Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2025

Prestiżowa nagroda dla lokalnego historyka

2015-09-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Choć po prawdzie Zbigniew Czarnuch mieszka w Witnicy, ale jest taką osobowością, że i w mieście nad trzema rzekami ma mnóstwo przyjaciół, znajomych, ludzi, którzy go szanują, albo są z nim w naukowym sporze. To właśnie on zostanie uhonorowany ważną nagrodą za ważne sprawy.

A było tak. Kiedy otworzyłam skrzynkę pocztową, wśród kopert z rachunkami, bo głównie taka poczta trafia do mnie drogą tradycyjną, znalazłam elegancką wąską kopertę opatrzoną napisem Haus Brandenburg w Fürstenwalde. Zdziwiłam się niepomiernie, bo co szacowna fundacja Haus Brandenburg może wiedzieć o mnie, krasnoludku polskim z miasta na siedmiu wzgórzach? A jak w domu otworzyłam kopertę, moje zaskoczenie jeszcze bardziej wzrosło. Bo ni mniej, ni więcej, zostałam zaproszona na wręczenie nagrody roku fundacji właśnie Zbigniewowi Czarnuchowi za budowanie mostów pojednania i porozumienia pomiędzy Niemcami a Polską. Do zaproszenia dołączona była na osobnym blankiecie uprzejma prośba o potwierdzenie przybycia na uroczystość. Natychmiast pogadałam ze znajomymi, umówiliśmy się i jedziemy. No bo jakże nie być obecnym w tak ważnej chwili dla szacownego nagrodzonego?

Dla nas, kółka zaprzyjaźnionych ze sobą regionalistów, wałęsaczy po różnych zakazanych dziurach i dziurkach, ważnych dla historii regionu, osoba Zbigniewa Czarnucha, którego mam przyjemność i niezwykły zaszczyt znać od lat bardzo wielu oraz mówić mu po imieniu, tak, tak, mam ten przywilej, jest postacią nader ważną i poważaną. To nasz guru w każdym sensie. To właśnie Zbigniew Czarnuch jest inicjatorem Klubu Regionalistów, to on nas motywuje i inspiruje, to my za nim nadążamy, bo on nas wyprzedza zawsze o krok. Choć ma już 85 lat, a kto o tym nie wie, zawsze jest zdumiony. Rzeczywiście trudno w to uwierzyć, kiedy się patrzy na ciągłą aktywność i projekty Zbigniewa. W jego działaniach od wielu lat ważne jest właśnie budowanie mostów miedzy Polakami i Niemcami. Choć on sam musiał pokonać bardzo długą drogę do takiej postawy. Swoje życie w Witnicy, która jest dla niego pępkiem świata i okolicy, zaczynał od skuwania niemieckich napisów z kamienic w mieście przysposobionym i uznanym za własne i ważne. Sam zresztą o tym opowiada w tekście o nim, jaki jest na naszym portalu. Wyliczać zasługi Zbigniewa, to lista straszliwie długa, taki egipski papirus. Dość powiedzieć, że bibliografia jego prac to osobna książka. Jest, zainteresowanych odsyłam do książnicy wojewódzkiej. Tam mają i udzielą.

Dobrze, a właściwie wyśmienicie się stało, że zasłużona fundacja, jaką jest Haus Brandenburg w okrągłe urodziny Zbigniewa docenia jego wysiłki i tytaniczną wręcz pracę. Gratulacje wielkie, zarówno dla szacownego nagrodzonego, jak i fundacji.

No i znakiem tego kolejny już raz w krótkim czasie pojadę do Niemiec, i nie jest dla mnie ważne, że w te bliskie kątki. Oczywiście natychmiast potwierdzam swoją obecność. A tak swoją drogą, niemiecki porządek musi być, zawsze ale to zawsze mnie to imponowało. Bo rzeczywiście ordnung muss sein.

A teraz z innego kątka, nie tak podniosłego, ale wartego zauważenia. Zaczyna się sezon artystyczny. No i w końcu, no i nareszcie. Rusza pracownia Zbyszka Siwka, za chwilkę niewielką początek roku w Miejskim Centrum Kultury, tym razem zaznaczony wyraźnym akcentem. Był już pierwszy wernisaż w MOS, za sprawą Zbyszka Sejwy i jego pomysłu na pokazywanie sztuki najnowszej już uznany za wydarzenie. Za nami już też wykład prof. Edwarda Rymara, o którym jego osobisty syn, że przypomnę Honorowy Obywatel Miasta, dr hab. Dariusz A. Rymar mówi, że to niebezpieczny zawodnik jest, bo się potrafi rozgadać, co akurat my regionaliści mocno sobie cenimy. Inna rzecz, że wykład był wstępem do promocji książki o Nowej Marchii – jej historii do 1535 roku, czyli do nowego stroju państwa. Ukaże się ona dzięki dotacji z Unii Europejskiej i benedyktyńskiej wręcz pracy bibliotekarzy przygotowujących ostateczną wersję do druku.

Przed nami premiera w Teatrze Osterwy oraz w końcu koncert w FG. Na afiszu same cymesy. Bo nowa muzyka polska oraz Antonin Dvořak i to nie byle co, bo „Symfonia z Nowego Świata”. To taka muzyka, którą znają wszyscy, ale z nazwiskiem kompozytora niekoniecznie umieją powiązać. Jak zresztą bardzo wiele motywów z klasyki.

