2015-12-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Po raz pierwszy nie pójdę pierwszego dnia do kina na premierę „Gwiezdnych wojen”, znaczy kolejny odcinek cyklu. A zawsze tak było.
Sprawdziłam, są jeszcze miejsca na niektórych seansach siódmego odcinka gwiezdnej sagi Georgesa Lucasa. Ale mnie obowiązki i zobowiązania wcześniejsze jednak przytrzymują, więc dopiero w poniedziałek…
Dam radę. Ale nie o tym ma być, kiedy ja do kina. Będzie o Legionie 501, czyli stowarzyszeniu fanów, którzy noszą tak wierne stroje, że mogliby w każdej chwili pojawić się na planie filmu i niczym by nie odstawiali od statystów.
Tak się bowiem składa, że w mieście nad Wartą mieszka dwóch członków Legionu, a przypomniała mi o tym „Polityka”. W najnowszym numerze jest bowiem dość sporawy tekst o gwiezdnej sadze i jej fanach ze zdjęciami Cezarego Żołyńskiego i jego syna Michała. Cezary jest aktorem gorzowskiego Osterwy, natomiast Michał pracuje w teatrze w Elblągu.
Obaj są zapiekłymi fanami i obaj należą do Legionu. Swego czasu Cezary nawet nim dowodził.
Miło jest, kiedy liczący się tygodnik pokazuje, że w mieście nad Wartą też dzieją się dobre i pozytywne rzeczy. A za pozytywną rzecz mam właśnie między innymi i takie działania, jak uczestnictwo w fan-clubie, który robi naprawdę fajne rzecz. Bo oprócz szycia kostiumów i spotykania się na konwentach, to jeszcze fani wkładają masę energii w działania charytatywne. Zbierają pieniądze na chore dzieci, kwestują podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, jednym słowem robią mnóstwo dobrego. Jak dla mnie fajna sprawa.
A teraz z innego kątka będzie, mniej przyjemnego. Otóż ze zgrozą przeczytałam relację różnych osób z wydarzeń pod III Liceum Ogólnokształcącym. Przypominam, napastnicy pobili do nieprzytomności chłopaka. I co mnie przeraziło? Otóż opis zachowań uczniów. Nie udzielili pomocy koledze. A jakaś panna stwierdziła, należało mu się. Co to znaczy – należało mu się? Nikomu nie należy się takie traktowanie. Może jednak dyrekcja i nauczyciele za mało wkładają w uczniowskie głowy? Może jednak coś nie trybi w całym systemie? Może zwyczajnie już nie ma miejsca na wychowanie? Nie będę się zastanawiać, bo i nie ma po co. Mądrzejsi pięć razy ode mnie nie bardzo wiedzą, co z tym fantem zrobić. A zrobić coś trzeba, bo zaczyna być strasznie.
No i z kolejnego kątka. Otóż jutro zagości w mieście Grzegorz Turnau. Przyjeżdża po bardzo długiej przerwie i z projektem lokalnym, bo tak wynika z tytułu koncertu. Niestety, nie ma już biletów, ale zawsze można mieć nadzieję, że jednak się znajdą, bo a nuż ktoś nie będzie mógł, i będą zwrotki? A Grzegorza Turnaua raczej jakoś specjalnie reklamować nie trzeba, bo kto nie zna „Na ulicy cichosza…”.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.