2015-10-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Szukam pewnej osoby. I im dłużej szukam, to coraz częściej natykam się na problemy. I wychodzi mnie na jedno – nie jest prawdą to, co mówi nowa ewangelia współczesnego świata.
Nowa ewangelia współczesnego świata stanowi tak: jak cię nie ma w Internecie, to nie ma cię wcale. Nie żyjesz, lub też nie żyłeś. Bo w Necie jest wszystko. Tak przynajmniej myśli bardzo wielu, ba wielu, niemal wszyscy. W Necie winno być wszystko. A jednak nie ma.
Szukam pewnej pani, żyła dawno, ze sto i może i nieco więcej lat temu. Mieszkała w wielkim i pięknym mieście. Są po niej ślady. Ale za chińskiego boga i mego dżina z lampy Alladyna, nie mogę nic w Necie znaleźć. Za każdym razem ślepy tor. Za każdym razem trafiam na inną osobę. A wiem na pewno, że żyła, że była ważna, bo mam materialne ślady jej istnienia.
Wczoraj od miłej bardzo pani z Muzeum Narodowego w Krakowie usłyszałam, no jest problem. Bo pani zna te same tropy, co ja w tej chwili. I obie jesteśmy w kropce. Rosyjskie archiwa to straszliwie nieruchliwe instytucje są, zwłaszcza jak się do nich pisze prośbę o pomoc. Ja w narzeczu Puszkina to raczej niet, a właściwie wcale niet. Najlepiej mi wychodzi w narzeczu rodzimym, odrobineczkę w narzeczu Szekspira też mogę. Ale jak się okazuje, do rosyjskich archiwów to trzeba w ichnim pisać. I nadal jestem na początku drogi.
Jak pisałam jakiś czas temu, w 2008 roku, tekst o plastycznych wizerunkach bitwy pod Sarbinowem, tej tu niedaleko nas, też tak miałam. Pisałam prośby do rosyjskich muzeów i też trafiałam na ścianę. Nie było odpowiedzi. Jakoś dałam radę jednak. Bo plastyczne wizerunki tej bitwy w polskim wydaniu były i są dwa, czyli Wojciech Kossak i Daniel Chodowiecki. Dałam wówczas radę.
Tym razem jednak nie, zwyczajnie nie daję. A dama poszukiwana przez mnie coraz bardziej mnie uwodzi. Coraz mocniej chcę się dowiedzieć, kiedy i gdzie się urodziła – tu mam trop, jakie studia skończyła, tu mam wątpliwy trop. I gdzie dziś spoczywają jej szczątki – tu mam domniemanie. I żeby nie było, że po próżnicy jęzor sobie strzępię. Owa poszukiwana przeze mnie dama ma bardzo odległe konotacje z miastem nad trzema rzekami. Ma. I jeśli ktoś ma myki na rosyjskie archiwa i zechce się podzielić, wdzięczna będę. Bo choć, jak stanowi nowa ewangelia naszych czasów, skoro w Necie ciebie nie ma, to nie istniejesz, jednak to nie jest to do końca prawda. Szukam pewnej pani…
A teraz z innej mańki. Bo mańka tu pasuje nad wyraz. Trwa sezon transferów żużlowych. Już wiadomo, że Nicki Pedersen zostaje w Lesznie. Nie dziwię się klubowi. Kibicom współczuję, bo Nickiego jakoś nikt nie lubi, za różne rzeczy, choć zawodnikiem jest dobrym. Świetnym nawet, ale ja i nie tylko ja, jakoś go nie lubimy.
U nas natomiast zaczęło się tango z kapitanem Stali Krzysztofem Kasprzakiem. Kapitan stawia warunki, klub też stawia. Ja jako kibic powiem jedno. Chciałabym bardzo, żeby Stal podpisała kontrakt z Nielsem Kristianem Iversenem, bo Bartek Zmarzlik pozostaje poza sporem – ile zechce, tyle mu klub powinien zapłacić. Sezon miał bowiem bajeczny i klub uratował przed spadkiem. Niels Kristian też ratował honor klubu.
