trochę ścieżek myślowych mnie się wyprostuje. Mam taką nadzieję.
W każdym razie, my gorzowianie wyprawiamy się na Dolny Śląsk. Kolejny raz i kolejny po przygodę. A jak znam tę krainę, to tak będzie.
P.S. Jak nie wiecie, co z wolnym czasem robić, to zajrzyjcie na naszą stronę Kultura. Tam trochę jest.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.