Tak się bowiem oto składa, że choć jest bardzo dużo osób, które na określenie muzyka klasyczna, ta grana w filharmoniach, reagują gęsią skórą, jednak ją, tę straszną klasykę, lubią. A lubią, bo słyszeli gdzieś tam, bo im się szalenie podoba, bo…

Kto jest za to winien? Za tę niewiedzę? Winny jest polski system szkolnictwa, który z premedytacją wyrugował z kształcenia wszystkie, albo prawie wszystkie przedmioty odnoszące się do ogłady, najogólniej mówiąc. Bo znajomość kultury, w tym muzyki, sztuk plastycznych, obycia w teatrze czy filharmonii lub w klubach jazzowych, zaszczepianie konieczności bywania z własnego wyboru na wystawach, zaglądania na strony internetowe poświęcone kulturze, chodzenia do teatru, a nie tylko disco-polo, tu jako znak ogólnego trendu, który zamiast kultury proponuje papkę, została zaprzepaszczona, a to wszystko ogładą jest. Właśnie te lekcje zostały wyrugowane albo prawie wyrugowane.

I to jest, jak dla mnie, straszne. Uważam bowiem, że jeśli się komuś, kto z domu nie wyniósł takiej wiedzy, czy zachowań, nie otworzy możliwości poznania tej sfery, to on raczej sam z siebie tego nie zrobi. Dlaczego? Zwyczajnie trudne to jest. Potrzeba przewodnika. A tych, dzięki kosiarce, jaka przeszła przez narodowy system kształcenia, zwyczajnie w sferze publicznej brakuje. Brakuje nie dla tego, że ich nie ma, tych ludzi znaczy, przewodników. Brakuje ich, bo zwyczajnie nikt nie zatrudnia takich fachowców, bo nie ma godzin… Bo nie ma pieniędzy, bo coś tam. Straszne. Podobnie jest i ze sportem.

Powtórzę jak zacięta płyta. Tylko język, tylko kultura, tylko wrażliwość budowana zresztą przez kulturę podpartą wiedzą, są lepiszczem narodowym, w sensie takim, że to nas łączy, buduje wspólną platformę porozumienia, ale i otwiera na inne, na takie, którego dziś w Europie nie ma. Nie ma bowiem empatii wobec drugiego w potrzebie. Niemcy to właśnie mają, tę empatię. Pokazały to marsze solidarności z uchodźcami z Afryki Północnej. I choć Niemcy borykają się z nadmiarem uchodźców, to jednak zwykłych ludzi, zwykłych Niemców stać na marsze empatii. O czymś podobnym w rodzimym kraju moim nie słyszałam.

Przypomnę casus Iranu, który bez oglądania się na cokolwiek w latach II wojny światowej przyjął ogromną armię polskich uchodźców. Fakt, wyjechali z Iranu w drodze do ojczyzny. Ale schronienie było. I kto wie, czy ci uchodźcy po czasie odpoczynku, czasie złapania oddechu, nie chcieliby wrócić do siebie, do Palmyry, tak bezrozumnie i bestialsko zniszczonej przez ludzi, którym także nie dane było dowiedzieć się, że oprócz religii jest jeszcze coś więcej, owe wzorce kulturowe, których ktoś nauczyć musi i powinien. No cóż…

P.S. Sezon ruszył, więc warto zajrzeć do Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, bo tam w głównym holu wystawa „Odznaki turystyczne i kolekcjonerskie oraz pamiątki turystyczne” z kolekcji Władysława Pachowicza, cymes dla piechurów, górołazów turystycznych i innych plątających się po turystycznych ścieżkach. O 17.00 w MCK początek sezonu, w tym wystawa i koncert. Nie warto przegapić. A w Kinie Konesera w Heliosie film „Amy” – wstrząsający dokument o Amy Winehaus – nie powinni tego filmu przegapić zwłaszcza ci, co kochają Amy. A takich w mieście trochę jest.

P.S. 2. Dzięki programowi drugiemu Polskiego Radia posłuchałam sobie znów III Symfonii Pieśni Żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego. Koncert był z 6 grudnia 2013 roku, czyli z okazji 80. urodzin kompozytora, zagrała Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Tadeusza Strugały, a solistką była Ewa Vesin. Po wykonaniu tej kompozycji choćby przez Zofię Kilanowicz to kolejne moje spotkanie z tą muzyką. Przepiękne wykonanie. Potem była chwilka z muzyką Wojciecha Kilara i jego „Exodusem”. Znów, choć śladowo zabrzmiał góralski prym i sekund, choć bardzo śladowo, ale był. No i się wzruszyłam. Skrzydlate też…

P.S.3. http://www.echogorzowa.pl/news/16/prosto-z-miasta/2014-12-29/przeuroczy-gawedziarz-i-wspanialy-kompan-9881.html

To adres do tekstu o Zbigniewie Czarnuchu na naszym portalu. Zmieniło się od tego, krótkiego czasu jedno. Pan Leszek Kania jest dziś dyrektorem Muzeum Lubuskiego w Zielonej Górze, a dr Andrzej Toczewski jest na emeryturze, pracowitej, podobnie jak pan dr Włodzimierz Kwaśniewicz. No wszak wzorzec jest. Zbigniew Czarnuch się nazywa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x