2015-07-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Pożaliła się znajoma, że znów spóźniła się na miejski autobus, bo stała na światłach, po prawdzie tylko 15 minut, aż 15 minut, ale stała na światłach obok Askany. I tak tam od początku tej instytucji jest.
Od początku tam tak jest. Stoi się przy hotelu Qubus i bardzo się chce przejść do Askany. I nawet się ma instrument, żeby przejście przyspieszyć. Nic bardziej błędnego. Owo pomarańczowe urządzonko to złuda zwykła i iluzja jest. Bo zwyczajnie nie działa. To jedyne takie przejście przez ruchliwą ulicę, kiedy to urządzonko zwyczajnie nie działa. Jedzie potok samochodów od AWF w kierunku do Bogdańca albo w kierunku do byłego Peweksu i jedzie, i jedzie, i jedzie, i jedzie. A pieszy tam stoi, i stoi, i stoi, i stoi. I choć pomarańczowe urządzonko uruchamia przejście, to na nic się zdaje i tylko złuda oraz iluzja, bo autka i auteczka mają przewagę. Jako że ja spieszona jestem, więc wiele razy tam stałam i taki trochę wewnętrzny szlag mnie trafiał. Bo wszak miasto dla ludzi powinno być, a jest zupełnie odwrotnie.
Właśnie o tym mówiła mi wczoraj przemiła znajoma. Miasto jest nieprzyjazne mieszkańcom, którzy spieszeni są. Prawda.
Pamiętam taki moment, kiedy ja stałam od strony Qubus Hotel, a po drugiej stronie stał wówczas radny dr hab. Paweł Leszczyński. I razem, ja na jednej stronie ulicy, pan wówczas radny, na drugiej naciskaliśmy owo urządzonko i ono oczywiście nie działało. Po długim kwadransie, kiedy w końcu zielone się zaświeciło, w połowie drogi wymieniliśmy uwagą – To nonsens, dalej tak być nie może. Minęły lata. Jest. I coraz bardziej dolegliwe dla pieszych jest. A skoro spieszonych mieszkańców oraz przybyszów przybywa, to naprawdę trzeba coś z tym faktem uczynić. Najwyższa pora jest. No ja i moja przemiła znajoma bardzo byśmy chciały.
Ale czemuś bardzo pewna jestem, że się nie uda, bo… i tu milion i jeden argumentów przeciw. No cóż, takie miasto. Zwyczajnie się nie da.
No i z innego kątka. Za czas niedługi do Montenegro, do tego czarownego kraju, przez moją ulubioną kobietę-szpiega z czasów II wojny światowej Krystynę Skarbek, albo jak chcą angielskie źródła Christine Granville, albo jak chce Marek Łuszczyna Igłą zwaną, co i o Igłach napisał, przez nią zwanego operetkową krainą, jedzie chór Cantabile pod kierunkiem Jagody Kos. To Czarnogóra, to malusi kraj, który po rozpadzie Jugosławii marszałka Tito powstał. Tam, do Montenegro jeździła polska arystokracja, dziś chór. Tam spędzała świetne chwile hrabina Skarbek. Wszyscy się wówczas dobrze bawili, dziś będzie się bawił dobrze chór, czego mu serdecznie życzę. Ale przy okazji, jak tam chór już będzie i natrafi na ślady hrabiny Skarbek, chyba ich za bardzo nie ma, ale jakby były, to niech sfotografuje i się podzieli.
Bo Christine Granvill, ulubiony szpieg Winstona Churchilla, skończyła życie tak, jak nawet najbardziej niekochanemu wrogowi się życzy. A wszak ona miała wszystko, a zapomniano o niej. Myślę, że pora o niej głośno mówić i przypominać. A ja ją bardzo, bardzo lubię, prawie tak samo jak Starego Fryca. Przepraszam jego wysokość króla Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna za poufałość, ale czasami tak mam. Jego królewska wysokość wybaczy.
Chór zajedzie do Dubrownika oraz do Wiednia. Chórowi dobrych chwil. I jak zaklęta mantra powtórzę, jak na ślady hrabiny… to mnie powiedzcie. Będę czekać.
A teraz zupełnie serio. Bardzo to dobry zwyczaj, że jest pewne środowisko, dobrze umocowane w przestrzeni miejskiej, odnoszące sukcesy. Za oczywiście ciężką pracę. I to środowisko wyprawia się na wakacyjną jazdę, za własne pieniądze, bo chcą. I tego im należy zazdrościć. Byli w Prowansji, byli we Włoszech, teraz Montenegro, operetkowy kraj znany jako Czarnogóra, z jedzeniem wyśmienitym, bo papryka, po pomidory, bo ryby, bo owoce morza, bo baklawa, bo winogron, bo kraj, gdzie można odpocząć i naładować akumulatory na dalej. Cantabile, czekam na relacje… Czekam. Bo malusich gołąbeczków w liściach winnego grona do miasta nad trzema rzekami przywieźć się nie da. Dobrych chwil. I koncertu po powrocie, bo jakżesz by było inaczej, jadą w Basen Morza Śródziemnego i bez artystycznych inspiracji wracają? No nie. Naprawdę miłych chwil i koncert po…
P.S. Nie głosuję na Bulwar Wschodni. Bo mocarnie zagracony jest i wcale nie powinien wygrać. Za dużo tam wszystkiego. Za bardzo lubię skandynawski oddech i skandynawską prostotę, aby na ten akurat Bulwar głosować. Ale nieodmiennie pamiętać będę panu prezydentowi Tadeuszowi Jędrzejczakowi, że to on właśnie podjął mocno niepopularny i dziś kompletnie niepamiętany dyskurs z właścicielami kramów na przyszłym bulwarze, to on zdecydował, co było mocno niepopularne, że przenosimy bazar i to on podjął decyzję o przebudowie oraz on zdobył na to pieniądze. Wiem, mocno niepopularne jest obecnie w mieście o tym pamiętać, ale krzywdą i nieprawdą byłoby o tym właśnie nie pamiętać. Bo dziś słowa i gesty Tadeusza Jędrzejczaka odbierane są jako anatema. A to przecież nieprawda. To zwyczajnie trzeba pamiętać. Tego wymaga tak zwana przyzwoitość. To trudne słowo i trudne znaczenia. Ale bez tego słowa, bez nazwy nie da się budować prawdy o tym mieście. Trzeba pamiętać i ja pamiętam. A jak kto nie chce, no cóż trudno. Bywa.
P.S. 2. Jaskółki, domowe, znów się opakowały w ogony, bo im trochę za chłodno, czego ja nie rozumiem zupełnie, bo jak deszcz pada, nawet na świeżo umyte okna, to jest cudnie, i bają. Bo nawet nie świergolą, tylko bają: Ochwat, ty idiotko, nie dość, że o Igle bajasz, a może ona by wcale nie chciała, to jeszcze o bulwarze, a przecież wszystkim się podoba. Pomyśl. Pomyślałam. Mnie nie.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.