Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Arnolda, Edgara, Elżbiety , 8 lipca 2025

No i znów mnie z lekka zatelepało

2015-09-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

A to przez kolejną nalepkę na mojej bramie, która informuje mnie i innych mieszkańców, że ktoś tam będzie zbierał coś tam.

I nie jest istotne, kto oraz co będzie zbierał. Sam fakt mnie denerwuje. Nie jestem przeciwnikiem pomocy komukolwiek, ale jestem przeciwnikiem niszczenia wszystkiego, a zwłaszcza tego, co do kogo nie należy. Tak się składa, że brama nie należy do nikogo innego, tylko w kawałeczku do mnie, w innych kawałeczkach do moich sąsiadów, a w dużym kawałku do Administracji Domów Mieszkalnych. To my zapłaciliśmy przed laty za bramy renowację i ktoś nam ją zniszczył. Zupełnie niedawno zapłaciliśmy kolejny raz za jej odnowienie, przy okazji remontu klatki schodowej to było.

A tu masz ci babo placek. Znów ktoś coś nam na niej nalepia. I z tymi nalepiankami jest tak, że nalepiający stosują jakieś megamaksmocne przyklejadełka, po których zostają ślady nie do usunięcia. I znów za chwilkę niewielką dość pieczołowicie odnowione odrzwia będą wyglądać jak wejście do jakiego slumsu, a nie do szacownej kamienicy, w której ktoś się stara cały czas, aby coraz ona ładniejsza była. Ładniejsza, znaczy z mozołem, za bardzo duży grosz remontowana. Za bardzo duży grosz…

Przecież jak już ktoś koniecznie chce powiesić jakąś informację, to niech zastosuje lekki plaster lekarski, są już takie, które nie zostawiają śladów, albo taśmy papierowe, też są. A tak, no ręce opadają, znów będzie coś okropnego. Ja wiem, że to drobiazg, ale jakby się tak rozejrzeć, to takich drobiazgów jest coraz więcej i właśnie one - drobiazg do drobiazgu nagle składają się na całkiem potężny problem, który ma dwa aspekty. Jeden to zaśmiecanie przestrzeni publicznej, a drugi to wandalizm, który nas otacza z każdej strony. Wandalizm, bo każda niepożądana ingerencja w prywatną własność jest wandalizmem przekładającym się na niszczenie i narażanie na kolejne wydatki właścicieli.

Dlatego zwyczajnie szlag mnie trafia, kiedy coś takiego widzę. I dlatego szlag mnie, ale i mojego przemiłego znajomego trafił onegdaj wczoraj późnym popołudniem, kiedy szliśmy wolnym krokiem do Heliosa na film, zresztą znakomity. Przechodziliśmy koło pancernego ogrodzenia AWF. Przemiły zwrócił mi uwagę – No zobacz. Ledwo oddali, a już jacyś debile pomazali to ogrodzenie. I wiesz, lubię ten sport, każdy zresztą, ale tego nienawidzę – perorował znajomy. Rzadko zresztą peroruje. Chodziło o hasełka miłości do klubu A mnie po prostu cholera jasna zatrzęsła.

No jak można. No jak można coś takiego zrobić. Napaciać na nowiutkim, nie jest ważne, że pancernym, ale jednak nowiutkim murze cokolwiek. No jak to miasto ma być piękne i wielkie, skoro przez takie paciające łapy stale sytuuje się na poziomie kurnika.

I tak po prawdzie to współczuję AWF, że i z takim wandalstwem będzie się musiał zmierzyć. Bo płaszcze antygraffiti są szalenie drogie, ale chyba wyjścia nie będzie i uczelnia będzie musiała w płaszcz zainwestować.

Nie powiem, jaką karę stosowałabym za takie rzeczy, bo w cywilizowanym portalu zwyczajnie nie uchodzi. Myślę, że zmodyfikowany do współczesnych wymogów kodeks Hammurabiego byłby tu adekwatny. No cóż…

A teraz z innego, przyjemniejszego kątka, choć nie z lokalnego podwórka. Muzeum Twierdzy Kostrzyn remontuje mur kurtynowy (tłumaczyć, co to kurtyna jest, nie będę, bo się zakałapućkam w szczegółach, a taki Paweł Rychterski potem mnie publicznie obśmieje, a ja nie lubię się czuć zażenowana) między bastionem Król a Bramą Berlińską. To fajna informacja dnia. Bo dzięki temu jedno z najbardziej oryginalnych miejsc w regionie jest coraz bardziej zadbane.

