2015-08-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ze zdumieniem usłyszałam onegdaj, że zmieniła się władza w ZUO. Bo ponoć Marek Wróblewski sam zrezygnował z funkcji prezesa…
Nie wierzę i za nic nie uwierzę w prawdziwość tej informacji. Nie wierzę w dobrowolną rezygnację prezesa spółki, która jest najlepszą w mieście, w regionie, jedną z najlepszych w kraju. I nie są to gołosłowne opinie, stoją za nimi osiągnięcia – wyniki finansowe, działania naukowe, w końcu nagrody najważniejszych ludzi w tym kraju.
Firma została poukładana przez Marka Wróblewskiego, to prezes et consortes wymyślili Stanowice, pole golfowe i parę jeszcze innych rzeczy. To za to były nagrody i uznanie. No i kiedy się jest w wieku prezesa, już byłego, Wróblewskiego, kiedy jest się w szwungu działań, to nagle się nie rezygnuje z prezesowskiego fotela. Chyba że pod jakąś presją….
To kolejne zadziałanie nowej władzy w mieście, która modelowo wręcz udowadnia tezę TKM. Nie rozwijam, bo nie ma po co. A mnie się wydawało, że te czasy już dawno minęły, że teraz naprawdę liczy się fachowość, przygotowanie do danej roboty, znajomość niuansów i milion innych ważnych rzeczy.
Otóż nie, nic się nie liczy oprócz układów towarzysko-finansowych. Przynajmniej tyle można powiedzieć o tym, co się w mieście od pamiętnego listopada wyczynia. Już wszyscy przełknęli i zapomnieli nieszczęsną panią dyrektor Wydziału Prasowego, której ponoć nikt na oczy nie widział, a komunikaty do mediów wysyła rzeczniczka, albo jej zastępca, jakoś się wszyscy pogodzili z innymi zmianami dowodzącymi tylko jednego – TKM. Ale myślę sobie, że przemilczeć zmiany w ZUO zwyczajnie nie można. Tym bardziej, że Marek Wróblewski zostaje na funkcji wiceprezesa. Oznacza to, przynajmniej dla mnie, ni mniej, ni więcej jedno – nadal będzie robił, to co robił, nadal będzie pilnował spółki, ale osiągnięcia firmować będzie kto inny.
Plotki o takich roszadach krążyły już dawno. Ale ja je traktowałam jako plotki właśnie. Tymczasem okazało się, kolejny raz zresztą, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy. Szlag, choć to nie moja władza, ale jednak miałam nadzieję, że coś dobrego jednak z niej wyniknie. Jak na razie tego dobrego nie widać, nic poza igrzyskami i to za koszmarnie wielkie pieniądze – vide Dni Gorzowa – ta władza nie zdziałała. Straszne to jest.
Inna rzecz, że do wymiany pozostało jeszcze kilka foteli i myślę sobie, że w najbliższym czasie takie zmiany zajdą. Strach się bać…
I w jeszcze jednej kwestii chcę. Będę pisać o FG, Jazz Clubie, Muzeum Lubuskim i kilku jeszcze rzeczach, bo mnie to interesuje, wiem, jak owe instytucje oraz ludzie działają, bywam tam, bo lubię, zresztą zawsze bywałam. A jeśli ktoś chce się z nimi rozprawiać, to niech najpierw zgromadzi argumenty przeciwko, a potem bzdury wypisuje. Bo zwyczajnie drażni mnie niekompetencja. No i czekam jak kania dżdżu na pewien szumnie zapowiadany koncert. Czekam, bo na kilka innych, też szumnie zapowiadanych zwyczajnie się nie doczekałam….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.