2015-09-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Trzeba było aż nawałnicy, aby lasy zamknęły wstęp do swoich zasobów. Akurat w tym przypadku przyklaskuję. Byłam, widziałam i w pełni się zgadzam.
Pozostałości po armagedonie z ubiegłego tygodnia oglądałam na osobiste, ślepawe nieco, oczka w ubiegły weekend. Najpierw w lasach wokół miasteczka w widłach Obry i Warty, a potem wokół miasta burmistrza Mateusza – Strzelce Krajeńskie znaczy. No i po prawdzie, tam, w tym drugim miejscu było cokolwiek straszniej. Zwyczajnie bolało mnie serce. Bo zawsze tak jest, kiedy widzę zniszczenia uczynione przyrodzie ręką ludzką, co częściej, albo siłami natury, co rzadziej. Z tymi pierwszymi można dyskutować, z tymi drugimi nie sposób. A trzeba zauważyć, że te drugie w tym roku były straszliwe. Najpierw afrykańska susza i zero szans na grzyby, potem ta okropna nawałnica.
Ja podczas tego armagedonu, który się rozgrywał w mieście nad trzema rzekami oraz w okolicy, siedziałam w najciemniejszym z ciemnych kątków mego domu, czyli w przedpokoju, żeby tych przerażających błyskawic nie widzieć. A potem zawiało mnie do lasu i tu już było straszliwie strasznie. I wcale się nie dziwię, że leśnicy zamknęli przestrzeń w trzech nadleśnictwach, czyli w skwierzyńskim, strzeleckim i karwieńskim. Zwyczajnie potrzebują więcej czasu, aby posprzątać. Inna rzecz, co zrobią z tym drewnem, co to do niczego innego się nie nadaje, chyba tylko do spalenia. W kominkach dla przykładu.
Ale naprawdę tam niebezpiecznie jest, w tych naszych lasach tuż pod miastem na siedmiu wzgórzach. Bo zwyczajnie coś się może na głowę obalić, i to w najmniej spodziewanym momencie. A po co potem karetkę wzywać i czuć się zażenowanym, że się komunikatu wyraźnego w ojczystym narzeczu nie rozumiało? No po co?
Bo tak po prawdzie do lasu to teraz po nic, poza przyjemnością łażenie po nim, można się wyprawić. Grzybów żadnych niet, nawet trujących nie ma. Jagód już też nie. Jeżyny można znaleźć na przydrożnych pagórkach, do lasu nie trzeba się po nie wyprawiać. Dlatego więc myślę, że należy i wręcz trzeba bardzo serio ten zakaz potraktować. Minie jakaś chwila niedługa i znów będzie można do woli łazić po lesie. Może w międzyczasie jakieś zjadliwe grzybki urosną i będziemy się dzielić przepisami na smakowite jedzenie grzybowe… Oby.
My, ludzia Naszej Chaty dlatego w niedzielę wyprawiamy się do Drawieńskiego Parku Narodowego. Co prawda, jak nasza pani prezes wyjazd projektowała, to nie było zakazów. Tak więc przez przypadek nakazowi się podporządkowujemy i jedziemy tam, gdzie można się szwendać. I do tej szwendaczki (mówiąc językiem śp. Kazimierza Furmana) z nami namawiam. Bo po prawdzie w piękną krainę się wyprawiamy. Jak kto chce wiedzieć więcej, to niech zajrzy na stronę parku, a potem w te dyrdy się z nami wybiera. Zresztą z innymi klubami pieszymi z naszego miasta też warto ruszyć na szlaki. Każdy idzie fajną drogą. Warto te ścieżki poznawać.
A teraz z innego kątka. Kulturalnego, ale i politycznego, choć odległego od nas, znaczy od miasta na siedmiu wzgórzach. Co nie oznacza, że nas niedotyczącego. Z olbrzymią bowiem satysfakcją odnotowałam, że stołeczny Teatr Powszechny wycofał się z debaty o uchodźcach, imigrantach, w której mieli wziąć udział panowie Krzysztof Bosak i Janusz Korwin-Mikke.
To pierwsza bardzo poważna instytucja kulturalna, która nie zgodziła się na język nienawiści i ksenofobii w swoich murach. Jak tłumaczy Paweł Sztabrowski, wicedyrektor Powszechnego, teatr nie może się zgodzić na uczestnictwo w debacie oksfordzkiej ludzi, którzy posługują się takim językiem, jakim operują wyżej wymienieni panowie dwaj. Także stołeczna Cafe Kultura z tego samego powodu nie zgodziła się na urządzenie tejże debaty u siebie.
No nareszcie w tym zalewie chamstwa, ksenofobii, uprzedzeń, nienawiści, półprawd i czasami kłamstwa zwykłego jest światełko. Znak prosty, że w przestrzeni publicznej, w instytucjach, które dbają o swój wizerunek, na taką retorykę, na taką frazę miejsca nie ma.
Boję się, że taka postawa w niedalekiej przyszłości, którą czarno widzę, straszliwie się zemści. Taka to narodowa polska przywara. Bo cały czas nie potrafimy w wyważony sposób dyskutować o ważkich problemach. Cały czas, od Sejmu Wielkiego, jest jazda po bandzie.
A przecież w obecnych warunkach, w czasie olbrzymiej migracji ludów tylko wyważone racje są potrzebne. Dobrze byłoby, aby emocje odłożyć, przymiotniki z mowy wyrzucić i zastanowić się, co dalej. Bo dalej jawi się raczej okropnie. Same przymiotniki nam zostaną, a to już będzie koniec i tragedia. No cóż.
P.S. Dziś natłok imprez wszelakich jest, ale jak się zastanowić, co mnie uświadomił Marian Łazarski, to na większość imprez się zdąży. Rozkład jazdy w naszej zakładce Kultura można znaleźć. Zaplanować tylko trzeba logistykę i dobrze będzie. Wszędzie się zdąży
P.S. 2. Jaka szkoda, że nigdzie w polskich mediach nie ma pokazów pływania synchronicznego, aż w youtube trzeba szukać. A oglądać jest co, ot choćby od samego stylu prezentacji poszczególnych ekip na nabrzeżu basenu, po te sztuki wyczyniane tam w basenie. No cóż, raju nie ma, pozostaje youtube.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.