Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2025

O radości podróżowania po raz kolejny

2015-10-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nie raz i nie dwa pisałam o tym, że podróżowanie, nie jest ważne daleko czy blisko, rozszerza horyzonty. Oraz o tym, że coraz więcej gorzowian wybiera alternatywne sposoby, aby coś poznać i czegoś doświadczyć.

Pisałam już o tym, że gorzowianie potrafią się zorganizować w grupy i wybierają się w znane i nieznane strony. I robią to po minimalnych kosztach. Otóż w sobotę dane mnie było poznać kolejną taką grupę.

A było tak. Jakiś czas temu jeden z moich przemiłych znajomych poszedł ze mną w szlak, który bardzo lubię. Bo z Dąbroszyna do Kostrzyna – pieszkom jest równiutkie 15 km. Ja tam dużo, jako ten guide rozgadany, gadałam, o ziemi, po której idziemy, o rzeczach, które widzimy, no i nie da się ukryć, głównie o ukochanym władcy Fryderyku II Wielkim, bo tam mnóstwo śladów po nim jest. No i widać się spodobało, bo zostałam zaproszona na wyprawę jego, znaczy przemiłego znajomego i jego kółka znajomych, do Poczdamu… Do tego pięknego miejsca.

Pojechaliśmy więc, przemiłego stała ekipa, ja i moje dwie przyjaciółki, bo dla nich miejsce się też znalazło. Poznałam więc kolejne kółko znajomych, którzy w taki sposób podróżują. Niespiesznie, ale za to w świetny sposób. Trafiają do ciekawych miejsc. Lubią to i są otwarci na nowe tropy.

Jako guide nie sprawdziłam się tylko w tym momencie, kiedy szukaliśmy parkingu przy porcie białej floty, bo zamiast od razu powiedzieć, że tam bezpośrednio nie dojedziemy, albo dojedziemy, klucząc… Pojechaliśmy na drugi, już berliński brzeg Haweli, i trochę kluczyliśmy. Straciliśmy rezerwację na statku, co nam zresztą na dobre wyszło, ale więcej za niedługi czas w zakładce Na szlaku będzie.

W każdym razie kolejny już raz się przekonałam, że ci, co lubią się szwendać, mają coś takiego, że człowiekowi robi się miło na duszy. Bo, że powtórzę, są otwarci, bo interesuje ich inne, bo rozumieją fisie, dla przykładu mój na punkcie FIIW. No i są przyjaźni.

Tak więc w mieście nad trzema rzekami jest coraz więcej tych, którzy organizują się w znajomościowe grupy i dawaj, w świat daleki i bliski, ale w świat ciekawy.

I to jest niezbywalna wartość, jaką dało nam członkostwo w UE. Że jak nam się zamarzy ryznąć do Poczdamu, albo Frankfurtu tego bliskiego, to możemy. Nie ma granic. Jest za to poczucie, że Europa to jeden wielki – mały świat, do którego należymy. My w Poczdamie oglądaliśmy lokalny Oktober Fest. No bardziej to ludzi w stylizowanych na bawarskie kostiumy ludowe niż fest, ale jednak. I tak się rozmarzyliśmy, że może za czas jakiś ryznęlibyśmy do Bawarii. To też jest ciekawe doświadczenie… Zjeść tam golonkę i napić się piwa w Monachium to doświadczenie jedyne jest. Bo to prawda.

Może się wybierzemy, może w tej, a może w innych konstelacjach podróżowania w taki, a nie inny sposób, ale zawsze. Bo można, a ludzie z miasta nad trzema rzekami to robią. Puentując, czas był rewelacyjny, wycieczka znakomita. Pyrki na grobie FIIW zostały przez mnie osobiście położone od całej wycieczki. Sztuk pyrek dwa. Bo jednak nas tam trochę było. Wiatrak jak mielił, tak mieli i klekocze. Świat jest na swoim miejscu. Dziękuję przemiłemu…

A teraz o podróżowaniu ciąg dalszy, ale nieco z innej strony. Byłam w mieście z Paklicą i Obrą. To nie była wesoła, turystyczna wizyta. Byłam w każdym razie. I nagle moje z lekką ślepe oko zauważyło kamień, który nagle się pojawił tuż obok starego i kompletnie zapomnianego cmentarza żołnierzy Armii Czerwonej, dość zresztą opuszczonego, dodam. Pomyślałam, muszę zobaczyć. I jak wracałam z miasta do miasteczka w widłach Obry i Warty, zatrzymaliśmy się tam na chwilkę, obok tej nekropolii. Podeszłam do kamienia. I zaszkliły się oczy. Bo kamień ni mniej, ni więcej postawiono na pamięć żydowskiego kirkutu, który nie tam dokładnie był, ale w nieodległej okolicy. Zdewastowany i zapomniany. Wiem, czyje troskliwe ręce i czyje uparte działania doprowadziły do tego, aby w tak symboliczny sposób upamiętnić wielką gminę, jaka tam od czasów Piastów do nocy kryształowej istniała. Zrobiłam zdjęcia, położyłam kamyk na pomniku, bo za macewę go poczytuję. I byłam oraz jestem szczęśliwa. A moje szczęście wzrosło, bo kiedy tam byłam przez dwie lub trzy minuty, to przyjechali na rowerach jacyś ludzie i też dobrze komentowali. Znaczy naród ostatecznie nie ogłupiał, nie poddaje się praniu mózgu i ceni to, że czyjeś troskliwe ręce dbają o pamięć po narodzie, który decyzją obłąkanego diabła w ludzkiej skórze, któremu odmawiam miana człowieka niemal prawie zniknął z powierzchni Europy.

Panie Andrzeju, zwyczajnie dziękuję.

P.S. Rodzina moja tylko zapytała – czemu położyłaś kamień na tablicy? Odparłam, bo tak trzeba.

Ps. 2. Zmarł pan Franciszek Walicki – ojciec polskiego rocka. Miał 94 lata. Będę pamiętać. Ludzie odchodzą, taka prawda. Ale niektórych raczej nie można zastąpić… Będę pamiętać.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x