Co do Krzysztofa Kasprzaka. Nie rozumiem, co się stało. Wicemistrz świata, a w minionym sezonie w lidze może w całości z 40 punktów uzbierał? Wszystkich w całości… Co jest? Chciałabym, aby został w Stali i jednak pokazał, że jest dobrym zawodnikiem, ale rozumiem klub, że nie chce płacić gwiazdorskiego kontraktu, bo zwyczajnie za miniony sezon się nie należy. Inna rzecz jest też i taka, jak nie w Stali pan Kasprzak będzie jeździł, to gdzie? Może w Grudziądzu, a może w mojej ulubionej Wandzi Kraków, która jest na przedostatnim miejscu w tabeli II ligi. Szczęściem nie na ostatnim. No jest jeszcze Start Gniezno. Ostatnie miejsce w tabeli. Ale myślę, że zawodnik z tytułem wicemistrza świata w indywidualnej rozgrywce chyba jednak tam nie chce. Ciekawe, co się wydarzy. W każdym razie obserwuję i czekam. Karnet i tak kupię, bo jakoś tak mam, że żużel lubię. No cóż.
Wiem, że to trudno niektórym pojąć, ale z fisiami się nie dyskutuje. Jak z miłością do Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna. Inna rzecz, że obchodzimy w tym roku 600 rocznicę obecności domu Hohenzollern w Berlinie, a fiesty nie ma. No i szkoda.
No i z kolejnego kątka. Już wiem, że mądrzy w tym mieście wiedzą, że jeżeli się zawali kamienica przy Łokietka 17, wpisana zresztą do rejestru zabytków, to zawali się cała pierzeja północno-zachodniego kątka tej ulicy. Kamienicy niewiele brakuje, aby tak się stało. Jak się będzie walić, to przemiły znajomy, nie jeden tak po prawdzie, będzie patrzył na tę katastrofę – taką przepiękną, jak chce Grek Zorba. Przepiękna to ona będzie tylko w tematach filmowych. W rzeczywistości to będzie dramat i tragedia.
I jaki żal, że polskie prawo jest takie, a nie inne. Że dopuszcza do takich sytuacji. Mnie zwyczajnie serce boli, kiedy na to patrzę. Bo nomen omen to jednak cały czas jeden z najpiękniejszych kawałków Nowego Miasta jest. Nawet z tą totalnie zaniedbaną kamienicą. Ale właśnie ten skwer i okolica, to kiedyś najlepsze adresy w Landsbergu były, nie przymierzając, jak dziś Oranżeria w Poczdamie. Niemcy uratowali swoje najlepsze adresy. Pora na miasto na siedmiu wzgórzach. Też powinno uratować swoje najlepsze adresy – meldunki.
P.S. Dziś o 19.00 w porcie rzecznym Król. Znaczy Błażej Król o 19.00 koncert daje. Ja tam się wybieram z herbatą z rumem w termosie oraz z kocem, żeby mnie zimno mocarnie nie było. Jak kto nie wie, jak tam się wybrać, to podpowiadam. Można pieszo. Trzeba pójść Wałem Okrężnym, minąć opuszczony i pozostawiony sobie samemu zameczek zawarciański, czyli śliczną willę Hermanna Pauckscha, były Grodzki Dom Kultury, pójść dalej betonką pod mostem Lubuskim, droga sama zawiedzie. I tam Króla posłuchamy. Można też samochodem, ale dojeżdża się od ulicy Owczej. Można też dojechać od mostu na Kanale Ulgi. Tam jest zjazd przed do Wału. Dotrzeć można. Ja, że powtórzę, zabieram termos z herbatą z rumem oraz gorzką czekoladę z pomarańczą. A co inni? Przekonamy się wieczorem.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.