2015-12-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i chyba jednak znów miałam rację. Na razie połączenia bezpośredniego do Berlina nie będzie, powód – nie ma właściwych pociągów.
Jakoś ostatnio nie miałam okazji, aby powiedzieć, a nie mówiłam… Od samego początku, kiedy zaczęły się gadki o bezpośrednim połączeniu Berlina z miastem na siedmiu wzgórzach, byłam sceptyczna. I okazało się, że chyba jednak miałam rację. Bo najpierw okazało się, że prywatny przewoźnik nie może liczyć na kasę marszałka, więc nic z tego nie będzie. Potem marszłkini obiecała, że jednak będzie, i to już za chwileczkę, już za momencik, ale nie, jednak nie będzie, bo jednak Pesa nie zdążyła, a marszałkini nie ma pociągów, czy też szynobusów z niemiecką homologacją.
No i cóż, kolejny raz jakaś obietnica, kolejny raz jakieś słówka. Jakoś zupełnie nie jestem zaskoczona. Powtórzę jak zacięta płyta, lepiej i sensownej jest skomunikować miasto nad trzema rzekami z miastem margrabiego Jana i po kłopocie. Bombardiery jeżdżą wahadłem do Berlina co godzinę. Wszyscy znajomi tak jeżdżą i chwalą, ja zresztą też. Więc po co sztuczne twory…Kosztowne dodam.
No i z innego kątka. Od jakiegoś czasu przemili znajomi, którzy stale chadzają do Filharmonii zaczęli dostrzegać, że w stroju muzyków coś nie trybi. No i przekonałam się wczoraj, co nie trybi. Otóż nasi muzycy, mam na myśli panów, grają w koszulach bez muszek. Podczas gdy maestra dyryguje w muszce. Inna polska maestra Ewa Strusińska z Szczecina dyryguje w takich żakietach, że zwyczajnie muszki nie potrzebuje, ale jak zakłada frak, to mucha obowiązkowa jest. Pogapiłam się na przykłady innych orkiestr i fakt, muchy są. Może więc i nasi filharmonicy sprawę przemyślą. Oczywiście rzecz nie jest godna kruszenia kopii, ale może warto się zastanowić…. W każdym razie zastanawiają się gorzowscy melomani, znaczy ich część.
No i z ostatniego kątka. Oświetleniowego będzie. Pojawiają się już pierwsze prywatne oświetlenia świąteczne. Jedno takie w stylu Las Vegas jest na Pomorskiej. Ktoś przystroił światełkami cały ogród. Naprawdę wygląda, jak z Las Vegas. Jak kto lubi takie dekoracje, powinien się wybrać, bo oglądać jest co. A skoro przy oświetleniu świątecznym wyszło, że jestem malkontentką i to w dodatku ślepą oraz zacietrzewioną, to przyznaję się do błędu. OK. Niech będzie. Ładnie miasto wygląda, ale jedno malusie ale musi być… Ja naprawdę nie lubię mrugających światełek, wywołują u mnie nieciekawe efekty. Co do reszty, skoro się wszystkim podoba i nawet w Teleekspressie mówili, znaczy tak jest i basta.
Ps. Nadal nieznane są losy plakietki z podobizną Egometa Brahtza, co to ją onegdaj złodzieje ukradli. No i mam niestety przeczucie, że tak pozostanie.
Ps. 2. Miasto nasze odwiedziła pewna ciekawa osoba, wnuczka profesora Aleksandra Gieysztora i …uznała, że miasto ostatecznie się broni, bo nawet bloki stojące w centrum są na ludzką miarę, a nie jak te na Manhattania czy gdzie indziej. Ale i tak najbardziej podobała się jej katedra.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.