2015-11-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Właśnie dziś o 10.00 zacznie się kolejna akcja społecznego sprzątania Cmentarza Świętokrzyskiego. Super. Ale akcje nie załatwią problemu.
Apel o sprzątanie wystosowali panowie Sebastian Pieńkowski i Robert Jałowy. Nie pierwszy raz zresztą. Akcja szczytną jest. Gdyby nie fakt, że mnie zwyczajnie z ważnych przyczyn w weekendy w mieście nie ma, sama bym tam poleciała w te dyrdy, żeby wspomóc.
Ale myślę sobie, że nie powinno chodzić o akcję, nie w przypadku tej nekropolii. Jak zacięta płyta powtórzę i powtarzać za każdym razem będę, że tu nie powinno być akcji. Tu powinien być plan, długofalowy, konsekwentny plan, raz – uporządkowania nekropolii, dwa – dbania o nią. Plan, który pokaże, skąd wziąć pieniądze, plan, w którym znajdą się też i te miejskie grosze, bo takie powinny być na utrzymanie cmentarza – zabytku. I zwyczajnie głucha i ślepa (a o to nie jest trudno) jestem na argumenty – to katolicka nekropolia, wyznaniowa, parafialna, więc niech parafia się o cmentarz martwi. No nie, to błędna argumentacja.
A dlaczego tak myślę? Ano z prostego powodu. Ciągle podnosimy, że na Ukrainie i na Litwie nasze ważne nekropolie zaniedbane były i trzeba było wiele wody w rzekach innych, aby sytuacja się uprościła.
W końcu one tam na Kresach zadbane są, w jakimś sensie. Ale są. Narodowe plucie jadem oraz działania korpusu dyplomatycznego pomogło. Już wielkim wstydem ze łzami w oczach nie jest wejście na Łyczaków, podobnie jak i na Rossę. I wszyscy się cieszymy, że się udało.
Jednak sami jednocześnie nie potrafimy zadbać o nasze…
I nie mam na myśli cmentarzy poniemieckich, zdewastowanych i okradzionych, szczęściem, dzięki Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie jakoś ostatnio upamiętnionych. Mam na myśli Cmentarz Świętokrzyski, tu w mieście nad trzema rzekami, zabytkową nekropolię leżącą w centrum miasta. Wawrzyńcowi Zielińskiemu się chce dwa razy do roku cmentarz wykosić i posprzątać. Radnym się chce zwołać akcję – sprzątamy.
A mnie się chce powiedzieć i zaakcentować jedno. To miejsce pamięci, miejsce ważne dla polskiej historii tego miasta (choć nie lubię wielkich słów, ale czasem trzeba, mam na myśli przymiotnik polski). To takie miejsce, o którym władze miasta powinny pomyśleć nieco inaczej, tak, aby znaleźć rozwiązanie i wesprzeć parafię w jej administrowaniu i utrzymaniu. I choć może porównanie jest zbyt duże, to Cmentarz Świętokrzyski ma jednak takie samo znaczenie jak Rossa czy Łyczaków. O Monte Cassino nie piszę, bo tam wszystko jest w najlepszym porządku. O paru innych cmentarzach historycznych polskich w Europie też nie, bo tam klar i porządek panuje. Komuś się chce.
Dzięki za akcje, ale może czas najwyższy przejść od akcji do pragmatyzmu. Do planu, do stworzenia takiego narzędzia, że już nie będzie potrzeba akcji. Akcja wówczas przekuje się w ważny i niezmiernie ceniony dodatek. Taki, bez którego trudno sobie będzie wyobrazić 1 i 2 listopada. Ale jednak dodatek.
Powtórzę, pragmatyczne podejście do tego miejsca. Zachwycającego i pięknego, oraz takiego, które jest nośnikiem pamięci. Pamięci o Polakach (kolejne wielkie słowo, a nie lubię), którzy przyjeżdżali do tego miasta za jego niemieckiej historii –za pracą i tu zostawali, bo mieli tu kościół, o Polakach, którzy tu po II wojnie zamieszkali i tu umarli, są pochowani a ich potomkowie do dziś żyją.
Nie przemawia do mnie argument, że to parafialna nekropolia i miastu nic do niej. Bo jak najbardziej miastu, magistratowi powinno być jak najbardziej do niej. Bo trzeba się szybko dogadać z parafią, a jak potrzeba będzie, to z diecezją i wspólnym, powtórzę, wspólnym wysiłkiem osiągnąć consensus. Taki, który sprawi, że w mieście na siedmiu wzgórzach będziemy mieli naszą lokalną nekropolię typu Père-Lachaise. Miejsce, które stać się powinno perełką, taką, którą będziemy się szczycić.
A wówczas, że powtórzę, akcje radnych będą tylko wisienką, oczekiwaną wisienką. Panowie radni, wszystko w waszych rękach, bo wy tak naprawdę macie władzę. To wy decydujecie. To wy możecie sprawić, że obie strony się dogadają – kościelna i miejska. I nastąpić to może ku chwale nas wszystkich, nas tu mieszkających, nas różnej wiary, nas obywateli, nas zatroskanych o zabytki zwykłych ludzi.
P.S. Miało oczywiście być o czym innym, ale wyszło jak zwykle, czyli inaczej. Bo jak miałam pisać o płoszczadzi pomalowanej obok domu? Świętokrzyski ważniejszy jest. O kirkucie landsberskim nie piszę. Bo to zwyczajny wstyd jest. W malusim miasteczku obok miasta jest też kirkut. Tam sobie pojadę i nie będę przełykać gorzkich pigułek wstydu. Tam się udało. Komuś zechciał się zadbać, a małe miasto powoduje, że nie ma dewastacji cmentarza. A jak zechcę poczuć się maksymalnie źle, to pojadę do Międzyrzecza i pójdę na cmentarz komunalny. Do kwatery pacjentów szpitala psychiatrycznego. Zresztą w mieście na siedmiu wzgórzach też taki znajdę… No cóż.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.