Inna rzecz, że dyrekcja muzeum w tym roku miała cały czas urwanie głowy. Niski, wybitnie niski stan Odry sprawił, że co chwila musieli przyjeżdżać do miasta margrabiego Jana i Katarzyny Brunszwickiej saperzy, bo co chwileńkę ktoś jakiś złom znajdował, głównie śmiercionośny z czasów II wojny światowej. Wojny, która ostatecznie i nieodwołalnie twierdzę i Stare Miasto w perzynę i nice zamieniła. Zdarzyły się też i inne znaleziska. Jak choćby kołki, które z wody wylazły, co to też bardzo ważnym odkryciem archeologicznym mogły być, bo mogła to być średniowieczna palisada, albo cokolwiek innego. No jednym słowem, ambaras wielki.

I w tym właśnie ambarasie jeszcze ten remont. Ja tam się cieszę, kiedy zabytki, a w dodatku takie, są remontowane. Bo jak tu nie dbać o twierdzę…, znaczy ten relikt? No jak?

Władze miasta widzą konieczność zadbania o najważniejszy zabytek w mieście i robią wszystko, aby tak się działo. Trzymam kciuki, bo twierdza to jedno z moich najbardziej ulubionych miejsc na ziemi jest. Właśnie kostrzyńska twierdza i każdego znajomego siłą lub polubownie tam zaciągam, a potem słyszę – Ochwat, miałaś genialny pomysł, żeby tu. A jak dodać Słońsk, Krzeszyce, Amerykę nad Wartą, Dąbroszyn, to wrażeń moc się zbiera. No mamy perełeczkę, mamy i to tak niedaleko od nas, znaczy od miasta na siedmiu wzgórzach, co lubi myśleć o sobie, że metropolią jest. No cóż.

P.S. Miało nie być, ale sprowokowała mnie dyskusja z przemiłym, jak się co pisze oraz to, co zobaczyłam w ważnym portalu internetowym.

Przemiły pytał o właściwą odmianę nazwy miejscowej obcej, znaczy spoza kraju między rzekami dwoma z cezurą tej trzeciej pośrodku. A portal zastosował pisownię „10-te”.

Nie ma takich mistrzów, którzy by nie popełniali błędów. Jeśli chodzi o odmiany nazw miejscowych, zwłaszcza obcych, trochę skomplikowany to problem jest. Odsyłam do słowników.

Natomiast jeśli chodzi o liczebniki, to nie ma zmiłuj. Piszemy: 10. urodzin, 10. rocznica, 580. rocznica założenia miasta (to za chwilkę będzie), ale I stopnia i tak dalej. Nie stosujemy innych zapisów. I znów wyjątek: Aleja 3 Maja, aleja 11 Listopada. I w podobie tak, a nie inaczej.

Słówko wyjaśnienia się należy. Co jakiś czas Rada Języka Polskiego – najwyższe gremium dotyczące poprawności zapisów mowy ojczystej zmienia zasady. Upraszcza, precyzuje na okoliczność zmian w potocznej polszczyźnie. Nikt szczególnie jakoś tych zmian nie śledzi, może poza kółkiem korektorów i szalonych ortografów, ale one są. Zachodzą i wypadałoby je znać.

Powtórzę, mistrzów, którzy nie popełniają błędów, nie ma, lub są nieliczni. Ale naprawdę pisownia niekanoniczna liczebników porządkowych jest troszeńkę obciachowa – mówiąc slangiem. Zawsze można zajrzeć do słowników poprawnościowych albo zapytać.

Inna rzecz, że narzecze nasze narodowe jest trudne w mowie, szalenie zawikłane w odmianach, okropecznie trudne w ortografii. Rządzi się zasadą – wyjątek od wyjątku, choć reguła też jest, ale milion wyjątków od niej również jest. Niezmiennym jednak pozostaje, że mówimy i piszemy wziąć – a nie jak chce pewna pani profesor – wziąść, lub też wyłączamy, a nie wyłanczamy, jak chcą reklamy. I tego się przynajmniej na razie trzymajmy.

P.S. 2. Myślę, że ojciec polszczyzny pisanej, Mikołaj Rej z Nagłowic, ten od historycznego stwierdzenia, że: „A niechaj to narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”, też miałby dziś nie lada zagwozdkę i ból głowy ze współczesną mową narodową w piśmie, ale i w fonetyce także. No cóż. Słowniki czytać trzeba. Rzadko kto zdaje sobie sprawę, że to naprawdę może być i jest zajmująca lektura. Nie przymierzając, jak jaki dobry kryminał, ale nie ta czwarta, przyszywana część „Millenium” Stiega Larssona, napisana inną ręką.

P.S. 3. Przepraszam za dość długą egzegezę, ale po prawdzie słowniki poprawnościowe to długa półka jest. Ale sprowokowana zostałam. Amen i niech będzie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x