2015-07-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Wielu gorzowian pojechało na rozpoczęty wczoraj festiwal kultury cygańskiej do Ciechocinka. No niestety, tym razem festiwal trochę smutny, bo zachorował Don Vasyl, główny organiztor i mózg imprezy.
Od lat te dwa festiwale konkurują ze sobą. W mieście na siedmiu wzgórzach nie wypowiada się nazwy Ciechocinek, czy Glinojecko, gdzie na moment impreza Don Vasyla się przeniosła. Obie imprezy walczą o telewizyjną transmisję, ale i tak w mieście nad Kłodawką jest przekonanie, że tu właśnie jest stolica romskiej kultury. I przez lata na pewno tak było, bo tu się odbywało wiele ciekawych rzeczy. Ostatnimi czasy jakoś ten impet przycichł.
No i głośniej się zrobiło festiwal w Ciechocinku. Niestety, choroba dopadła Don Vasyla, więc raczej tak radośnie, jak to zwykle bywało, nie będzie. A piszę o tym z dwóch powodów. Bo przecież Don Vasyl to gorzowski Cygan, który z różnych przyczyn musiał z miasta wyjechać i długo, długo nie mógł tu wrócić. A ponieważ mnie wątki gorzowskie interesują, więc o tym piszę.
A druga sprawa jest taka, że do Ciechocinka od lat jeździ spora ekipa z naszego miasta, tylko się jakoś dziwnym trafem do tego zwyczajnie nie przyznaje. Co też jest znakiem czasu...
A teraz z innego kątka. Otóż cud na niebie powstał. Remontu doczekał się mocno zniszczony kawałeczek chodnika przy ul. Jagiełły. Ten obok Śfinstera. Szłam sobie tam ostatnio i oczkom swym ślepawym z trudem wierzyłam. Fajnie, bo naprawdę można się tam było życia pozbawić. Ale z drugiej strony, skoro ktoś się cieszy z kawałeczka malusiego nowego chodnika, to rzeczywiście źle się dzieje w Państwie Duńskim, parafrazując wielkiego Szekspira.
No bo, że znów remontują kolejną fasadę przy mojej ulic, jakoś pisać za bardzo nie chcę, bo się boję, że i takie szczęście może spotkać moją wspólnotę, a tego byśmy chyba już finansowo nie udźwignęli, bo KAWKA nas zwyczajnie czeka. Ale też fajnie, że takie rzeczy się dzieją. Co prawda te nowe fasady wyglądają jak jakie plomby w szczerbatej szczęce, ale niech i tak będzie.
No i jeszcze jedna rzecz, przemili znajomi własnie dojechali do kraju Vlada Palownika, zresztą nie oni pierwsi w tym roku. Zazdraszczam, ja tam byłam sto lat temu. Ciekawe, czy im sie będzie podobać.
P.S. O przygotowywaniu informacji na zadane proste pytanie magistratowi nie napiszę, bo to urąga sztuce informacji publicznej, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, ilu tam ludzi pracuje w dziale prasowym.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.