2015-12-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie uwierzyłam, więc poszłam sprawdzić. No tak, zamiast Motyla mamy choinkę. Sztuczną. Obok dwa anioły, też z plastiku.
Jak przemili poinformowali, że stanęła miejska choinka, co prawda w innym, niż tradycyjne miejscu, ale za to sztuczna, nie uwierzyłam. Więc poszłam i sprawdziłam. Jest, rzeczywiście. Stoi tam, gdzie stał Motyl, czyli w okolicach Empiku i dość okropnej rzeźbki, no i jest z plastiku. Obok rzeczywiście dwa dość duże anioły, też z plastiku. No ale w końcu z czego owe istoty mają być? Toć nie z poświaty anielskiej.
Ale wracam do choinki. Plastik, tani materiał, odporny na różne plagi i nieszczęścia, bo przez nikogo niezjadliwy, odporny na deszcz, na śnieg, no może topi się w bardzo wysokich temperaturach. Znaczy choinka zostanie nam na wsze czasy.
Ale plastik to też tandeta, to namiastka, surogat, coś okropnego. Kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości wybitna polska rzeźbiarka Alina Szapocznikow eksperymentowała z plastikiem. No i dziś jej spadkobierca i rzecznik pamięci – syn Piotr ma problem, bo te plastiki nie wytrzymują próby czasu – a jednak, i nie bardzo wie, co z tą spuścizną zrobić. Jednak choinka z miasta na siedmiu wzgórzach nie jest eksperymentem artystycznym, jest solidna i na moje oko dość szpetna. I choćby dlatego stać tam będzie bardzo długo.
Nie rozumiem, dlaczego nie można było postawić drzewka żywego. Przecież mieszkamy w najbardziej zalesionym województwie. Wystarczy wyjechać za opłotki miasta, żeby się o tym przekonać. Nigdy jakoś nie było problemu z zakupieniem drzewka przez miasto. A tu masz… No pech po całej linii.
A teraz z drugiego kątka, mego równie ulubionego. Pani marszałek dotrzymuje słowa i daje szynobus do Berlina. Jakie szczęście niepojęte. A drugie szczęście niepojęte, to obciążenie bydgoskiej Pesy gigantyczną karą za niedotrzymanie umowy, bo znakomita i licząca się na rynku firma nie zdążyła z pociągami, a raczej z homologacją dla nich. No i ta kara ma sięgać 19 mln zł. Znaczy marszałkini znalazła sposób na załatanie dziury, jaką produkuje kosmodrom Babimost. A serio – jakoś zwyczajnie nie wierzę w to, co mówią urzędnicy.
Co do połączenia, pożyjemy, zobaczymy, jak długo ono będzie istnieć. Ale sam pomysł pociągu o 5.40 do Kostrzyna mnie się podoba. Zdążę na wczesnego Bombardiera do miasta nad Szprewą i Hawelą, bo jednak i tak wolę jeździć niemieckimi pociągami…
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.