Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Estery, Kiry, Rudolfa , 7 lipca 2025

Widziałam ślady armagedonu

2015-09-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Kiedy burmistrz Strzelec Krajeńskich Mateusz Feder pisał na swoim FB, że miasto i okolica po przejściu frontu burzowego w miniony wtorek wygląda okropnie, prawie jak po wojnie, nie zdawałam sobie sprawy, że rzeczywiście tam była wojna. Przeraziłam się mocno.

A było tak. Pojechaliśmy w znakomitym towarzystwie, bo takie ono jest, czyli z Naszą Chatą, żeby się poplątać w okolicy Drezdenka. I jak jechaliśmy ku miejscu startu, to nagle, za Zdroiskiem okolica znana i dobrze obłażona stała się kosmosem. I to tym ze złych snów. Dziesiątki, a właściwie setki drzew powalonych mocarną siłą tornada, albo innej mocy. Połamane na wysokości od pięciu do dziesięciu metrów. KOSZMAR. Bolało mnie serce. Tak w naszych warunkach wygląda armagedon. Przemiły pan kierowca dodał tylko, że już mocno posprzątali, ale wrażenie było straszne. A jak weszliśmy do lasu, to co i rusz widzieliśmy ślady tej straszliwej siły. Połamane jak zapałki drzewa, dziury wyżłobione przez chyba pędzącą z siłą wodospadu wodę. Koszmar. Szłam tamtędy, drogą, którą znam oraz lubię i natrętnie wracało do mnie jedno – myśl – zamordowaliśmy planetę. Zamordowaliśmy. A teraz Matka Natura pokazuje, że się na to nie godzi i dawaj, a co tam, a macie koszmar w postaci położonego lasu tak, że drewno się do niczego nie nada, a macie inne atrakcje. Szczęściem, koszmar nie dotknął rezerwatu Łubówko, przepięknego jeziorka o szmaragdowej toni. Bo tam akurat mało strat było. I tu malusia podpowiedź. Jesteście w okolicy Drezdenka, to ryźnijcie zobaczyć to jeziorko. Inaczej nazywa się ono Słonowskie. Cudna okolica, cudna kałuża, bo jeziorko naprawdę nieduże jest. Inne mniejsze, też w okolicy, nazywa się po prostu Jeziorko. Do obu iść trzeba pieszo, ale co może być piękniejszego, niż platanie się pieszo…

Do armagedonu wracam. Podobnie położony las, czyli drzewa połamane na wysokości 5-10 metrów widziałam też w okolicy Trzebiszewa, tej ważnej wsi, o której ważności już nikt prawie nie pamięta. Tam też ścisnęło mnie się serce i też znany krajobraz zamienił się w księżycowe kratery… Straszne. Miastu memu przysposobionemu też się mocno dostało. Ale z Matką Naturą nie dyskutuję, tym bardziej, że mam żadne przełożenie na zmiany.

Być może moje pięć centymetrów kwadratowych Lasu Deszczowego w Ameryce Południowej kiedyś komuś się przyda, aby powstrzymać wycinkę, bo jednak dwa drzewa, albo jedno i pół moje jest i nie wolno go nigdy ruszyć… Nigdy. Oby.

A teraz z innego kątka. Bartek Zmarzlik jest w stałym cyrku Grand Prix na żużlu. Gratulacje wielkie. Zasłużył na to, na stałą obecność w rozgrywce 2016. Będę oglądać i kciuki mocno trzymać, bo za Stalą zawsze, choć w GP stalowcy pod narodową barwą jeżdżą. Ale jak się stalowcy pod taśmą na GP ustawiają, to my kibice typujemy jak na lidze, czyli 5 do 1 dla Stali, 4 do 2 dla Stali, albo i no cóż… Przegraliśmy. Taki styl.

Bartek Zmarzlik, największy talent polskiego żużla, na dziś zawodnik Stali i daj panie Boże, aby jak najdłużej, wjechał w cyrk GP. No i teraz pozostaje mnie jedno – optowanie za tym, aby jednak cyrk GP zagościł w mieście na siedmiu wzgórzach na kolejne sezony. Bo kto i gdzie będzie mu tak dopingować, jak my tutaj. Optować, ale nie bezrozumnie, optować za tym, żeby GP tu zostało. Oczywiście nie za taką kasę, jak wcześniej, ale jednak. Bo GP chyba jednak się sprawdziło. Spotkałam bowiem kibiców z Anglii, którzy dobrze się bawili w G., i którzy mówili – No do twego miasta to my kolejny raz zajechaliśmy. I chcielibyśmy nadal, bo tu jednak jest fajnie. Dziwne, ale jednak tak było…

A skoro teraz Bartek już nie musi walczyć o dziką kartę, tylko jest w regularnej rozgrywce, to negocjować z BSI trzeba. Bo jakoś sobie nie wyobrażam, że tu rozgrywki nie będzie. To tak pod rozwagę….

No i z kolejnego kątka. Rozkręca nam się sezon artystyczny. Ja tylko uprzejmie informuję, że na weekend szykuje się wiele atrakcji. Znów trzeba będzie rzucać łodygami krwawnika albo monetami, aby się na coś zdecydować i wybrać. No i świetnie. Tak ma być, bo przecz w końcu to jednak trochę duże miasto jest.

P.S. W domu też coś na kształt armagedonu – Ty sobie poszłaś do Rezerwatu Łubówko znów i nie powiedziałaś, że tam idziesz… My tu ogony prasowałyśmy na otwarcie sezonu, a ty tam, do tego ślicznego jeziorka znów poszłaś i nas nie zabrałaś… Wprowadzamy się i nie chcemy cię znać – taki wrzask w domu był, jak wróciłam. No cóż, usłyszałam, ale chyba przeżyję… One też, bo jakoś jednak walizek nie widać. Jedna, szpieg zezujący, poinformowała mnie tylko, że Łubówko to takie miejsce, że nawet w ulewie albo w mrozie, lub w morderczym upale jest takim, do którego chce się wracać i nawet słuchanie klasyki z moich płytek tego nie zrównoważy. Dziwne. Ale niech będzie. Nie wyprowadzają się i zostają. Boję się myśleć o sezonie w FG. Bo tam też szykuje się wojna. Zwłaszcza jeśli chodzi o „Obrazki z wystawy” Modesta Musorgskiego w stroju na orkiestrę. A ma być. Oraz kilka innych, ale nie piszę więcej, bo ta jedna zezująca, szpieg znaczy, sprawdza o czym ja…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x